Targetowanie reklam w Netflix – uzasadniona krytyka?
Choć większość z nas ma dostęp do Internetu, to u każdego z nas może on wyglądać zupełnie inaczej. I to nawet wtedy, kiedy wchodzimy na podobne strony i mamy zbliżone zainteresowania. Nie powinno nikogo to dziwić, ale dalej są osoby, które tego nie rozumieją. Jaki jest sens w krytykowaniu czegoś takiego, jak targetowanie reklam w Netflix? Chyba, że ich się nie rozumie.
Moja główna strona na YouTube wygląda inaczej, niż strona główna o redakcyjnego kolegi. Po zalogowaniu serwis zbiera o nas obu informacje i dopasowuje treści tak, jak uważa, że by się nam one spodobały. Inną stronę zobaczę, kiedy nie zaloguje się na konto Google i po prostu wejdę na YouTube. Tak samo jest z Facebook czy Spotify. Tutaj jakoś nie słyszy się krytycznych głosów, ale kiedy w dyskusji pojawia się podejrzenie o rasizm, świat gotów stanąć jest do walki z widłami i pochodniami. Tylko szkoda, że mało kto rozumie, jak działa ten świat, który chcą spalić.
Targetowanie reklam w Netflix
Czym jest targetowanie reklam w Netflix? Można pomyśleć, że to tylko jakiś dziwny wymysł, bo przecież serwis nie ma reklam. Nie ma, ale w tym klasycznym ich rozumieniu. Wprawdzie nie uświadczymy materiałów o pieluchach, proszkach do prania i nowych samochodach, ale jeżeli chodzi o filmy, to już zupełnie inna bajka. Przecież Netflix „żyje” z tego, co oglądają jego użytkownicy. I logicznym jest to, że chce podsuwać im takie produkcje, które sprawią, że nie będą chcieli oglądać już innych serwisów. Tak działa biznes i Netflix działa tak samo.
Zdawałoby się, że to normalne i zrozumiałe, ale ostatni wpis na Twitterze sprawił, że w sieci rozgorzała dziwna dyskusja. Otóż Stacia L. Brown, twórczyni podcastu Hope Chest, umieściła w serwisie informację o tym, że Netflix ją oszukał. Otóż film, który chciała obejrzeć został zareklamowany z wykorzystaniem czarnoskórych aktorów, choć ci występowali w produkcji jedynie przez chwilę. Oczywiście wywołało to dyskusję na temat tego, czy Netfix nie tworzy tych reklam na podstawie danych odnośnie rasy czy pochodzenia użytkownika. Wiele osób przyłączyło się do dyskusji i zaczęło pokazywać na Twitterze, jak wyglądają reklamy tych samych filmów. Okazało się, że czasem zupełnie inaczej.
Nie powinno nikogo to dziwić, ale widocznie dalej dziwi. I choć sprawa mogłaby zostać zamieciona pod dywan, to Netflix zdecydował się odeprzeć zarzuty Brown.
Co na to sam Netflix?
Odpowiedź ze strony serwisu mogła być tylko jedna. Oczywiście wytłumaczono, jak działa targetowanie reklam w Netflix w sposób rzeczowy. Nam, jako użytkownikom pozostało jedynie wierzyć w to, że nie okłamano nas w tej kwestii. Wypowiedzi udzielono dla serwisu Deadline i brzmi ona następująco:
Nie pytamy naszych klientów o rasę, płeć czy przynależność etniczną, dlatego nie możemy wykorzystywać tych danych do personalizowania indywidualnych doświadczeń związanych z Netflix. Jedyną informacją, jaką przetwarzamy, jest historia oglądania użytkowników.
I jeżeli ktoś zdaje sobie sprawę z tego, jak działają np. YouTube czy Spotify, ten nie sądziłby, że Netflix działa inaczej. Im więcej oglądamy filmów komediowych, tym większa szansa, że z przypadku Buntownika z wyboru na grafice pojawi się nam Robin Williams, choć to akurat nie jest komediowa rola. Jednak my, jako użytkownicy i tak możemy być zaciekawieni tą produkcją i chętnie ją sprawdzimy. W przypadku Brown widocznie było tak, że większość filmów, które oglądała, była obsadzona przez czarnoskórych aktorów. I tak więc algorytm Netflix podsunął jej reklamę stargetowaną tak, żeby była ona zadowolona.
Czy to etyczne?
Oczywiście warto zadać sobie teraz pytanie, czy takie zachowanie Netflix nie jest przypadkiem wyrachowaniem? Otóż częściowo jest, bo przecież specjalnie użytkownicy dostają odpowiednio przygotowane reklamy w zależności od tego, co oglądają. Raz będą zadowoleni, a raz nie. Wpływ na te reklamy mają także nasze oceny (kciuk w górę lub w dół). Tylko, że tak generalnie działają reklamy.
Ich głównym celem jest zmuszenie nas do podjęcia jakiejś aktywności. Niezależnie od tego, czy chodzi o kupienie jakiegoś przedmiotu czy wzięcia udziału w wydarzeniu. Odwołują się do emocji i mają prosty przekaz. Targetowanie reklam w Netflix to idealny na to przykład. I nie ma się co oburzać, a może warto rozszerzyć repertuar oglądanych produkcji.
Urządzenia, które pozwolą wam odpalić Netflix, znajdziecie w naszym sklepie internetowym pod tym adresem.
Źródło: Deadline / Netflix