BeatsX, czyli nie każdemu odpowiadają słuchawki Apple AirPods
Nie każdy to wie, ale Apple przygotowało aż dwa akcesoria w postaci bezprzewodowych słuchawek, które wykorzystują chip W1. Mowa AirdPods oraz BeatsX. Zabawne jest to, że w obydwu przypadkach firma borykała się z opóźnieniami ich rynkowej premiery…
iPhone 7 jest w pewnym sensie rewolucyjny, gdyż jak inaczej nazwać próbę uśmiercenia złącza audio Jack 3.5, które przez lata uważane było za standard w dziedzinie gniazd słuchawkowych i zastąpienie go łącznością bezprzewodową. Rewolucja? Mimo że słuchawki Bluetooth nie są niczym nowym, producenci rozważali ich użytkowanie za dodatkową opcję. Dodatkową, nie jedyną, która pozwoli na słuchanie muzyki. Wygląda na to, że Apple zapoczątkował nowy trend związany z brakiem dedykowanego złącza audio w urządzeniach mobilnych. Tak wiem, istnieją przejściówki, ale z relacji znajomych wiem, że ich działanie pozostawia wiele do życzenia.
Wracając do słuchawek od Apple. Jak wiecie sztandarowym rozwiązaniem są AirPods, czyli przypominające EarPods akcesorium pozbawione jakichkolwiek kabli. Produkt jest świetny, ale nie każdemu odpowiada innowacyjne podejście do kwestii pchełek. Spokojnie, sadownicy pomyśleli także o osobach bardziej (ale nie do przesady) konserwatywnych, dla których przygotowano specjalny model. Jego powstanie możliwe było dzięki niegdysiejszemu przejęciu pewnej firmy.
BeatsX, czyli historia lubi się powtarzać
Takkkk, pojęcie czasu jest przez Apple lekko naginane. Firma kazała czekać na słuchawki AirPods wyjątkowo długo, kilkukrotnie przekładając ich rynkową premierę. Śmieszniejsze było to, że kiedy już pojawiła się możliwość ich zakupu czas oczekiwania na dostawę wynosił nawet kilka tygodni. Owszem, pierwsi szczęśliwcy otrzymali słuchawki znacznie wcześniej, ale nie każdy siedzi przed komputerem wypatrując rozpoczęcia procesu sprzedaży.
Sytuacja drugiego produktu z oferty Apple, czyli BeatsX wyglądała bardzo podobnie, z tą różnicą, że tym razem firma była stosunkowo powściągliwa w udostępnianiu komunikatów dotyczących daty premiery rynkowej… aż do teraz. Okazuje się bowiem, że produkt trafi na półki sklepowe (również te wirtualne) już za dwa dni, czyli 10 lutego. Skąd pewność? Otóż jest to oficjalny komunikat, który pojawił się na zweryfikowanym twitterowymm koncie Beats By Dre, czyli firmy należącej do Apple. Tweet zdradza coś więcej niż termin.
Co tak właściwie wiadomo o BeatsX?
https://twitter.com/beatsbydre/status/828983032426008576?ref_src=twsrc%5Etfw
Wbrew pozorom całkiem sporo, a materiał zamieszczony na ćwierkaczu zdaje się tylko wszystko potwierdzać. Na początku warto powiedzieć, że będą to dwie słuchawki połączone przewodem Flex-Form, który ma zagwarantować komfort, a co za tym idzie, nie powinien się „skręcać”. Bezprzewodowa technologia przesyłu, jak i model pracy akcesorium ma przypominać wrażenia zbliżone do użytkowania Apple AirPods, co bez wątpienia będzie jedną z największych zalet urządzenia.
W BeatsX znajdziemy także moduł sterowania RemoteTalk pozwalający na sterowanie odtwarzaczem, aktywację Siri oraz odbieranie połączeń głosowych. Jeśli wierzyć zapewnieniom producenta, słuchawki powinny „wytrzymać” na jednym ładowaniu aż 8 godzin. To nie wszystko. Dzięki specjalnemu trybowi Fast Fuel po 5-minutowym połączeniu ze źródłem zasilania, akcesorium pozwoli na dodatkowe 2-godzinne odtwarzanie muzyki.
Czy warto?
W mojej ocenie tak. Zauważyłem kilka rzeczy, dzięki którym zakup BeatsX wydaje mi się rozsądniejszy od wyboru AirPods. Pierwszą kwestią jest cena, która jest o 120 niższa niż w przypadku „sławniejszych” pchełek. Druga sprawa związana jest z obawą zgubienia słuchawek. BeatsX zostały wyposażone w przewód oraz specjalne magnesy łączące sprzęt w trakcie jego nieużywania, w efekcie przypomina on futurystyczny naszyjnik.
Podzielacie moje zdanie?
Źródło: Apple, Beats By Dre