Vault 7 – WikiLeaks ujawnia przerażające dokumenty CIA
Vault 7, publikacja serwisu WikiLeaks to zbiór 8 tysięcy dokumentów CIA, które pokazują olbrzymią skalę inwigilacji. Snowden to pryszcz…
To było kwestią czasu. Takich tajemnic nie da się utrzymać długo i to nawet w ściśle kontrolowanym środowisku, do którego dopuszcza się tylko sprawdzone jednostki przechodzące solidną weryfikację. Czynnik ludzki po raz kolejny udowodnił swoją nieprzewidywalność. Tak, to właśnie człowiek jest źródłem przecieku z CIA, który opublikowano w dokumencie Vault 7 na portalu WikiLeaks. Najwyraźniej, szlachetny jegomość nie wytrzymał skali oszustwa i postanowił ujawnić dane publicznie. Przypomina to nieco sprawę Snowdena, lecz istnieją dwie zasadnicze różnice – sprawca przecieku jest nieznany (jeszcze), a rozpiętość dokumentacji niewspółmiernie wysoka.
Vault 7, czyli zapomnij o prywatności
Krypta 7 składa się z 8761 dokumentów, dodam – tajnych i będących własnością CIA, czyli Centralnej Agencji Wywiadowczej USA. Mówiąc językiem prostym, są to materiały szpiegowskie, ukazujące to, nad czym pracowały poszczególne komórki.
Co dokładnie znajduje się w udostępnionych, nie do końca uczciwie, dokumentach? Ich analiza potrwa tygodnie, a może nawet miesiące. Nie mniej jednak już dziś możemy dowiedzieć o kilku przerażających wycinkach związanych z odarciem obywateli z prawa do prywatności. Chodzi o specjalne oprogramowanie wykorzystujące luki w systemach, pod kontrolą których pracują najpopularniejsze urządzenia stacjonarne i mobilne. Uściślając – Android, iPhone, iPad, Windows, Mac, GNU/Linux, Smart TV… dostęp do tego sprzętu jest dla CIA zadaniem banalnym. Dzięki oprogramowaniu władze mogą nas podsłuchiwać oraz oglądać to, co robimy za pomocą kamer. Nie wspomnę już nawet o dokładnym monitorowaniu naszych sieciowych poczynań. Co ciekawe – o lukach niejednokrotnie nie widzieli nawet sami producenci sprzętu.
Najgorsze jest jednak to, że narzędzia służące „łamaniu” zabezpieczeń mogą trafić w ręce cyberprzestępców. Właśnie tak stało się z softem stworzonym dla CIA przez Izraelską firmę Cellebrite. Sama inwigilacja nie jest straszna, martwi dopiero kwestia administracji uzyskanych danych.
Reasumując, USA i jak mniemam nie tylko, ma potężne narzędzie dzięki, któremu może sprawdzić właściwie każdego użytkownika internetu. To niestety nie wszystko…
Vault 7 – co jeszcze?
Jak wspomniałem już wcześniej, pełna analiza dokumentów potrwa bliżej nieokreślony czas. My poznaliśmy jedynie „pierwsze wrażenia”, które to ujawniają jedne z wielu narzędzi inwigilacji obywateli.
Pomyślcie teraz, co jeszcze może zawierać udostępniony przez WikiLeaks materiał. Przyznam, że na samą myśl po plecach przechodzą mnie ciarki. Wcześniejsza afera związana z Edwardem Snowdenem i jego „wyciekiem” wywołała u mnie potężny niepokój. Teraz wydaje się to błahostką i wygląda na to, że musimy przygotować się na prawdziwe BOOM pokazujące, jak daleko posuwają się władze w kwestii inwigilacji.
Co z Polską?
USA może sprawdzać także nas, to niestety oczywiste. Wątpię jednak w to, aby nasz Rząd i agencje były w posiadaniu podobnych narzędzi, a jeśli nawet, to ich działanie z pewnością nie wykazuje nawet ułamka funkcjonalności tych będących przedmiotem wpisu.
Podejrzewam również, że autorzy Dobrej Zmiany nie mają tak ogromnego apetytu na uzyskanie informacji o obywatelach. Nie oznacza to oczywiście, że nie mają go w ogóle, dlatego warto trzymać rękę na pulsie i być przygotowanym na to, że pewnego pięknego dnia wypłynie dokument, który wywróci nasz „internetowy” świat do góry nogami.
Źródło: WikiLeaks, Medium