Obejrzałem Dom z Papieru 3 i żałuję, że nikt nie odda mi tych godzin
Czasem jest tak, że nowości, które pojawiają się na Netflix, „łykam” od razu. Tak było z drugim sezonem The Punisher czy trzecią odsłoną Stranger Things. Jeden weekend i z głowy, że tak nieładnie powiem. Jednak Dom z Papieru 3, czy kontynuacja jednego z największych hitów platformy, znalazł się na liście „kiedyś obejrzę”. Teraz miałem czas by trzeci sezon nadrobić i bardzo, ale to bardzo tego faktu żałuję.
Kiedy obejrzałem dwa pierwsze sezony Domu z papieru, byłem więcej niż zadowolony. Dostałem sprawnie nakręcony serial, który może i raził niektórymi swoimi „głupotkami” oraz rzeczami, które były wielce nieprawdopodobne, ale ich nagromadzenie nie było tak straszne, żebym przestał produkcję oglądać. Tymczasem od prawie samego początku trzeciego sezonu nie mogłem pozbyć się wrażenia, że to produkcja zrobiona tylko dlatego, że ktoś ją zamówił. Nie dlatego, że był na nią pomysł, ale dlatego, że był na nią popyt. I to w mojej ocenie zgubiło właśnie Dom z papieru.
Dom z papieru 3
Oczywiście w tekście pojawią się SPOILERY, co chyba dla nikogo nie powinno być zaskoczeniem. Będą jednak odnosiły się także do poprzednich dwóch sezonów, więc jeżeli ich jeszcze nie oglądaliście, nie psujcie sobie zabawy, bo są naprawdę w porządku. Przynajmniej wtedy, kiedy zestawi się je z tym ostatnim, który niszczy wszystko to, co wypracowano w poprzednich odsłonach. Tak się szczęśliwie skończyło, że kiedy wszyscy zachwycali się trzecim sezonem Domu z papieru, ja byłem zajęty. Praca, rodzina itd., więc oglądanie zostawiłem sobie na później, by podejść do niego zupełnie na chłodno. Nie miałem zbyt wygórowanych oczekiwań, ale liczyłem na coś odświeżającego.
I to chyba był mój największy błąd. Dom z papieru 3 nie przynosi bowiem kompletnie nic nowego. No dobra, są może nowe postaci, które przewijają się przez ekran, ale to nie na nich skupili się twórcy. Widać, że po prostu musieli dać „kogoś”, kto zastąpi bohaterów, którzy nie przeżyli. Taką role pełni tutaj Palermo, który próbuje przejąć rolę Berlina, ale jest zbyt mocno „przerysowany”. Widać to już od pierwszych scen z jego udziałem, a im dalej w las, tym gorzej. Palermo wypowiada się nieraz jak człowiek niewykształcony, zapatrzony w siebie i taki, któremu najchętniej dałoby się „po psyku”. Być może twórcy chcieli zrobić z niego postać negatywną, ale trochę to nie współgra z tym, dlaczego Profesor wszedł z nim we współpracę. I tu muszę przejść do kolejnego wątku, który zupełnie mi do serialu nie pasował.
Poucinane wątki
O ile jestem w stanie zrozumieć to, że Dom z papieru 3 przywrócił poniekąd do życia postać Berlina, bo bohater pojawia się praktycznie w każdym odcinku, to już nie jestem w stanie zrozumieć tego, dlaczego nie wyjaśniono podstawowej kwestii. Czemu napad na mennicę, któremu przyglądałem się przez pierwsze dwa sezony, został dokonany jako pierwszy w kolejności. W „przypominajkach” widzimy, jak Berlin, Palermo oraz Profesor opracowują plan, który wdrażają w życie dopiero teraz. Domyślam się, że rozwiązanie tego wątku pojawi się w czwartym sezonie, ale to wręcz niedopuszczalne, by takie niedopowiedzenie zostawiać „na później”.
