YouTube i skarga do Federalnej Komisji Handlu
Konsument to wyjątkowo podatne na sugestię zwierzę. Wystarczy przed oczami poświecić mu czymś, co uznawane ma być za „wyjątkowe”, a już mamy pewność, że pojawi się w sklepie z portfelem w zębach. Dobry marketing to podstawa, a kto jest jego najlepszym celem? Dzieci.
To, że umysł dziecka działa inaczej niż u dorosłej osoby, jest rzeczą oczywistą. Bardziej podatny na bodźce, chłonny i przede wszystkim nie skażony. To jako dzieci buchaliśmy kreatywnością, która wraz z pójściem do szkoły, została w nas w większości zabita. Obecnie, gdy dostęp do nowoczesnych technologii jest tak banalnie prosty, wydawać by się mogło, że ta kreatywność zostanie tylko rozbudzona. Niestety, ale wszystko idzie chyba z złą stronę.
YouTube Kids działa od niedawna. Uruchomiony pod koniec lutego tego roku kanał miał spełniać funkcję edukacyjno-rozrywkową. I tak się stało. Duża w tym zasługa Google, które przyłożyło się do aplikacji i sprawiło, że stała się ona intuicyjna dla najmłodszych, a rodzice mogli bez problemu dodać w niej swoje zabezpieczenia. Obie strony powinny być więc zadowolone. Teoretycznie wszystko jest w porządku, ale na teorii się skończyło.
Istnieje przekonanie, że w USA można pozwać każdego i za wszystko. Wydaje się to prawdopodobne, bo właśnie na YouTube Kids wpłynęła skarga do Federalnej Komisji Handlu. O co chodzi? Ano o to, że grupa konsumentów zarzuca Google świadome przekroczenie granicy między reklamą, a treścią. Rozchodzi się o tzw. Unboxing, czyli filmik z rozpakowywaniem jakiegoś urządzenia. W przypadku YouTube Kids chodzi oczywiście o zabawki. Gro takich filmów tworzonych jest przez samych użytkowników, ale zarzucono Google, że nie wszystkie. Niektóre z kanałów produkujących takie nagrania, ma jakieś powiązania z dużymi producentami, np. z Disneyem. Co za tym idzie, mogą one stanowić reklamę. I powiedzmy szczerze, stanowią. Szczególnie dla dzieci.
http://www.youtube.com/watch?v=OUmMAAPX6E8
W wystosowanym do Federalnej Komisji Handlu piśmie, możemy także przeczytać o innym zabiegu, który nie spodobał się użytkownikom. Chodzi o brak przerw między reklamami, a faktyczną treścią. Filmiki, nawet odpowiednio opisane i oznaczone, są zbyt podobne do siebie i tworzą tym samym jedno wielkie pasmo reklamowe. Dla dzieci jest to coś nie do odróżnienia, a producenci zabawek czy gier skrzętnie to wykorzystują.
Czy sama skarga coś da? Póki co, nie wiadomo czy w ogóle zostanie rozpatrzona przez Komisję Handlu, ale widać, że nie wszystko w aplikacji YouTuba zostało odpowiednio przemyślane. A przynajmniej nie pod kątem tego, by najmłodszym było tam najlepiej. Wprawdzie sprawa toczy się na rynku amerykańskim, ale podejrzewamy, że u nas wyglądałoby to bardzo podobnie.