Apple Pippin, czyli jak firma utopiła miliony na konsoli
Nie każdy produkt, który wypuszczało Apple z miejsca okazywał się sukcesem. Zdarzały się i takie, których gigant może wstydzić się po dziś dzień. Jednym z nich (bo nie jedynym!), jest właśnie Apple Pippin, czyli konsola do gier. Tak, Apple stworzyło kiedyś konsolę, ale popełniło przy tym tyle błędów, że projekt nie miał prawa się udać.
Rynek konsol nie jest i co ważniejsze, nigdy nie był łatwy. Wiele firm skutecznie się o tym przekonało, a wśród nich tacy giganci jak Sega. Dziś o firmie mało kto już niestety pamięta, a tymczasem w latach dziewięćdziesiątych mało kto mógł wyobrazić sobie przyszłość rynku bez nich. Jak się jednak okazuje w tym biznesie nie ma stałych, które decydują o sukcesie. Kluczem zdaje się być odpowiednie wyczucie potrzeb graczy, katalog produkcji, no i oczywiście… cena.
Apple Pippin
Lata, kiedy Apple zdecydowało się wejść we współpracę z Bandai, nie były dla firmy tak lukratywne, jak ostatnio. Mówiąc szczerze, gigant miał się wtedy bardzo źle. Kilka miesięcy przed tym, zanim do Apple wrócił Steve Jobs, podjęto jedną z decyzji, którą dziś trudno racjonalnie wytłumaczyć. Przecież w momencie, kiedy rynek konsol był zapchany do granic możliwości, wypuszczanie kolejnego sprzętu mijało się absolutnie z celem. Tymczasem w Apple pomyślano zupełnie na odwrót.
Apple Pippin pojawił się więc w bardzo nieciekawym momencie. Zarówno dla samej firmy, która rozpaczliwie potrzebowała sukcesu, tak jak i dla rynku, którym rządziło Nintendo, Sony oraz Amiga. Można więc było założyć, że już na starcie konsolę czekają problemy. Szczególnie, że samo Apple postanowiło się niejako od projektu odciąć. Na konsoli zabrakło logo firmy, co oznaczało, że część z klientów w ogóle nie była w stanie skojarzyć konsoli z producentem Mac’ów. Sam marketing także został powierzony Bandai, które wtedy nie miało jeszcze takiej mocy, jak ma dziś. To zapowiadało kłopoty, ale nie katastrofę. Ta nadeszła wraz z wypuszczeniem sprzętu na rynek.
Co poszło nie tak?
Przyjrzyjmy się najpierw samej konsoli i jej bebechom. Dziś mogą wydawać się śmiesznie słabe, ale swojego czasu sprzęt był całkiem interesujący. Szczególnie, że Apple Pippin pozwalał na to, by podpinać do niego np. dodatkową kartę graficzną przez złącze PCI. To było coś rewolucyjnego, czego wtedy nie miał nikt inny. Sprzęt miał 6 MB RAM, ale dało się ją jeszcze rozszerzyć, a procesorem został PowerPC 603 taktowany 66 MHz. Pamięć flash to ledwie 128 KB, ale za to czytnik płyt CD miał aż poczwórną prędkość. Można śmiało założyć, że wnętrze Apple Pippin było bardzo zbliżone do tego, co wtedy oferowały komputery Apple.
Tylko, że Apple zabroniło Bandai reklamować sprzętu, jako komputera. Dlaczego? Ponieważ klienci mogliby go pomylić z Mac’ami, a to nie służyłoby nikomu. Tak więc urządzenie stało się konsolą, choć oferowało praktycznie takie same możliwości, jak komputer. W teorii, bo interfejs został tragicznie wręcz uproszczony i stał się przez to mało intuicyjny. Kupujący nie bardzo wiedzieli, co z tym zrobić, a zrobić mogli niewiele, bo na start Apple Pippin nie oferował praktycznie… nic. Bądźmy szczerzy, tytuły z komputerów Apple nie przyciągały tłumów, a konsola oferowała tylko je. Takie było założenie biznesowe, ale nie znalazło ono odzwierciedlenia w rzeczywistości. Gracze oczekiwali czegoś więcej.
Apple Pippin było naprawdę rewolucyjnym produktem. Możliwość rozbudowy, czyli swoista modularność to jedno. Kolejnym elementem był kontroler. Ten był bezprzewodowy, co także było ewenementem jak na tamte czasy. Wprawdzie jego konstrukcja pozostawiała wiele do życzenia, bo umieszczono na nim między innymi kulę przypominającą rozwiązania znane z komputerowej myszy. I choć miało to służyć głównie obsłudze menu, użytkownicy nie pokochali tego rozwiązania.
Same problemy
Konsola miała być także czymś, co dziś nazwalibyśmy multimedialnym centrum rozrywki. Oferowała dostęp do Internetu, ale modem był tak kiepski, że przeglądanie stron było mordęgą. Dodatkowo na start gracze otrzymywali jedynie 4 gry. Zdaje się, że jednak gwoździem do trumny dla Apple Pippin była jego cena. I choć przyzwyczailiśmy się niestety, że produkty Apple są drogie, to w tym przypadku cena była wręcz absurdalna. Za urządzenie trzeba było zapłacić 599 dolarów.
Jeżeli uważacie, że nie jest to zbyt wygórowana cena, jak za konsolę, to przypominamy, że wtedy za PlayStation należało zapłacić 299 dolarów. Oczywiście sprzęt Sony oferował znacznie, znacznie więcej. Wysoka cena to nie tylko problem dla klienta, ale także dla producentów gier. Ci nie mieli najmniejszej ochoty tworzyć tytułów w które nikt by później nie grał. Innymi słowy, na rynku pojawił się produkt bez brandingu Apple, ale za to w zawrotnej cenie, będący połączeniem komputera oraz konsoli, ale z bardzo ograniczoną biblioteką.
Szacuje się, że Bandai wydało na promocję urządzenia 93 miliony dolarów. Ile sprzedało się sztuk? Około 40 tysięcy. To nie był kłopot, to była sromotna porażka. Problemy pojawiły się także w Europie, gdzie urządzenie miało być dystrybuowane przez norweską firmę Katz Media. Zanim jednak na dobre się to rozhulało, firma ogłosiła upadłość. Prawa do dystrybucji przeszły na Day Star, ale nie wiedziano co z urządzeniem zrobić. Nikt nie chciał go kupować, a tymczasem konkurencja rosła w siłę.
Smutny koniec
Nie da się zaprzeczyć, że sam pomysł, który przyświecał Apple, był jak najbardziej trafny. W końcu dziś mamy konsole pełniące rolę multimedialnego centrum rozrywki (Xbox doskonale się w tą definicję wpisuje), ale Apple Pippin poległ na marketingu. No i oczywiście był za drogi, a oferował za mało. Do tego dochodziły problemy z softem, ale te można było jeszcze wyeliminować. Cała reszta niestety pozostała już bez zmian.
Konsolę przestano produkować w 1998 roku, czyli raptem niecałe dwa lata po jej debiucie. Kiedy do Apple wrócił Steve Jobs firma odżyła, a jedną z pierwszych decyzji było to, żeby nie odsprzedawać oprogramowania zewnętrznym firmom. O Apple Pippin szybko zapomniano, a firma odbiła sobie tą porażkę z nawiązką. Gdyby za projekt zabrałby się Jobs, dziś wielka trójka konsol mogłaby wyglądać zupełnie inaczej.
Konsole oraz gry znajdziecie w naszym sklepie internetowym, wchodząc pod ten adres.
Źródło i zdjęcia: Bussines Insider / Wikipedia / Opracowanie własne.