Internet w Japonii zepsuty przez Google
Google “zepsuło” internet w Kraju Kwitnącej Wiśni. Przez kilka godzin niemal połowa Japonii była odcięta od sieci. Wszystko przez mały błąd przy konfiguracji protokołu BGP. To nie pierwszy tego typu przypadek.
W miniony piątek Japończycy zmuszeni byli stawić czoła problemowi z dostępem do sieci. Internet milionach domostw i firm mówiąc kolokwialnie — przestał działać. W niektórych przypadkach możliwe było nawiązanie połączenia, ale uzyskiwane transfery wołały o pomstę do nieba. Jak zdołano szybko ustalić, winowajcą była nie do końca poprawna konfiguracja BGP, czyli zewnętrznego protokołu trasowania. Niby głupota, ale dla milionów tragiczna w skutkach.
Internet w awarii
W piątek, czyli zaledwie kilka dni temu, w Japonii zrobiło się naprawdę gorąco i nie było to spowodowane nagłym wzrostem temperatury powietrza, a brakiem dostępu do sieci. Internet najzwyczajniej w świecie przestał działać. Miliony użytkowników domowych zgłaszały problem, licząc na możliwie szybką jego naprawę. Jak nie trudno zgadnąć, awaria dotknęła również firmy, które nie były w stanie poprawnie realizować swoich zadań. Tak, wśród podmiotów gospodarczych znalazły się również banki oraz przewoźnicy, a więc teoretycznie awaria mogła pociągnąć za sobą zdarzanie tragiczne w skutkach. Na szczęście tak się nie stało i możemy zawdzięczać to niemal natychmiastowej reakcji pracowników firmy Google.
Gigant z Mountain View rozwiązał problem w zaledwie osiem minut, a uściślając — dokładnie tyle trwały w firmie skutki błędnej konfiguracji wspomnianego protokołu. Nie będę rozpisywał się na jego temat, gdyż sam dysponuję minimalną wiedzą o jego działaniu. Nie mniej, podczas researchu odkryłem, że nie jest to pierwsza awaria spowodowana błędnym działaniem BGP. Niektóre incydenty były naprawdę poważne, co spowodowane jest przez specyfikę samego BGP. Oznacza to, że problem mógł dotknąć w zasadzie każdego… w dowolnym momencie. Dlaczego więc akurat Google miałby ucierpieć wizerunkowo?
Minuta minucie nie równa
Dla Google’a awaria trwała jedynie osiem minut. Niestety internet w połowie Japonii nie działał od kilkunastu minut do nawet kilku godzin. To, mówiąc delikatnie, spowodowało niemałe zamieszanie. Odcięci od sieci Japończycy mieli powody do obaw. Blackout był chwilowy, o czym dziś wiedzą już wszyscy, ale zapewniam, że chwile oczekiwania na wyjaśnienie się całej sytuacji były dla osób i instytucji dotkniętych problemem dotkliwe. Najbardziej martwi mnie tutaj kwestia naszego przywiązania do sieci. Internet jest dziś dla nas czymś naturalnym, jest elementem codzienności, jak sygnalizacja świetlna tudzież windy w wielopiętrowych biurowcach.
Co, gdyby świat został w jednej chwili pozbawiony dwóch wspomnianych przeze mnie elementów? Ludzie w pierwszej chwili staliby się nerwowi. Nic dziwnego, zamiast wjechać windą na 30 piętro prosto do biura, czekałaby ich męcząca wycieczka po schodach. Dla większości nie stanowiłaby wyzwania, ale z pewnością trud były odczuwalny dla sporej grupy “pieszych”. Co z sygnalizacją świetlną, na której opiera się transport? W chwili awarii o skali globalnej spodziewałbym się serii groźnych wypadków oraz częstych nieporozumień pomiędzy użytkownikami dróg. Zarówno w przypadku świateł, jak i wind sprawa zaczęłaby z czasem tracić na znaczeniu. Ludzie przywykliby do braku wskazówek świetlnych oraz konieczności codziennego pokonywania schodów.
Choć pokładamy w nowych rozwiązaniach nadzieję, zawierzamy im, niemal się od nich uzależniając, możliwe jest bezbolesne rozstanie się z nimi. Na to jednak potrzeba czasu i o tym właśnie nie mieli pojęcia Japończycy, których internet przestał działać w jednej chwili. Powiedzcie, tak między nami — jak wy zareagowalibyście na ten nietypowy sieciowy blackuout?
Źródło: TheNextweb