W Ugandzie podatek od social media już działa
Wydawało się, że to absolutnie nieprawdopodobne, by dało się opodatkować korzystanie z serwisów social media. Okazało się, że jest to jednak możliwe i właśnie do tego doszło, bo od pierwszego lipca w Ugandzie wolność słowa została mocno ograniczona. Podatek od social media ma zasilać budżet państwa, ale nie każdemu się to podoba.
To nie pierwszy raz w historii, kiedy słyszymy o pomyśle, by opodatkować działania w Internecie. Czasem takie inicjatywy wydają się słuszne, a czasem są aż tak głupie, że trudno w nie uwierzyć. Teraz mamy na myśli tą drugą kategorię. Bo skoro płacimy już za usługi internetowe, to dlaczego mielibyśmy uiszczać dodatkową opłatę za to, że z nich korzystamy? Widocznie jest w tym jakaś pokrętna logika, ale jedyne co się nasuwa na myśl, to chęć kontroli obywateli. W końcu mówimy o kraju, gdzie obywatel zdaje się być na szarym końcu, jeżeli chodzi o to, by spełniać jego potrzeby.
Podatek od social media
Po raz pierwszy o tym, by wprowadzić podatek od social media, prezydent Ugandy Yoweri Museveni wspominał już w marcu tego roku. Twierdził, że potrzeba pieniędzy na to, by radzić sobie z konsekwencjami, które portale społecznościowe mogą wywoływać. Zapewne chodziło o niekorzystne dla niego wpisy, bo warto przypomnieć, że Yoweri jest prezydentem od 1986 roku, a przy okazji ostatnich wyborów w Ugandzie, kazano wyłączyć dostęp do Facebook’a czy Twittera. Tak profilaktycznie.
Teraz postanowiono pójść krok dalej, bo choć dostęp do Internetu w Ugandzie jest, to teraz stał się droższy. O ile oczywiście chcemy korzystać z Facebook, Twittera, Instagrama czy WhatsUp’a. Możemy np. przeglądać strony internetowe, ale począwszy od tego miesiąca, jeżeli mamy ochotę wrzucić posta, trzeba będzie zapłacić. Ile? To ciekawe, bo jest to opłata dzienna, którą płaci się z góry i wynosi 200 szylingów, czyli około 20 groszy. Żeby było jeszcze zabawniej, opłatę dokonuję się za pomocą mobilnych płatności, które wprowadził oczywiście rząd.
Koniec wolności słowa
Pieniądze, które mają trafiać do państwowej kasy, będą wykorzystywane do zapewnienia lepszego bezpieczeństwa obywatelom i tego typu podobnym bzdurom, które pojawiają się przy okazji politycznych wypowiedzi. Ile z tego zostanie wykorzystane naprawdę do tego, by mieszkańcy Ugandy czuli się w swoim państwie lepiej, tego nie wiadomo. Ponoć istnieją plany, by stworzyć własną platformę social media, która miałaby zastąpić te już działające. I jak można podejrzewać, rząd raczej nie dopuściłby tam negatywnych komentarzy.
Wydaje się, że podatek od social media to kolejny krok w stronę tego, by ograniczyć wolność słowa. W końcu sam prezydent stwierdził, że takie formy komunikacji służą tylko do tego, by „rozsiewać plotki”. Wprowadzenie nowego prawa już zdążyło rozsierdzić obywateli do tego stopnia, że ci wdarli się do parlamentu. I choć było ich tylko dwóch i szybko zostali spacyfikowani, widać, że mało osób jest zadowolonych z tego rozwiązania. Trudno im się dziwić, bo takie zachowanie oznacza dla nich koniec wolności słowa.
Do sądu trafiło nawet pismo od jednej z firm z branży technologicznej, które zaskarża decyzję rządu. Czy będzie ono skuteczne? Wątpimy. Wprawdzie cała sprawa została nagłośniona przez światowe media i zainteresowało się nią Amnesty International, ale póki co, wyrazili tylko swoje zaniepokojenie zaistniałą sytuacją. Podejrzewamy, że cała sprawa przycichnie i dopóki obywatele nie wyjadą na ulicę, nic w tej kwestii się nie zmieni. Zresztą, potem też nic nie musi.
Sprzęty, na których bez trudno odpalicie swoje social Medowie kanały, znajdziecie w naszym sklepie internetowy.
Źródło: Times / BBC / Gizmodo