Wyrok za lajka na Facebooku? Robi się poważnie
Czy można zostać skazanym i usłyszeć wyrok za lajka? Okazuje się, że można, co udowodnił Szwajcarski system sprawiedliwości. Przyjrzyjmy się szczegółom i zastanówmy się, nad tym, jak dalece powinniśmy być powściągliwi w kwestii “rozdawania” lajków.
Przycisk “lajk” to prawdziwy fenomen. Jego geneza związana jest bezpośrednio z Markiem Zuckerbergiem, twórcą Facebooka — serwisu, dzięki któremu lajk zdobył tak ogromną popularność. Czym dokładnie jest rzeczony element społecznościówki?
To niewielka ikonka dostępna pod postami znajomych, postami marek, zdjęciami, a nawet komentarzami w konwersacjach. Za jego pomocą możemy wyrazić naszą aprobatę, złość, niezadowolenie lub żał — w zasadzie wszystko. Niestety, emocje należą do uczuć złożonych, przez co lajkowanie nekrologu można odebrać za nietakt. Właśnie dlatego wprowadzono “reakcje”, czyli rozszerzonego “like”. Facebook pozwolił tym samym na określenie tego, w jaki sposób chcielibyśmy zareagować na daną publikację na FB. Co z podstawową wersją lajka? Ta została na miejscu, ale nie straciła na znaczeniu. Udowadnia to sprawa szwajcarskiego pozwu, w wyniku którego pewien jegomość otrzymał wyrok.
Wyrok za lajka to nie żart
Sprawa dotyczy konwersacji prowadzonej w ramach dyskusji na Facebooku, która to odnosiła się do Erwina Kesslera. Rzeczony jegomość blisko związany z obrońcami praw zwierząt został nazwany antysemitą oraz rasista, co skłoniło go do podjęcia działań o charakterze prawnym. Jak nie trudno zgadnąć sprawa znalazła swój finał w sądzie, gdzie rozstrzygnięto spór. Erwin oskarżył większość uczestników dyskusji o oszczerstwo pod jego adresem. Dziś nie interesuje nas jednak sprawa “zbiorowa”, a jedynie jeden jest element, związany z człowiekiem, który najzwyczajniej w świecie, polubił dany komentarz. Oznacza to, że oskarżony nie pokusił się nawet o dodanie własnej opinii do konwersacji. Niestety, nie czyni to z niego człowieka niewinnego, a przynajmniej tak wynika z postanowienia szwajcarskiego sądu.
Pechowiec otrzymał bowiem za swoje przewinienie karę grzywny. Została ona wymierzona w formie wyroku w zawieszeniu, ale fakt pozostaje faktem — to pierwszy na świecie wyrok za lajka. Na nic zdały się tłumaczenia, że nie doszło tutaj o swobodnej wypowiedzi mającej na celu oczernianie wspomnianego wcześniej obrońcy praw zwierząt. Sąd uznał oskarżonego za winnego, co uzasadnił tym, że poprzez użycie przycisku lajk przyczynił się on do rozpowszechniania wypowiedzi oczerniających Eriwna Kesslera. Jakkolwiek niedorzecznie by to brzmiało, jest w tym sporo racji. Znajomi “widzą” na swoich newsfeedach materiały, które my jako użytkownicy Facebooka polubiliśmy. W zasadzie poprzez lajkowanie udostępniamy daną treść, zwiększając jej zasięg. Sąd miał więc rację. Budzi to jednak we mnie niepokój o wolność w sieci…
Wyrok za lajka a wolność wyrażania opinii
Sam wyrok nie jest niczym strasznym, bo po pierwsze — nie dotyczy bezpośrednio Polski, a po drugie jest dopiero pierwszą tego typu decyzją. Obawiam się jednak, że inni sędziowie z krajów Starego Kontynentu “podłapią” pomysł i zaczną się na nim wzorować. Skoro w Szwajcarii możliwe stało się pozwanie człowieka za to, gdzie ulokował swoje Facebookowe polubienia, to samo może spotkać polskiego internautę.
Czy szykuje się wysyp pozwów? Wątpię, a przynajmniej nie zakładam, że nagle ludzie zaczną masowo wykorzystywać tego typu zarzuty. Nie mniej jednak może to być solidny oręż w walce z irytującymi hejterami sieciowymi. Niestety, równie dobrze wspomniany wyrok za lajka może stać się bronią obosieczną.
Źródło: TheGuardian