Windows 10 kończy z nachalnymi aktualizacjami. Użytkownicy odzyskają kontrolę
Premiera Windows 10 wywołała wśród użytkowników poruszenie. Głosy zadowolenia mieszały się z oddźwiękiem oburzenia na niektóre decyzje firmy. Cóż, hejt był w niektórych przypadkach słuszny. Przytoczmy tutaj kwestię aktualizacji, a właściwie braku możliwości ich wyłączenia.
W czasach, gdy o wsparcie w postaci aktualizacji systemowej walczy się, jak kiedyś o szynkę, w sklepie, w którym na półce stoi tylko masło i ocet, niemożność wstrzymania procesu update’u wydaje się czymś „dobry”. Wydaje się – to trafne określenie, gdyż w przypadku platform stosunkowo otwartych, czyli takich, pod kontrolą których pracują setki, jeśli nie tysiące urządzeń, sprawa jest dość skomplikowana.
Użytkownicy Windowsa oraz Androida borykają się z niedociągnięciami co po niektórych paczek aktualizacyjnych, które nie do końca poprawnie działają z ich sprzętem. Fani zielonego robota nie mają powodu do zmartwień, gdyż mogą zwyczajnie pominąć feralny update i poczekać na lepsze rozwiązanie. Co z entuzjastami okienek?
Windows 10, czyli problem „wymuszonych” aktualizacji
W przypadku okienek nie można ot, tak wyłączyć procesu update’u. Przebiega on automatycznie i bez naszego udziału. Możemy jedynie zdecydować, kiedy ponownie uruchomić urządzenie, co jest niezbędne do sfinalizowania zmian. To niestety nie dzieje się zawsze. Komputer potrafi uruchomić się ponownie wbrew naszej woli, ewentualnie dając nam czas w postaci 5 tudzież 10 minut. Słabe, ale jakże kłopotliwe.
Jeśli regularnie tworzymy backup, nie powinno być problemu. Klikamy ok i jedyne co musimy przetrawić to czas aktualizacji. Niestety, nie każdy ma w nawyku wykonywanie kopii zapasowych i tutaj mamy mały „zonk”. Otóż każde uaktualnienie niesie za sobą ryzyko utraty plików. Warto więc wykonać przed nim backup. Szkoda tylko, że Windows 10 potrafi dać nam na tę czynność niewiele czasu, przez co czynność wydaje się niewykonalna. Na horyzoncie pojawiło się jednak lekarstwo na ten stan rzeczy.
Windows 10 Creators Update przywróci użytkownikom prawo głosu
Zapowiada się na zmiany w temacie uprawnień do decydowania o tym, kiedy zostanie pobrana i zainstalowana aktualizacja. O ile drogie, firmowe wersje okienek pozwalają na pełną kontrolę tychże procesów, o tyle wersja domowa dotychczasowo nie pozwalała nawet (SENSOWNIE) odroczyć update’u. Microsoft postanowił to zmienić, choć nie udostępnił zbyt zaawansowanych opcji.
Do rzeczy. Chętni będą mogli odroczyć aktualizację do określonego czasu. Dajmy na to 4 godziny. Niby niewiele, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby po tych 240 minutach ponownie odłożyć instalację. W miarę wygodne, ale tylko na krótką metę.
W prostych przypadkach rozwiązanie sprawdzi się świetnie, pozwalając wykonać kopię zapasową. Jeśli natomiast paczka może okazać się problemowa dla naszych sterowników, oprogramowania czy gier – ciągłe „przekładanie” uaktualnienia może doprowadzić użytkownika do szewskiej pasji. Nie powinniśmy jednak oburzać się na włodarzy giganta z Redmond. Pamiętajmy, że mówimy o najtańszej wersji Windows w opcji dla użytkowników domowych. To naturalne, że takowy wariant nie otrzyma możliwości, które cechuje znacznie droższy produkt.
Możliwość czasowego odroczenia aktualizacji pojawi się w systemie Windows 10 wraz z uaktualnieniem nazwanym przez Microsoft – Creators Update. Jeśli firma wyrobi się na planowany wcześniej termin, paczka trafi do użytkowników PC już w kwietniu. Osobiście mam co do tego wątpliwości – opóźnienia są na stałe wpisane w politykę wydawniczą giganta.
Źródło: WindowsCentral