MacBook oduczył mnie korzystania z myszki
Kiedyś wydawało mi się to nierealne, ale po pół roku z komputerem MacBook Pro zmieniłem zdanie i uważam, że mysz nie jest już niezbędnym akcesorium komputerowym. Zmiana przyzwyczajeń nie była łatwa, ale dziś cieszę się, że poświęciłem na wspomniany proces czas. Dziś jestem efektywniejszy i panuje wokół mnie przyjemny dla oka minimalizm.
Mysz towarzyszyła mi w pracy i prywatnym użytkowaniu komputera od wielu lat. Opierałem na jej działaniu cały system poruszania się po interfejsie, jakim wyróżniała się wykorzystywana przeze mnie platforma. Skróty klawiszowe bywały niekiedy pomocne, ale w większości przypadków i tak wolałem sięgać po mysz. Dlaczego? To proste — nie licząc czynności bezpośredniego wpisywania tekstu, moja dłoń niemal nieprzerwanie spoczywała na wspomnianym akcesorium. Choć może wydawać się, że nie pamiętam życia bez myszki, muszę wyprowadzić was z błędu — pamiętam i wspominam ten czas niezwykle pozytywnie.
W erze przed Windowsem, kiedy na moim biurku stał komputer z trybem tekstowym i ekranem wyświetlającym obraz w kolorach czarno-pomarańczowych, główną metodą komunikacji z komputerem była klawiatura. Nawet po pojawieniu się myszy, nie uważałem nowego systemu wprowadzania danych za wygodny i efektywny. Do czasu. Windows, a właściwie pierwsze wersje, jakie trafiły w moje ręce, pokazały mi, że mysz może być wygoda. Była, aż do 2016 roku, kiedy to postanowiłem na stałe porzucić platformę Microsoftu.
MacBook, krok pierwszy — zakup
Przed komputerem spędzam lwią część dnia, dlatego przykładam ogromną wagę do sprzętu, na którym pracuję, o oprogramowaniu nie wspominając. Chcę, a wręcz wymagam tego, żeby większość procesów działała w sposób, jaki sobie tego życzę. Windows nie był w stanie mi już tego zapewnić. Dlatego szukałem alternatywy. Alternatywy, która wspomoże moją produktywność, wszak to od niej zależy moje życie zawodowe i sytuacja finansowa. Przerabiałem już -naście dystrybucji Pingwina (Linux/GNU), ale z żadną nie mogłem zaprzyjaźnić się na dłużej. Kilkukrotnie przymierzałem się do sprzętu Apple, ale przeważnie odstraszała mnie wysoka cena wejścia w ekosystem. Tak, wejścia, bo gdy poniesiemy jednorazowy (niestety wysoki) koszt pierwszego zakupu, kolejne przesiadki na nowszy sprzęt nie będą już dla kieszeni dotkliwe.
Mimo wszystko wahałem się. Przestałem, kiedy mój operator zaproponował mi przedłużenie oferty (w mojej ocenie naprawdę atrakcyjnej), w której jako bonus otrzymałem sprzęt z logiem nadgryzionego jabłka, czyli iPhone’a. Chcąc zachować spójność, nie miałem wyjścia — musiałem, po prostu musiałem udać się do sklepu w celu nabycia MacBooka. O ile “Air” wydawał się kuszący, o tyle potrzebowałem do pracy czegoś wydajniejszego i cechującego się dokładniejszym ekranem. Tak stałem się właścicielem MacBooka Pro Retina.
Krok drugi — mysz czy gładzik?
Sprzęt jest zacny, ale nie o to chodzi w dzisiejszym rozważaniu na temat wygody użytkowania komputera bez akcesorium w postaci myszy. Jako że obsługa macOS znacząco odbiega, od tej znanej z Windowsa, musiałem na nowo uczyć się pewnych czynności. Odruchowo sięgałem po mysz, co okazywało się zwyczajnie niewygodne. Prawdę mówiąc, mysz w macOS działa gorzej niż w OS-ie Microsoftu. Wspierałem się więc skrótami klawiatury. To działało, ale od ideału było jednak daleko.
Zacząłem nieśmiało “muskać” gładzik. Dlaczego nieśmiało? Element ten działał w Windowsie po prostu kiepsko niezależnie od tego, na jakim sprzęcie miałem z nim styczność. Gładzik z ForceTouch w komputerach MacBook Pro po prostu mnie w sobie rozkochał — gesty, responsywność, po prostu “mega feeling”. W połączeniu z wspomnianymi wczesnej skrótami obsługa komputera stała się czystą przyjemnością. Nie walczę ze sprzętem, on mnie zwyczajnie wspiera.
Krok trzeci — mysz ląduje głęboko w szafce
Od wielu miesięcy nie połączałem do swojego komputera myszy, gdyż ta wylądowała w odmętach mojej szafy z elektroniką, którą trzymam “na zapas”. Z racji wykonywanej pracy, zdarza mi się niekiedy korzystać z gryzonia w celu testowania innego niż mój komputera. Powiem wprost — męczę się przy tym niemiłosiernie.
Wykluczenie myszy komputerowej z mojego setupu sprzętowego było jedną z najlepszych decyzji. Zyskała na tym moja produktywność, wygoda oraz ascetyczność przestrzeni na biurku, która sobie cenię.