BeoPlay E8 — prawdziwie bezprzewodowe słuchawki B&O pokazane na IFA 2017
BeoPlay E8 to bezpośrednia odpowiedź firmy B&O na Apple AirPods oraz Samsung Gear IconX. Czym dokładnie są wspomniane pchełki i czym wyróżniają się na tle innych konstrukcji wykorzystujących bezprzewodowy przesył danych Bluetooth? Sprawdźmy.
Słuchawki, szczególnie te dokanałowe towarzyszyły urządzeniom mobilnym odkąd pamiętam. Niezależnie od tego, czy był to odtwarzacz kasetowy, Diskman, iPod czy smartfon, słuchawki były zwyczajnie niezbędnym elementem zestawu. Pozwalały na dyskretne słuchanie muzyki, dźwięków z filmu oraz prowadzenie rozmów za pośrednictwem zestawu słuchawkowego. Z czasem technologia Bluetooth zaczęła wypierać modele wyposażone w tradycyjne kable, po to, aby dziś — zmienić słuchawkę w dwóch pchełkach wielkości paznokcia.
BeoPlay E8, czyli kolejny gigant dołącza do gry
Nie jestem przekonany do nowego rozwiązania i wątpię w to, że coś w tym temacie zmienią najbliższe miesiące, a może nawet lata. Miałem już styczność z AirPods od Apple i choć urządzenie spoczywało w uchu w miarę stabilnie, co chwila obawiałem się zgubienia słuchawki. Podczas aktywności fizycznych jest to nietrudne. Spróbujcie szukać niewielkiej rozmiarem słuchawki w trawie w przerwie podczas biegania. Życzę powodzenia… Nie oznacza to, że jestem przeciwnikiem nowego. Co to, to nie. Z przyjemnością użytkuje bezprzewodowe słuchawki, które tak naprawdę nie są bezprzewodowe. Uściślając — dwa głośniczki są połączone między sobą subtelnym kablem. Ze smartfonem lub innym sprzętem dostarczającym muzyki słuchawki łączą się za pośrednictwem Bluetooth. Ja to kupuję, ale czy warto zamykać się na najnowsze rozwiązanie?
BeoPlay E8 starają się mnie do siebie przekonać. Nie wprost, ale pośrednio. Jak? Zapewniając to, co zapewniają Apple AirPods, ale skupiając się na walorach wizualnych. Mówcie, co chcecie, ale produkt Sadowników jest zwyczajnie nieatrakcyjny. Mówi to fan, wielki fan Apple, więc coś jest na rzeczy. Produkt B&O mógłbym używać na co dzień, a przynajmniej takie jest moje pierwsze odczucie. Design to nie jedyna zaleta słuchawek.
BeoPlay E8 — technikalia i walory użytkowe
Słuchawki będą spoczywać w uszach użytkownika pewniej niż wytwór Apple, a zawdzięczać to można dwóm elementom — subtelnego zaczepu (tak nazwałem element chwytający) oraz wymiennych końcówek, dzięki którym każdy dostosuje rozmiar pchełek do swojego ciała.
Słuchawki obsłużymy za pomocą dotykowego aktywnego panelu i tutaj powiem krótko — jest to chyba najefektywniejsza i najwygodniejsza metoda zarządzania sprzętem. Sprzętem, który jak zapewniają twórcy, ma brzmieć naprawdę dobrze. W zasadzie nie mam co do tego jakichkolwiek wątpliwości. Urządzenie celuje w segment premium, co pokazuje choćby wysoka jego cena. 1299 złotych za pchełki to więcej niż sporo, ale jak wiadomo — za jakość trzeba płacić.
BeoPlay E8 mogą pracować przez maksymalnie cztery godziny, po czym należy odłożyć je do etui, które naładuje nasze pchełki. Bateria w “etui” pozwala na dwukrotne ich naładowanie. Apple wypada w tym temacie znacznie lepiej, gdyż zapewniają dłuższy czas pracy słuchawek oraz czterokrotnie wydajniejszą pojemność akumulatorów wbudowanych w etui.
Jestem przekonany, że kwestią czasu jest, to kiedy tego typu bezprzewodowe słuchawki zaczną tracić na cenie. Nie twierdzę, że z dnia na dzień podobne gadżety staną się tanie, ale zejście do poziomu maksymalnie kilkuset złotych jest w mojej ocenie kwestią góra kilku lat.
Źródło: BeoPlay