Motorola Moto G7 w naszych rękach — co chcecie wiedzieć?
Dzisiejszego poranka miałem okazję uczestniczyć w kameralnym spotkaniu, na którym Motorola pokazała dziennikarzom możliwości nowej Moto G7 oraz pozostałych urządzeń z obecnej generacji serii. Sprzęt, rzecz jasna, trafił do nas do testów i chciałbym podzielić się z wami kilkoma pierwszymi spostrzeżeniami. Zachęcam również do zadawania pytań, na które odpowiem w pełnej recenzji.
Choć globalna premiera tytułowego urządzenia odbyła się kilka dni temu, dopiero dziś miałem możliwość przyjrzeć się jej bliżej. Skłamałbym jednak, pisząc, że sprzęt jest dla mnie szczególnym zaskoczeniem. Otóż nie, nie jest. Powiem więcej — nie licząc kilku smaczków, które mnie uraczyły, wszystko jest dokładnie tak, jak się spodziewałem.
To nie wada, przeciwnie — przewidywalność sprzętu jest w dzisiejszym świecie ogromną zaletą. Kupując każdą kolejną generację serii Moto G, możemy być niemal pewni tego, że dostaniemy przyjemny wizualnie atrakcyjny smartfon z sensowną specyfikacją, wsparciem i płynnym interfejsem. Wygląda na to, że nie inaczej będzie z Motorolą Moto G7.
Moto G7 — pierwsze wrażenia
Z G7 spędziłem raptem cztery godziny. To niewiele, ale nawet kilkadziesiąt minut zabawy daje pewien obraz tego, co oferuje sprzęt, a oferuje sporo, jak na tę cenę. Za przyjemność obcowania z Moto G7 zapłacimy 1199 złotych. To niewiele i nie dziwię się, że w każdej minucie sprzęt z serii Moto G trafia do 26 nowych nabywców. Linia zapoczątkowana w 2013 roku do dziś uważana jest za jedną z atrakcyjniejszych na rynkach Ameryki Łacińskiej. Nie ukrywam, że nawet my — grymaśni Polacy dostrzegamy potencjał marki. Czuję, że Moto G7 będzie tego ukoronowaniem.
Chwaląc tytułowy smartfon oraz poprzedników z serii, czuję się niemal jak ambasador marki, ale prawdą jest to, że producent dokłada starań, aby w naprawdę niskiej cenie zaoferować możliwie wiele.
Stylistycznie nie ma się do czego przyczepić. Może poza ramkami, które są na mój gust zbyt błyszczące. Front smartfona z 6,2-calowym ekranem Full HD+ Max Vision chroni warstwa chemicznie hartowanego szkła Corning Gorilla Glass. Nie uświadczymy tutaj notcha, a łezkę, która jest dość głęboka, ale nie przeszkadza w korzystaniu z powierzchni roboczej. Nie sposób nie zauważyć mocno zaokrąglonych rantów, które wpisują się w aktualne trendy rynkowe. Tył wygląda dość standardowo jak na serię Moto. Na tylnym panelu umieszczono szkło, które, jak udało mi się dowiedzieć, jest odpowiednio wzmocnione. Nie jest to jednak produkt Corning.
Po krótkiej konfiguracji rozpocząłem zabawę oprogramowaniem i pierwsze, co mogę zauważyć to wzrost wydajności w stosunku do poprzednika. Wielozadaniowa praca w trakcie pobierania w tle komponentów i aplikacji była bezproblemowa, z czym mają problemy nawet sporo droższe urządzenia. To z pewnością sprawka procesora Qualcomma z serii szóstej, a konkretnie Snapdragona 632. Zobaczymy, jak sprzęt zachowa się na przestrzeni kilku tygodni i czy podobnie, jak poprzednicy, zachowa jednakowy poziom płynności.
Na zakończenie dodam tylko, że Moto G7 w zestawie sprzedażowym zawiera szybką ładowarkę Turbo Power oraz przyjemne transparentne etui. Jeszcze raz zachęcam do zadawania pytań, z przyjemnością sprawdzę dla was konkretne zastosowania smartfona.