Fitbit Ionic — produkt ostatniej szansy nie należy do urodziwych
Fitbit Ionic to szansa, na której zmarnowanie nie mogą pozwolić sobie twórcy urządzenia. Czy hybryda inteligentnej opaski fitness i smartwatcha spodoba się konsumentom? Nawet jeśli, z tą ceną sprzedaż może okazać się niewystarczająca.
Producent inteligentnych opasek coraz śmielej poczyna sobie na rynku wearables. Z pewnością na taki stan rzeczy miała wpływ ostatnia transakcja, dzięki której Fitbit stał się właścicielem Pebble. Nabytek to marka rozpoznawalna wśród fanów smart zegarków, której mimo posiadania świetnego produktu, nie powiodło się na typowym rynku konsumenckim. W teorii wiedza i doświadczenie twórców urządzenia będącego niegdyś hitem serwisu crowdfoundingowego Kickstarter może pomóc włodarzom Fitbit w rozruszaniu skostniałego “zegarkowego” biznesu. Czy tak się stanie? Zawsze istnieją szanse.
Fitbit Ionic, czyli potęga i brzydota
Mówcie, co chcecie, ale dla mnie Fitbit Ionic jest po prostu brzydki. Za nic nie przemawia do mnie jego design, co nie znaczy, że nie będzie to sprzęt skrojony na miarę waszych potrzeb. Sam lubuję się w odmiennej stylistyce, ale wyczucie estetyki jest sprawą indywidualną. Nie mogę za to odmówić urządzeniu dwóch rzeczy. Pierwszą jest dbałość o szczegóły wykonania konstrukcji. Dostępne materiały producenta, dodam oficjalne materiały, pokazują, że projektanci odwalili kawał dobrej roboty. Spójrzcie na fakturę paska, która jest bliźniacza z tą, która pokrywa główny przycisk zegarka. To może się podobać. Drugą rzeczą, która w moim przekonaniu jest “na plus” są zamontowane podzespoły. Uwierzcie lub nie, ale specyfikacja techniczna pozwala uznać produkt za więcej niż interesujący.
Fitbit Ionic został wyposażony we wbudowany moduł GPS, czujnik tętna oraz personalnego trenera. Informacja o obecności krokomierza jest w zasadzie formalnością. Za wyświetlanie danych odpowiada 1,42-calowy ekran wyświetlający obraz w rozdzielczości 348 x 258 pixeli i który chroniony jest warstwą szkła Corning Gorilla Glass trzeciej generacji. Oczywiście urządzenie cechuje wodoodporność do głębokości 50 metrów. Konstrukcja wykonana z aluminium posiada wbudowaną pamięć równą 2,5 GB oraz akumulator, który według producenta wystarczy na aż 4 dni umiarkowanej pracy zegarka. Przy naprawdę intensywnym użytkowaniu czas ten skróci się do nieco ponad 10 godzin.
Co potrafi Fitbit Ionic?
Sprzęt jest przede wszystkim asystentem wszelkich aktywności fizycznych i tak należy go traktować. Nie mniej, pracuje pod kontrolą platformy, w której istnieją aplikacje. W momencie zakupu Fitbit Ionic będzie wyposażony jedynie w Stravę, AccuWeather, Pandorę (w Europie będzie to inna usługa streamingowa) oraz Starbucks. Jako że twórcy udostępnili deweloperom odpowiednie SDK, ci będą mogli tworzyć nowe programy działające na zegarku-opasce.
Sprzęt w USA kosztuje aż 299,95 dolarów. W luźnym przeliczniku daje nam to niewiele ponad tysiąc złotych, ale kiedy sprzęt trafi na nasz rynek z pewnością zapłacimy za niego przynajmniej jedną czwartą więcej. Nie jestem do końca przekonany co do zasadności wydawania na Fitbit Ionic takiej kwoty. Nie mniej, uważam za ciekawe także pozostałe urządzeniu producenta, które “wypłynęło” przy okazji zapowiedzi Fitbit Ionic. Mowa o słuchawkach Flyer.
Źródło: Fitbit