Twórca The Pirate Bay uważa, że piractwo jest dziś w agonii
Peter Punde, założyciel The Pirate Bay w wywiadzie dla serwisu Vice podsumował kształt dzisiejszego internetu i poziomu piractwa, który określa dość wulgarnie. Według twórcy “Zatoki Piratów” wolność sieciowa została złamana i to właściwy czas, aby się poddać…
Peter odpowiedzialny za serwis The Pirate Bay bardzo krytycznie odnosi się do obecnego modelu internetu. Uściślając, nazywa go “gównem”. To jednak nie wszystko, gdyż lwią część wypowiedzi jegomościa stanowi ocena poziomu piractwa związanego z “otwartym” udostępnianiem materiałów chronionych prawem autorskim. Poznajmy szczegóły.
Twórca The Pirate Bay ocenia internety
Peter określa dzisiejszy internet mianem “gówna”, przy czym podkreśla, że siec mogła być nim od dawna, zaś zjawisko tylko się nasiliło. W zasadzie muszę się z rozmówcą Vice-a zgodzić, choć częściowo. W sieci istnieje wiele miejsc, których odwiedzenie możne wzbogacić nas o nową wiedzę lub zwyczajnie rozbawić. Oczywiście wszystko w dobrym tonie. Niestety, lwia część ogólnopojętego internetu, właściwie jej jakość woła o pomstę do nieba. Kłótnie, hejty, fake news i reklamy — to zmora XXI wieku, z którą nie możemy sobie poradzić. Wróćmy jednak do piractwa.
Peter Sunde jest piratem w najczystszej formie. Jego działaniami kieruje ideologia wolności, która nie zgadza się z zasadami praw autorskich. W myśl zasad “piractwa” wszystkie treści w internecie powinny być dostępne bez ponoszenia jakichkolwiek opłat. Brzmi jak bełkot szaleńca? Możliwe, ale patrząc na wielu internautów uważających, że opłata za użytkowanie łącza sieciowego, daje im prawo do nielegalnego pobierania filmów, muzyki czy programów, zaczynam mieć wątpliwości. Może to ja i mnie podobne osoby jesteśmy szaleńcami oddającymi ciężko zarobione pieniądze firmom oraz twórcom materiałów, z którymi pragniemy się zapoznawać? Nie mnie to oceniać.
To koniec piractwa?
Twórca The Pirate Bay uważa, że piractwo przestaje mieć jakiekolwiek szanse w walce z organizacjami broniącymi praw autorów i praw producentów oprogramowania. Z torrentów (pirackich) korzysta coraz węższa grupa użytkowników, czemu nie sposób się dziwić. Decydując się na taki model pobierania plików, jednocześnie je udostępniamy, co jest z punktu widzenia prawda (Polskiego) jest przestępstwem. Nikt nie chce ponosić kar, które są dotkliwe, szczególnie jeśli zestawimy je z potencjalnymi korzyściami.
W związku z powyższym Peter postanowił się zwyczajnie “poddać”. Nie przewiduje dalszego kroczenia ścieżką wolności, w której prawo do materiałów umieszczonych w sieci mają wszyscy. To pozbawiona sensu walka, którą można uznać za przegraną. “Winne” są nie tylko nowe regulacje prawne, ale i sami internauci, którym wolność zdaje się obojętna. Na nowe obostrzenia reagują w sposób lekceważący i skutkujący brakiem podejmowania jakichkolwiek działań.
Nie koniec, a ewolucja
W moim mniemaniu mamy do czynienia nie z końcem piractwa, a jego ewolucją. Chcąc zapoznać się z twórczością filmowców, wystarczy odwiedzić jeden z serwisów stremujących hostowane materiały wideo. Wszystko to bez “twardego” pobierania danych na pamięć naszego urządzenia. To takie piractwo 2.0, ale odnoszące się jedynie do materiałów wideo tudzież książek.
W przypadku oprogramowania sprawa wygląda gorzej, ale czy to źle? Dzięki ewolucji piractwa Polskie prawo nie będzie z urzędu ścigało przestępców pobierających gry i programy, gdyż taki proceder przestanie mieć rację bytu.
Osobiście sprzeciwiam się całemu zjawisku piractwa, dlatego też staram się korzystać wyłącznie z legalnych źródeł oferujących treści cyfrowe. Ceny są obecnie przystępne, co skutecznie zniechęca mnie i mi podobne osoby do zbaczania na “ciemną stronę mocy”.
Źródło: motherboard.vice