Avengers Endgame – recenzja bez spoilerów z łyżką dziegciu
Wszystkie rzeczy kiedyś się kończą, a w tym przypadku przyszło nam czekać na koniec pewnej epoki przez kilkanaście lat. Kilkadziesiąt produkcji później przyszło nam zasiąść na kinowej sali i czekać, aż pojawią się pierwsze sceny Avengers Endgame. Czy warto było czekać na ten film? Przeczytajcie naszą opinię, gdzie nie zawrzeliśmy żadnych spoilerów fabularnych. Zapraszamy.
Opisując nowy film ze stajni Marvela, nie będziemy obiektywni. Nie oszukujemy, że częściowo wychowały nas komiksy oraz filmy z tych cyklów, więc podchodziliśmy do Endgame pewnie inaczej, niż „niedzielni” widzowie. Ci przyjdą na seans, bo idą na niego wszyscy i bo jest wszędzie reklamowany, jako najważniejszy film ostatnich miesięcy. Czy to wielkie wydarzenie? Tak. Czy to najlepszy z filmów ze stajni Marvela. Nie.
Avengers Endgame
Czy da się nakręcić opowieść, gdzie mamy kilkanaście silnych charakterów z których każdy zasługuje na miano pierwszoplanowego? To pytanie pojawiło się już przy okazji Infinity War i wtedy dostaliśmy potwierdzenie, że owszem, da się. Poprzednia część Avengers była także zerwaniem z pewnym schematem fabularnym. Takim, gdzie pojawia się ktoś zły, a superbohater po kilku perturbacjach w końcu go pokonuje i odjeżdża w stronę zachodzącego słońca. No może nie ma tutaj żadnego odjeżdżania, ale chyba rozumiecie o co może nam chodzić. Wojna bez granic przełamała pewne tabu w uniwersum Marvela i zrobiła to na tyle dobrze, że wszyscy czekali na to, jak się sprawa zakończy.
Avengers Endgame daje odpowiedzi na najbardziej nurtujące fanów pytania. Daje je, ale zapewne w inny sposób, niż miłośnicy uniwersum mogli sobie życzyć. Przynajmniej my odnieśliśmy takie wrażenie wychodząc z trzy godzinnego seansu. Pozostało w nas bowiem uczucie pewnego niedosytu. Owszem, dostaliśmy odpowiedzi na najbardziej nurtujące pytania, ale też z drugiej strony sama historia wydała się nam zbyt… prosta. Nie zrozumcie nas źle, bracia Russo zrobili wszystko, żeby przedstawić nową opowieść w jak najbardziej skomplikowany sposób, ale finalnie wszystko sprowadza się do dobrze znanego schematu. Tego, z którym tak przyjemnie udało się zerwać w Infinity War. Endgame to powrót do sprawdzonego sposobu opowiadania fabuły i do sprawdzonych rozwiązań. I te niestety, nie satysfakcjonują już tak, jak kiedyś.
Wszechogarniający smutek
Dobrze wiemy, co stało się pod koniec Infinity War. Połowa wszystkich żyjących we wszechświecie istnień, została wymazana. Wielu bohaterów także pożegnało się z życiem i to czuć już od pierwszych scen. I właśnie te otwierające sceny oraz następujące zaraz po pewnym wydarzeniu pokazują, jak bardzo świat wykreowany na potrzeby uniwersum Marvela się zmienił. Nie ma tu już mowy o cukierkowatych rozwiązaniach i wesołych uśmiechach. Jest ciemno, szaro i miejscami nawet odrobinę brudno. Bracia Russo chcieli ewidentnie pokazać, że potrafią przenieść mrok znany chociażby z opowieści o Batmanie Christophera Nolana na swoje poletko. Nawet im się to udało, choć odnosimy wrażenie, że zrobiono to w nie do końca przemyślany sposób.
W pewnym momencie Avengers Endgame zmienia się bowiem w dramat, gdzie co drugi bohater wylewa łzy. I jesteśmy to w stanie zrozumieć, bo przecież trzeba było dać widocznym na ekranie ludziom jakąś motywację do działania. Tylko, że ta została przerysowana i doprowadzona miejscami do maksimum, które stało się w pewnym momencie lekko niestrawne. Jeżeli miało to wywołać w widzach większe emocje, to niestety się nie udało. Każdy kto oglądach choć kilka z filmów Mervela ten z całą pewnością wie, o co toczy się stawka w grze. Jest kilka ckliwych momentów w Endgame i to takich, że nawet nam zakręciła się łezka w oku. Tutaj scenarzyści ładnie poprowadzili konkretne wątki tak, by widzowie sięgali po chusteczki. W końcu zna się tych bohaterów do lat i zdążyliśmy się z nimi poważnie zżyć.