Widz, a w tym i ja, nie musi wiedzieć wszystkiego. To nawet lepiej, jak niektóre rzeczy są niedopowiedziane lub niewyjaśnione od razu, ale w pewnym momencie jest tego zwyczajnie za dużo. Tak właśnie działa ten wątek, który jest zaszczepiany w praktycznie każdym odcinku, a następnie zapominany. Rozumiem, że scenarzyści musieli go odpowiednio „podprowadzić”, by na końcu całego napadu wyjaśnić, dlaczego nie zrealizowano go wcześniej. Jednak ja poczułem się zwyczajnie oszukany, bo nie mogłem pozbyć się wrażenia, że zwyczajnie jest to robione na siłę. Obawiam się tylko tego, że całe to misternie budowane napięcie w tej kwestii, zupełnie nie wypali. Nie zdziwię się, jeżeli okaże się, że napad nie doszedł do skutku, bo Berlina zdradziła ukochana lub zwyczajnie nie mieli środków finansowych na tak szeroko zakrojoną akcję.
Duża doza nieprawdopodobieństwa
Dom z papieru nigdy nie stronił od zdarzeń, które można nazwać nieprawdopodobnymi. Nie inaczej jest i w trzecim sezonie. Tym razem jednak ich nagromadzenie jest tak wielkie, że czasem zastanawiałem się, jakim cudem to przeszło przez ręce scenarzystów. Chcesz wynająć sterowce i naładować do nich miliony euro? Żaden problem. Nie szkodzi, że policja szuka cię z taką zaciekłością, że ma do tego całe centrum zarządzania, ale kiedy wynajmujesz sterowce, które pojawiają się nad przestrzenią powietrzną Madrytu, nikogo to nie obchodzi. Policja orientuje się dopiero wtedy, kiedy te wiszą im nad głową.
Mało? Tłum, który dostaje nagle dodatkową wypłatę, postanawia przyłączyć się do protestów i staje w obronie bandytów. Zbiera się w wielką tłuszczę i przez wiele dni stoi pod oknami budynku, który ci okupują. Po co? Bo tak było wygodniej dla scenarzystów. Zresztą sama policja jest na tyle nieudolna, że jak część zakładników wychodzi z budynku, to pozwalają by wszedł do niego Arturito. Tak zwyczajnie, bo przecież jest tam z setka policjantów, ale żadnemu nie przeszło przez myśl, by ustawić jakikolwiek korytarz, by zakładnicy nie rozpierzchli się po całym placu. I dodajmy do tego największy absurd całego serialu – ponowne zebranie się wszystkich bohaterów.
Kolejny napad
Rio trafia w ręce policji, więc cała grupa postanawia go uwolnić. No przykro mi, ale ja tego nie „łykam”. Nie przemawia do mnie to, że przestępcy, którzy mimo wszystko byli w większości „samotnymi wilkami”, nagle porzucają wygodne i dostatnie życie, by ryzykować jego utratę dla współtowarzysza broni. Szczególnie, że cały plan napadu w większości powstawał na bieżąco, co zresztą widać w poczynaniach Profesora. Brakuje mu tej finezji, elementu zaskoczenia, który pojawiała się w pierwszych dwóch sezonach.
Bohaterowie zachowują się zupełnie irracjonalnie, a najlepszym przykładem jest tutaj Tokio, która jakby nie zdawała sobie sprawy z tego, że od jej akcji, może zależeć życie innych osób. Osób, które zgodziły się w niej uczestniczyć specjalnie dla niej. Bo to w końcu normalne, żeby profesjonalny przestępca w środku trwania napadu upijał się prawie do nieprzytomności. Dodajmy do tego matkę, która zostawia swoje dziecko z opiekunką, by wziąć udział w napadzie, choć do tej pory broń w dłoni trzymała może ze dwa razy. Takich „głupotek”, które wytrącały mnie z równowagi było całe mnóstwo. I obawiam się, że kolejny sezon będzie ich zawierał jeszcze więcej, bo zakończenie, a raczej jego brak, dość jasno na to wskazuje.
Powtórka z rozrywki
Dom z papieru 3 to powtórka z tego, co widziałem w pierwszych sezonach. Jest napad, są nieprzewidziane zdarzenia, które generowane są w większości przez samych jego uczestników i to w zasadzie tyle. Profesor ma swoje tajemnice, a Tokio wariuje. Trzeci sezon mnie zniesmaczył, ale wiem, że obejrzę czwarty, bo mimo wszystko, chcę poznać zakończenie tej historii. Obawiam się tylko, że będę mocno nim rozczarowany.
Nowe smartfony, które pozwolą wam oglądać Netflixa w drodze do pracy, znajdziecie w naszym sklepie internetowym.
Źródło: Netflix / YouTube / Opracowanie własne