Recenzja To Rozdział 2 – miało być strasznie, a wyszło…
W kinach dalej można oglądać kontynuację, a raczej kolejną część filmu, który na zawsze zmienił to, jak patrzę na klaunów. Stephen King zrobił mi tym samym wielką krzywdę, bo cyrkowi pracownicy niczym mi przecież nie zawinili. Cóż, od lat nie mogę przestać myśleć o tym, że wszystko byłoby inaczej, gdyby nie To. Oto moja subiektywna recenzja To Rozdział 2.
Zacznijmy może od tego, czy warto wybrać się na drugą część filmowej opowieści, jeżeli nie widziało się pierwszej odsłony? Owszem, można, bo reżyser nie bał się przywoływać zdarzeń z pierwszego To i czasem odnosiłem wrażenie, że robiło to nawet nazbyt często. Rozumiem ten zabieg, bo przecież od premiery pierwsze części minęło już sporo czasu, ale w moim odczuci, można było ten film o parę scen skrócić, a już na pewno o te, gdzie przypominano mi, co wydarzyło się w przeszłości Frajerów.
Recenzja To Rozdział 2
Moja recenzja To Rozdział 2 będzie mocno subiektywna i nawet nie będę silił się na obiektywizm, bo przy ocenianiu sztuki, jest to wręcz niemożliwe. Nie oszukujmy się, każdy z nas inaczej oceni ten czy inny film i udawanie, że jest inaczej, mija się z celem. Zapewne inaczej odbierałbym ten film inaczej, gdyby nie to, że oglądałem pierwszą jego wersję z genialnym Timem Curry w roli Pennywise-a. Oczywiście produkcję z początku lat dziewięćdziesiątych oglądałem będąc jeszcze dzieciakiem, więc podchodziłem do niej zupełnie inaczej, niż do tej opisywanej wersji. Tam jednak czułem trochę więcej kinowej „magii”, którą teraz zastąpiły efekty specjalnie.
Dobra, koniec marudzenia, bo recenzja To Rozdział 2 ma dotyczyć przecież tej odsłony opowieści, a nie mini-serialu. Przed reżyserem stanęło ciężkie zadanie z dwóch powodów. Po pierwsze, książkowy materiał odnoszący się do dorosłych już Frajerów, nie został tak dobrze poprowadzony przez Stephena Kinga, jak miało to miejsce w młodszymi ich wersjami. I to bardzo wyraźnie czuć w filmowej wersji, gdzie aktorzy nie bardzo mieli pole do popisu. Od razu rzucono ich na głęboką wodę, bo przecież trzeba przyśpieszyć akcję. Po drugie, filmowi odbija się czkawką po tym, co Netflix zrobił ze swoim Stranger Things. Nie da się zaprzeczyć, że bracia Duffer czerpali od Kinga pełnymi garściami i w momencie, kiedy ich serial święcił triumfy, pierwszy rozdział To bardzo na tym skorzystał. Drugi nie miał już takich szans, więc i widzowie, a w tym i ja, odebrali go zupełnie inaczej.
Co nie zagrało?
Oglądając pierwszy rozdział To, trudno było się oprzeć wrażeniu, że Andy Muschietti (reżyser obu części), trochę inspirował się tym, co stworzył Netflix. Oczywiście dalej opierał się na prozie Kinga, która to z kolei posłużyła do zobrazowania Stranger Things w takiej postaci, ale w chwili, kiedy serial był na ustach wszystkich, porównania same się pojawiały. Widać to było w kwestiach castingowych, bo przecież Ritchie’go Toziera grał Finn Wolfhard, czyli Mike z serialu braci Duffer. I tutaj widzowie pokochali stworzoną przez Muschiettiego konwencję, bo zwyczajnie doskonale ją znali.
Dzieciaki na rowerach, wiszące nad nimi zagrożenie i tak dalej, wiecie doskonale o co chodzi. Tymczasem w drugim rozdziale opowieści o morderczym klaunie, wszystko musiało wyglądać już inaczej. Zniknęła gdzieś więź między widzem, a tym, co dzieje się na ekranie, bo dorośli aktorzy nie działają już na nas tak sentymentalnie. Patrzymy po prostu na następny horror, który ma za zadanie nas przestraszyć, a nie budować z nami więź. Dlatego też pewnie tak wiele pojawiło się tutaj „przypominajek”, ale nie zdziałały one cudów. Sceny z dziećmi wprowadzały tylko niepotrzebny zamęt i niemiłosiernie rozwlekały akcję. Owszem, są one kluczowe dla rozwoju postaci już dorosłych, ale moim zdaniem można je było poprowadzić trochę inaczej.
