Facebook Moments w przeglądarce. Świetnie, tylko po co?
Facebook Moments, czyli aplikacja Zuckerberga do przechowywania i udostępniania zdjęć trafiła niedawno do Polskich użytkowników smartfonów. Dziś uruchomiono wersję webową rzeczonej usługi. Nie jest to niestety dobra wiadomość.
Choć wpis porusza kwestię debiutu przeglądarkowej odsłony Facebook Moments, chciałbym w nim zwrócić uwagę na zupełnie inne zagadnienie. Mam tu na myśli problemy z tożsamością serwisu i bałaganem w planach jego rozwoju. Do tego wrócimy jednak za moment…
Facebook Moments to proteza usługi mobilnej
Idea istnienia tytułowej aplikacji była dla wielu użytkowników niebieskiego serwisu społecznościowego niezrozumiała. Skoro FB pozwala na przechowywanie i udostępnianie zdjeć, dublowanie tychże funkcji w osobnej aplikacji wydawało się pozbawione sensu.
Cóż, myślenie, rzekłbym błędne. Serwis społecznościowy, jego regulacje i polityka prywatności, podobnie jak model udostępniania materiałów graficznych nie ma zbyt wiele wspólnego, z tym, co oferuje “Moments”. Związek z Facebookiem ogranicza się do korzystania z bogatej bazy użytkowników, wśród których znajdziemy naszych znajomych. To właśnie tym najbliższym możemy udostępniać momenty, czyli zbiory zdjeć prezentujących konkretne zdarzenie lub inne ważne dla nas chwile. Nie będą to fotografie publiczne (pomijam kwestię ustawień prywatności), a albumy dostępne dla konkretnej grupy użytkowników.
Interfejs nawiązuje do stylistyki przyjętej przez Zuckerberga, zaś model użytkowania przypomina typową chmurę na zdjęcia. To właśnie czyni aplikację miejscem przyjaznym, czego nie można powiedzieć o jej webowej odsłonie. Ta jest w zasadzie niezbyt udaną protezą mobilnej wersji. Otóż Facebook Moment w przeglądarce pozwala jedynie na zapoznawanie się ze zdjęciami. Jakiekolwiek próby wykonania innych niż podstawowe kroków skutkuje monitem o konieczności zainstalowania aplikacji.
Brak pomysłu na “siebie” czy zwykły bałagan?
Obserwując ostatnie poczynania włodarzy niebieskiej społecznościówki, zaczynam myśleć, że brak jest w niej jednolitego planu rozwoju. Wyznaczenie kierunku, w którym powinien zmierzać Facebook, zdaje się nie mieć tutaj miejsca, co odzwierciedla się w bałaganie w usługach. Firma usilnie stara się doposażać swoje produkty w funkcje, które sprawdziły się u konkurencji. To nie jest zdrowe podejście — to, że dana opcja okazała się hitem w usłudze innego podmiotu, nie jest równoznaczne z tym, że uda się powtórzyć sukces. Ponadto użytkownicy zmęczeni dublowaniem się możliwości konkurencyjnych rozwiązań zaczną rozważać porzucenie danej aplikacji, a w najlepszym wypadku zmniejszenie swojej aktywności.
Facebook staje się powoli śmietnikiem, w którym naprawdę ciężko odnaleźć się świeżemu użytkownikowi lub osobie, która korzysta z niego okazjonalnie. Jako że moja praca w pewnej części opiera się na FB, jestem zmuszony do poznawania coraz to nowszych elementów usługi. Fakt, mogę oceniać je negatywnie, ale z większością muszę zwyczajnie żyć.
Zuckerberg nie ogranicza się do samego FB, gdyż portfolio aplikacji tegoż jegomościa jest znacznie bogatsze. Znalazł się tu również Facebook Moments, wraz z odsłoną webową. Niestety, tutaj również panuje swojego rodzaju zamieszanie spowodowane dublowaniem funkcji, brakiem rozwoju i odpowiedniego targetowania usługi. Winą za rozgardiasz można obarczać akcjonariuszy, którzy, którzy naciskają na Zuckerberga w kwestii reklam, które trzeba mieć “gdzie” umieszczać. Z drugiej jednak strony, im również powinno zależeć na zrozumiałej i jednolitej polityce rozwoju produktowego marki Facebook.
Ja powoli zniechęcam się do użytkowania najpopularniejszej społecznościówki świata, a wy?
Źródło: Facebook, Moments