Google Doodle dla Stevena Irvina zgorszyło PETA – czy to nie przesada?
Google ma bardzo ciekawą tradycję. Intrygującą oraz co ważniejsze, pełniącą rolę edukacyjną, co jednak chyba nie każdemu się podoba lub co gorsza, nie każdy jest w stanie ją zrozumieć. Taka sytuacja zaszła wczoraj, kiedy Google Doodle dla Stevena Irvina wkurzyło organizację PETA. Czy słusznie?
Młodsi czytelnicy mogą nie wiedzieć, kim jest Steve Irvin, więc przybywamy z odsieczą. To człowiek, który był światowej klasy przyrodnikiem, a popularność zdobył dzięki swojemu nieszablonowemu podejściu do prowadzenia programów telewizyjnych. Powiedzieć, że Irvin nie bał się dzikich zwierząt, to nie powiedzieć nic. Zdawało się, że to nieśmiertelny człowiek, ale niestety zabiło go to, co kochał najbardziej. 4 września 2006 roku przez jego serce przeszła końcówka ogona płaszczki. Przyrodnika nie dało się uratować.
Google Doodle dla Stevena Irvina
Google Doodle dla Stevena Irvina pojawiło się 22 lutego, bo tego dnia przyrodnik obchodziłby urodziny. Cudowne grafiki pokazywały go jako wiecznie uśmiechniętego, a jednocześnie nieustraszonego człowieka. Człowieka, który kochał zwierzęta i o nie dbał. Wprawdzie w swoim najsłynniejszym programie Łowca krokodyli, czasem zachowywał się tak, jakby droczył się ze zwierzętami i je dręczył, to tylko pozory. Irvin za zarobione w telewizji pieniądze kupował ziemię, którą później chciał przerobić na parki przyrody. Wszystko po to, by chronić zwierzęta.
Zdawało by się, że Google Doodle dla Stevena Irvina nie jest w stanie nikogo obrazi czy zbulwersować. Tymczasem PETA na swoich Twitterze opublikowała wpis, który raczej nie wywołał w nikim zadowolenia. Możemy w nim przeczytać, że „(…) Irwin został zabity podczas nękania płaszczki; wymachiwał swoim dzieckiem podczas karmienia krokodyla i walczył z dzikimi zwierzętami, które zajmowały się swoimi sprawami. Dzisiejsze #GoogleDoodle wysyła niebezpieczną, lapidarną wiadomość. Dzikie zwierzęta mają prawo być pozostawione w spokoju w ich naturalnym środowisku.”. Warto dodać, że pod wpisem pojawiło się 56 tysięcy komentarzy, udostępniono go ponad 2.5 razy. To mniej więcej o 10 razy więcej, niż każdy inny na koncie organizacji zajmującej się ochroną zwierząt.
Czy to nie przesada?
Zdaje się, że ktoś w PETA nie zrozumiał idei stojącej za Google Doodle i chęci uczczenia pamięci wyjątkowego człowieka. Człowieka, który zrobił dla natury bardzo dużo i zwyczajnie kochał zwierzęta. Zapewne to dzięki jego programowi tysiące osób zainteresowało się w ogóle losem dzikich zwierząt lub nawet związało z nimi swoją karierę zawodową. Tymczasem PETA zarzuca Google, że to robi coś złego udostępniając informacje o Irvinie. Owszem, dzikie zwierzęta należy zostawić w spokoju, ale gdyby nie tacy ludzie jak Irvin, być może nie byłoby już dzikich zwierząt, a przynajmniej niektórych gatunków.
PETA znana jest z tego, że dość radykalnie podchodzi do niektórych tematów. Jej wpis dalej znajduje się na profilu i nie zapowiada się, żeby miał stamtąd zniknąć. W końcu dale „robi zasięgi”, a to oznacza, że osiągnięto nim sukces. Niestety.
Nowe smartfony, które pozwolą wam korzystać z Twittera, znajdziecie w naszym sklepie internetowym, wchodząc pod ten adres.
Źródło: Twitter / PETA / Google Doodle