Historia sukcesu
Uwaga, tutaj pojawi się minimalna ilość spoilerów odnośnie filmu. Dorośli Frajerzy zapomnieli o tym, co wydarzyło się w ich rodzinnym mieście w chwilę po tym, jak z niego wyjechali. Praktycznie każdy z nich osiągnął ogromny sukces, choć widać, że okupiony on został jakimś cierpieniem. Czasem widocznym aż nadto w interpretacji reżysera. Widać tutaj, że w chwili, kiedy bohaterowie opuścili miasteczko, zapomnieli o tym, czego nauczyło ich spotkanie z klaunem. Powtarzają błędy swojej młodości i błędy swoich rodziców. Wchodzą w związki, które nie mają prawa się udać lub chowają się za ścianą zbudowaną ze swojego humoru.
Wszystko do nich wraca po 27 latach. W Derry został tylko Mike. Mężczyzna, który poświęcił swoje życie na to, by odkryć prawdę o pradawnym źle, które skrywa się w kanałach pod miasteczkiem. W momencie, kiedy wracają do miasteczka, powoli przypominają sobie to, co wydarzyło się przed blisko trzema dekadami. Tutaj mam pewien problem z filmem, bo choć dostałem krótkie ekspozycje o każdym z bohaterów (prawie każdym), to potem zupełnie o nich zapomniano. Nie było istotne to, kim są jako dorośli, ale kim byli jako dzieci. Mogę zrozumieć ten zabieg narracyjny, ale zabrakło mi tutaj tego „czegoś”. Elementu spajającego dorosłych z ich młodszymi wersjami. Trudno mi nawet opisać czego mi zabrakło, bo to moje indywidulane odczucie.
Szwy opowieści
Recenzja To Rozdział 2 musi także zahaczyć o to, co w pierwszej części było najważniejsze. O lęk. Klub Frajerów uporał się ze swoim strachem, a przynajmniej w dużej części mu się to udało. Dorośli bohaterowie tego już nie potrafią, więc widz otrzymuje powtórkę z rozrywki. Ten sam, sprawdzony schemat, który w połączeniu ze sposobem pokazywania klauna i próby wywołania strachu, zaczyna zwyczajnie męczyć. Praktycznie za każdym razem można odgadnąć, kiedy pojawi się Pennywise i jak to zrobi. Po jakimś czasie człowiek zaczyna już się zwyczajnie nudzić, bo i sam film ma prawie 170 minut długości.
Powtarzalność to największa wada, bo pokazuje, że opowieść pozszywano tak, by odnieść sukces w box office. Widzowie jednak nie pokochali tej części tak, jak pierwszej. Ja także poczułem się rozczarowany, bo liczyłem na cos odrobinę innego. Tymczasem dostałem praktycznie to samo, co w rozdziale pierwszym, ale z dorosłymi aktorami. Bolało mnie także to, że wątek Mike’a, czyli mężczyzny, który został w Derry żeby wyjaśnić tajemnicę, został potraktowany po macoszemu. O genezie To nie dowiadujemy się praktycznie niczego nowego, a wygląda też na to, że jego obecność w miasteczku niewiele zmieniła, bo nawet brutalne zabójstwo nie wpływa na społeczność Derry. Nie mówiąc już o kolejnych zaginięciach. Znacznie lepiej zobrazowano to w pierwszej odsłonie.
Są też plusy
Nie chcę cały czas narzekać, bo w produkcji da się znaleźć całkiem sporo plusów. To dobrze nakręcony horror, ale mnie do siebie zupełnie nie przekonał. Nie mogę jednak powiedzieć, że zupełnie mi się nie podobał. Kilka scen potrafi zapaść w pamięć na długo, a same zdjęcia także zasługują na pochwałę. No i Bill Skarsgård w roli morderczego klauna to mistrzostwo świata. To cud, że aktorzy na planie nie zwariowali widząc tego człowieka w pełnym makijażu.
Czy warto iść do kina na To Rozdział 2? Tak, bo mimo wytkniętych przeze mnie niedociągnięć, to dalej całkiem przyjemne kino. Warto jednak pozbyć się wszelkich złudzeń, że dostaniemy film tak dobry, jak jego pierwsza odsłona. Dostaniemy film przeciętny i trochę zbyt długi, ale dalej potrafiący całkiem nieźle bawić. Warto tylko się do niego odpowiednio nastroić.
Laptopy, komputery i smartfony, które pozwolą wam obejrzeć pierwszą część To, znajdziecie w naszym sklepie internetowym, wchodząc pod ten adres.
Źródło: New Line Cinema / IMDB / YouTube / Opracowanie własne