Wyszukiwarka pracy od Google? Wygoda okupiona funkcjonalnością
Szukasz zatrudnienia za pomocą internetu? Wyszukiwarka pracy stworzona przez giganta z Mountain View może ułatwić ci to zadanie. Pytanie, na ile skuteczne okaże się narzędzie Google.
W zasadzie nie jest to stuprocentowa wyszukiwarka pracy, a jedynie moduł Google Search. Po wpisaniu określonej frazy w panel wyszukiwania zostanie uruchomiony wspomniany element. Co konkretnie powinna wpisać osoba poszukująca zajęcia? Nie zostało to sprecyzowane, ale zapytania w stylu “praca blisko mnie” czy “praca biurowa” okazują się tutaj skuteczne. Wszystko wydaje się wręcz banalne, ale czy takie jest naprawdę?
Wyszukiwarka pracy w wersji light
Szukanie pracy nie jest zajęciem łatwym. W zasadzie określiłbym je jako trudniejsze niż samo wykonywanie nawet ciężkich obowiązków służbowych. Istnieją dziesiątki, jeśli nie setki narzędzi mających nam ułatwić rzeczony proces. Problem w tym, że większość z nich to tak naprawdę osobne platformy ogłoszeniowo-społecznościowe. Jeśli przeglądamy je osobno, możemy spotkać się z dublowaniem wyników, ba — spotkamy się z nim na pewno, co utrudni nam wygodę i efektywność poszukiwań. Z pomocą może przyjść Google, które filtruje wyniki w oparciu o choćby powtarzalność. Rekordy zwracane przez wyszukiwarkę są trafne, ale bywają przestarzałe i tym sposobem zamykamy koło i po raz kolejny jesteśmy w puncie wyjście. Właściwie to “byliśmy”, gdyż Google postanowiło usprawnić swój algorytm, dzięki któremu poszukiwania pracy będą wygodniejsze.
Serwis TechCrunch postanowił sprawdzić nowe narzędzie i jako że jego skuteczność jest dla nas mieszkańców Polski wątpliwa, oprę mój wpis na danych udostępnionych przed redaktorów. Do rzeczy…
Jak to działa?
Kiedy wpiszemy już interesującą nas frazę, wyszukiwarka “przemieni” się w panel, z poziomu którego określimy dodatkowe parametry wyszukiwania. Mam tu na myśli rodzaj umowy, branżę, region, datę publikacji oraz nazwę pracodawcy. Niby niewiele, ale jestem pewny, że to na początek wystarczy. Po skonkretyzowaniu kierunku zatrudnienia, Google zwróci nam wyniki. Te nie ograniczą się do jednego, czy dwój serwisów z ogłoszeniami lokalnymi. Znajdziemy w nich prawie wszystkie popularne serwisy. Co istotne — wyniki podobne, czyli duble będą z miejsca skreślane. To zdaje się mieć sens.
Inteligentne katalogowanie ofert zawdzięczamy technologii uczenia maszynowego, która to jest przez Google stale rozwijana. Po wybraniu danego ogłoszenia algorytm sam dobierze ofertę zawierającą najbardziej wyczerpujące dane o stanowisku, o jakie się ubiegamy. Istotne jest jednak to, że wspomniana “inteligencja” będzie w pewnym stopniu ograniczona i co ważne — dzieje się tak dla naszego dobra. Chodzi o prywatność, Google nie chce opierać wyników o dokładnym model “użytkownika”, a co za tym idzie, ten nie powinien być zbytnio prześwietlany przez algorytm. Brzmi to klarownie i sensowne, lecz osobiście włożyłbym to między bajki. Firma zarabiająca na naszych danych miałaby ich nie wykorzystać w celu usprawnienia usługi? Wątpię.
Wygląd interfejsu
Jak wygląda wyszukiwarka, wie każdy. Nie jest to co prawda najbardziej urodziwy produkt firmy, ale nie sposób odmówić mu użyteczności. Niestety, wyszukiwarka pracy jest narzędziem, po którym spodziewałem się, choć odrobiny dopieszczenia w kwestii wyglądu. Niestety, panel mający ułatwiać pracę wygląda po prostu kiepsko, ale kto wie — może gigant z Mountain View postanowi go uatrakcyjnić wizualnie?
Źródło: TechCrunch Zrzut ekranu: TechCrunch