Żarty na bok
O ile Infinity War było prowadzone w dość określony sposób, czyli „na poważnie”, to w przypadku Endgame czuć większą ilość luzu. Częściej pojawiają się onelinery, które mają rozładować atmosferę, a jeden z bohaterów wysuwa się w tym na pierwszy plan. Oczywiście nie zdradzimy wam który, ale jesteśmy przekonani, że od razu zrozumiecie o kim mówimy. Zresztą w uniwersum Marvela zawsze ta postać wyróżniała się na tle pozostałych. Tym razem jest to powiązane bezpośrednio z wydarzeniami w Infinity War i na tyle wiarygodne, że byliśmy w to wstanie uwierzyć.
Sam film można podzielić na trzy sekcje, które dość mocno się od siebie różnią, jeżeli chodzi o ładunek emocjonalny oraz natężenie dowcipów. Można nawet odnieść wrażenie, że Avengers Endgame miało być wielkim podsumowaniem dotychczasowych produkcji z uniwersum Marvela. Wiecie, jeden wielki film sklejony z pozostałych i doskonale to podejście rozumiemy. Endgame jest zamknięciem pewnego rozdziału i twórcy zrobili wszystko, żeby to zamknięcie było widowiskowe, emocjonalne i zabawne. Naszym zdaniem jednak w kilku momentach zbyt mocno postawiono akcent na rozrywkę, a nie na emocje właśnie.
Epickość na każdym kroku
Czy walki oraz efekty specjalne robią wrażenie? OGROMNE! Tego filmu nie da się oglądać na ekranie komputera, bo straci się naprawdę dużo. Fani wręcz muszą obejrzeć go na kinowej sali, a jeżeli mają możliwość, to w IMAX. Szczęka będzie im opadała kilkukrotnie. Widać, że wpakowano w produkcję ogromne pieniądze, które zapewne zwrócą się bardzo szybko, bo sama przedsprzedaż biletów osiągnęła astronomiczne wartości. I te pieniądze się im po prostu należą (tak, wiemy jak to brzmi). Pod tym względem trudno się do czegokolwiek przyczepić.
Można jednak znaleźć klika luk fabularnych, które po wyjściu z kina nie będą chciały opuścić naszej głowy. Być może twórcy musieli wyciąć kilka scen, bo w finalnym montażu wyszła im zbyt monumentalna opowieść lub zwyczajnie pozostawili kilka rzeczy niedopowiedzianych. Tutaj jednak nic wam nie powiemy, bo przecież musielibyśmy zdradzić samą fabułę, a tego robić nie chcemy. Historia jednak jest w większości spójna, a przynajmniej takie wrażenie odnosi się po pierwszym sensie, kiedy chłonie się każdą scenę bez większego myślenia o całości. Kiedy jednak przychodzi czas na refleksje, nie jest już tak różowo.
Aktorstwo na wysokim poziomie
Tutaj nie ma się do czego przyczepić, bo aktorsko Avengers Endgame broni się na każdym polu. Cieszy, że więcej czasu dostał Jeremy Renner, bo pokazał tutaj klasę. Ewidentnie też warto zwrócić uwagę na popisy Chrisa Hemswortha w roli Thora. Czapki z głów! Dobrze sprawdza się także Chris Evans, który chyba jak nikt inny pasuje do roli Kapitana Ameryka. My przynajmniej nie potrafimy wyobrazić sobie nikogo innego wcielającego się w tą postać. Nam odrobinę nie pasowało jedynie szarżowanie Roberta Downey’a Jr., ale to może dlatego, że akurat jego bohater zdążył nas już odrobinę zmęczyć.
Dziwnie też twórcy Avengers Endgem poprowadzili postać Thanosa. Mieliśmy wrażenie, że patrzymy na kogoś zupełnie innego, niż w Avengers Infinity War. To jednak musimy przemilczeć, bo wiecie, spoilery. Endgame można więc podsumować w prosty sposób. Stworzono film dla fanów Marvela. Dobrze skrojony, emocjonalny i chwytający za serce. Nie jest to produkcja idealna i w naszym odczuciu gorsza od Infinity War, ale zdecydowanie warta obejrzenia. Szczególnie, jeżeli oglądało się inne filmy z serii. Dodatkowo warto się z nimi zapoznać przed seansem, bo nie wszystkie nawiązania da się od razu wyłapać. Jeżeli mielibyśmy stosować skalę punktową, to Avengers Endgame ocenilibyśmy na 7/10.
Laptopy, PC-ty oraz smartfony znajdziecie w naszym sklepie internetowym, wchodząc pod ten adres.
Źródło: Marvel / You Tube / Opracowanie własne