Homtom HT10 – pierwsze wrażenia
Dwa dni temu w moje ręce trafił Homtom HT10, czyli średnio półkowa propozycja wyposażona w skaner tęczówki oka. Tradycyjnie już postanowiłem podzielić się z wami pierwszymi wrażeniami…
Czekając na paczkę, nie byłem szczególnie podekscytowany. Testowanie produktów „egzotycznych” marek rzadko kiedy wywołuje duże emocje i podejrzewałem, że tym razem będzie podobnie. Mój błąd. Zestaw, który do mnie przyszedł, przypadł mi do gustu, podobnie jak kilka rozwiązań zastosowanych w modelu. Natrafiłem też na kilka irytujących elementów, o których przeczytacie pod koniec wpisu.
Homtom HT10 – co mi się podoba?
Wielkim plusem jest samo opakowanie oraz jego zawartość. Eleganckie pudełko o fakturze przypominającej skórę skrywa element, który na początku został przeze mnie pominięty. Nie celowo, zupełnie przypadkiem zauważyłem boczną wysuwaną kieszonkę. Zgadnijcie. co w niej znalazłem?
Cześć z was domyśla się pewnie, że chodzi o dodatkowe akcesorium. Bingo – po wysunięciu szufladki mogłem nacieszyć oko etui typu flip cover, które pokryte jest materiałem imitującym drewno. Naprawdę miły dodatek. Nie każdy producent dopieszcza w ten sposób klienta.
Moją uwagę zwrócił design urządzenia, który czerpie inspiracje z innych smartfonów, ale czyni to w sposób nienachalny. Konstrukcja leży w dłoni pewnie, co jest w dużej mierze zasługą aluminiowych ramek. Nie mniej mocniej zaintrygował mnie sam wyświetlacz, który okazał się znacznie jaśniejszy, niż ten zamontowany w dopiero co testowanym przeze mnie Moto Z Play. Rozdzielczość Full HD przy ekranie o przekątnej 5.5-cala wydaje się idealna. Nie mogę powiedzieć tego samego o barwach, o czym później.
Najciekawszym ficzerem jest dla mnie bezsprzecznie skaner tęczówki oka, który wylądował w urządzeniu w zastępstwie cieszącego się ostatnio popularnością – czytnika linii papilarnych. Moduł działa jednakowo dobrze zarówno w dzień, jak i w kompletnej ciemności. Reakcja na „oko” jest niemal natychmiastowa, oczywiście pod warunkiem, że znajdujemy się blisko modułu. W przeciwnym wypadku będziemy obserwować festiwal efektów dźwiękowych rodem z gwiezdnych wojen.
Co na minus?
Urządzenie zapowiada się naprawdę nieźle i niechciałbym psuć pierwszego dobrego wrażenia, ale jest kilka spraw, na które chciałbym zwrócić uwagę już teraz.
Pierwszą irytującą rzeczą, która nie dała mi spokoju, jest barwa koloru białego. Prawdę mówiąc bardziej przypomina on niebieski. Co prawda możemy w pewnym zakresie wyregulować kolory, ale sam fakt „stockowego” ustawienia jest dla mnie wadą. Poza tym wzmocnione szkło nieznanego producenta, które odpowiada za ochronę wyświetlacza (na pierwszy rzut oka – skuteczną) niemożliwie się palcuje. Widok odcisków na ekranie nie jest niczym nowym, ale prezentuje się nieelegancko.
Drugą i chyba najmniej zrozumiałą dla mnie sprawą okazał się aparat. Nie chodzi nawet o sam moduł, który radzi sobie całkiem dobrze. Problemem jest aplikacja do jego obsługi, która delikatnie mówiąc, trąci myszką. Interfejs do złudzenia przypomina ten stosowany w Androidzie sprzed lat. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby zainstalować zewnętrzną aplikację, jednak wydając pieniądze na urządzenie, chciałoby się mieć wszystko od razu po „wyjęciu z pudełka”.
To jedynie pierwsze z zapewne wielu spostrzeżeń dotyczących Homtom HT10. Jeśli macie jakieś pytania dotyczące testowanego egzemplarza – nie krępujcie się i pytajcie w komentarzach. Postaram się sprawdzić dla was wszystko.