Wykastrowane Vivo V15 Pro trafia do nowych krajów
Mogliście przegapić światową, a raczej chińską, premierę smartfona Vivo V15 Pro. Producent miał trochę pecha lub popełnił błąd, bo jego urządzenie zostało przyćmione przez konkurencję pod postacią Xiaomi Mi 9. Tymczasem nowa, ale zdecydowanie gorsza wersja sprzętu, czyli bez dopisku Pro w nazwie, trafia właśnie na kolejne rynki. Czemu będzie wykastrowana?
Zdaje się, że nazewnictwo sprzętów mobilnych wchodzi powoli na wyższy poziom. Nie mówimy już tutaj nawet o numerach i znakach, które potrafią wprowadzić niezłe zamieszanie, ale o samych dopiskach właśnie. O ile wersja smartfona z nazwą lite od razu mówi użytkownikowi, czego ten może się spodziewać, to już Pro nie do końca. Vivo postanowiło tak właśnie opisywać swoje urządzenia, a teraz wypuściło wersję podstawową, która równie dobrze mogłaby się nazywać właśnie lite.
Vivo V15
Kiedy debiutowała wersja Pro, praktycznie nikt się nią nie zainteresował. Oczywiście w mediach pojawiły się wzmianki o telefonie, ale kiedy jednocześnie pojawiło się Xiaomi Mi 9 oraz Samsung Galaxy S10 oraz Fold, trudno było oczekiwać, żeby Vivo przyciągało uwagę. Szczególnie, że sprzęt nie jest jeszcze szeroko dostępny poza granicami Państwa Środka, a wielka szkoda, bo prezentuje się całkiem interesująco. Wersja Pro posiadała między innymi czytnik linii papilarnych wbudowany w wyświetlacz, wysuwany moduł aparatu do selfie oraz zestaw trzech obiektywów na pleckach. Tam umieszczono także matrycę od Sony z 48 Mpix.
Widać więc, że mieliśmy do czynienia z całkiem sensownym sprzętem. Teraz w Tajlandii, Kambodży oraz Malezji będzie można kupić Vivo V15, które jest niczym innym, jak mocno wykastrowaną wersją Pro. Jakich zmian doczekał się smartfon? Całkiem sporych. Zaczniemy od tego, co czeka na klientów pod maską, czyli samej specyfikacji. Procesor Snapdragon 675 został zastąpiony tańszą wersją, więc Vivo V15 wyposażone jest w Helio P70. Jego pracę wspiera 6 GB RAM i to jedyna możliwa konfiguracja, choć wersja Pro miała jeszcze 8 GB RAM do wyboru. Jeżeli chodzi o ilość miejsca na dane, to tutaj udostępniono go 128 GB, które można dodatkowo powiększyć korzystając z karty microSD (do 256 dodatkowych GB).
Ekran oraz aparaty
Ciekawe jest to, że ta wersja urządzenia ma odrobinę większy wyświetlacz. Teraz ma on bowiem przekątną 6,53 cala, ale obraz wyświetla już w Full HD+ i wykonano go w technologii LCD, a nie Super AMOLED. Jednak wraz ze zrostem przekątnej, powiększono także pojemność akumulatora. Obecnie ma on aż 4000 mAh, co powinno spokojnie wystarczyć na cały dzień intensywnej pracy. Największą zmianą jest jednak to, że Vivo V15 nie będzie miało już potężnej matrycy od Sony. Zastąpiono ją zwyczajną 12 Mpix, choć dalej na pleckach widnieją trzy obiektywy. Pozostałe nie uległy modyfikacjom i mamy tam 8 oraz 5 Mpix. Plusem jest to, że główny obiektyw ma przysłoną F1.8, więc same zdjęcia powinny wychodzić względnie dobrze.
Na szczęście wysuwany moduł kamery do selfi został nietknięty i mamy tu zaskakujące 32 Mpix. Jednak kolejną ze zmian jest to, że pozbyto się czytnika linii papilarnych z ekranu. Został on przeniesiony na tył urządzenia, co oczywiście spowodowane było chęcią obniżenia kosztów. Na szczęście urządzenie dalej działa na Android 9 Pie, ale z autorską nakładką od Vivo, czyli Funtouch 9. Klienci mogą także zapomnieć o złączu USB typu C, bo Vivo 15 ma niestety tylko micro USB. Przypomnijmy, że wersja Pro została wyceniona w Indiach na mniej więcej 1500 złotych. Tymczasem ta ma kosztować mniej więcej 1200-1300 złotych po przeliczeniu. Naszym zdaniem to zupełnie nieopłacalne dla klientów.
Dostajemy gorszy procesor, pozbyto się czytnika linii papilarnych z ekranu, a sam aparat główny już nie zachwyca. Różnica w cenie zdaje się być nie adekwatna do tego, co otrzymujemy. Cóż, Vivo widocznie ma swoją wizję tego, jak powinno się sprzedać smartfony.
Nowe smartfony znajdziecie w naszym sklepie internetowym, wchodząc pod ten adres.
Źródło: Vivo / GSMArena