Atak na YouTube – czyli jak jedno wideo może wyrządzić krzywdę
Do ciekawej, a raczej przerażającej sytuacji doszło ostatnio w Stanach Zjednoczonych. Jeden z rozgoryczonych użytkowników platformy Google przypuścił atak na YouTube i był to atak, który mógł przybrać bardzo niebezpieczny obrót. Czy faktycznie media społecznościowe są aż tak ważne, by ryzykować za nie odsiadkę w więzieniu? Widocznie tak.
Czy bylibyście w stanie przejechać ponad 5 tysięcy kilometrów tylko po to, żeby się z kimś pokłócić? To raczej dość nienormalne zachowanie, które wskazuje na poważne zaburzenia psychiczne. Najbardziej przerażające w takim zachowaniu jest to, że osobnik, który zdecydował się na taki ruch, chodził normalnie po ulicach, a co więcej, publikował filmy w Internecie. Konkretnie jeden film i to ponoć tak idiotyczny, że wstydziła się go rodzina. Gdzie więc zawinił YouTube?
Atak na YouTube
Przypuszczając atak na YouTube, a konkretniej, próbując go przypuścić, bo Kyle Long został spacyfikowany przez ochronę, chyba nikt nie przypuszczał, co mogło go do tego skłonić. 33-letni mieszkaniec stanu Main wyruszył w podróż do siedziby YouTube ponieważ z serwisu zniknęło nagrane przez niego wideo. Materiał miał opowiadać o tym, jak zostać milionerem, więc Kyle mocno się zdenerwował, że jego prawa są ograniczane. Wsiadł więc w samochód i przejechał ponad 5 tysięcy kilometrów, by porozmawiać z włodarzami Google i przekonać ich do tego, że jego materiał jest wart publikacji.
Warto dodać, że do tego przekonywania mógł używać mocnych argumentów, bo policja w jego samochodzie znalazła trzy kije baseballowe. Na szczęście nie doszło do użycia fizycznej przemocy, bo Kyle został w porę spacyfikowany. To jednak nie pierwszy atak na YouTube, który miał miejsce. Ten obył się bez ofiar, ale nie zawsze tak było. W zeszłym roku w siedzibie firmy w San Bruno (Kalifornia), pewna kobieta otworzyła ogień do pracowników. Raniła trzy osoby, a następnie sama odebrała sobie życie. Powód? Serwis miał ponoć dyskryminować użytkowniczkę, która chciała publikować materiały o prawach zwierząt oraz weganiźmie.
Media społecznościowe a przemoc
W przypadku Long’a sprawa skończyła się dobrze, choć cała historia ma jeszcze drugie dno. Otóż materiał nagrany przez użytkownika nie został usunięty przez Google, ale… przez jego partnerkę. Ta stwierdziła, że wideo jest tak dziwaczne, że należy je usunąć. Bojąc się reakcji partnera, powiedziała mu, że to wina serwisu. Szkoda tylko, że nie zdecydowała się wcześniej wyjawić Long’owi prawdy, choć to może i lepiej dla niej. Nie wiadomo, co mężczyzna mógłby jej w takiej sytuacji zrobić skoro gotów był przejechać tysiące kilometrów, by „porozmawiać” z kimś w siedzibie YouTube.
W obu opisanych wyżej przypadkach, osoby uczestniczące w zdarzeniach miały problemy natury psychicznej. To jednak nie oznacza, że same media społecznościowe są wolne od przemocy. Co chwila dochodzą nas głosy o mowie nienawiści, a wygląda na to, że coraz częściej ta będzie przenosiła się na prawdziwe ulice. Społecznościówki mają ogromne zasięgi, a dobrze rozbudowane kanały na YouTube miliony obserwujących. Nie mówimy tutaj nawet o patostreamerach, bo to temat na osobną dyskusję. Czy powinniśmy obawiać się tego, że już niedługo agresja z Internetu przeniesie się na agresję skierowaną personalnie? Niestety, ale w niektórych przypadkach może do takiej sytuacji dojść. Atak na YouTube to jeden z przykładów, gdzie człowiek zaślepiony możliwością szybkiego zdobycia pieniędzy oraz sławy, zdecydował się zareagować w najprostszy z możliwych sposobów. Agresją. Obyśmy się mylili i do takich ataków więcej nie dochodziło.
Nowe smartofny znajdziecie w naszym sklepie internetowym, wchodząc pod ten adres.
Źródło: BuzzFeed / The Verge