Cyfrowy James Dean – Hollywood nie szanuje już nikogo
Zarobić można na wszystkim i jak się okazuje, wcale nie trzeba być przy tym… żywym. Hollywood planuje bowiem film, gdzie pojawić się ma cyfrowy James Dean, czyli aktor nieżyjący już od ponad pół wieku. Technika poszła jednak na tyle do przodu, że to nie jest żaden problem, by postać aktora wkleić do filmu. Tylko czy jest to coś, co powinno mieć w ogóle miejsce?
To nie pierwszy raz w historii, kiedy w Hollywood sięga się po zdobycze technologii, by „ożywić” konkretnego aktora czy aktorkę. Przecież w ostatniej części Gwiezdnych Wojen (Epizod VIII) mogliśmy oglądać na ekranie Petera Cushinga odtwarzającego swoją rolę Moffa Tarkina, a jeszcze wcześniej, bo w Star Wars Rogue One widzowie spoglądali na odmłodzoną wersję Carrie Fisher, czyli księżniczki Lei. Jednak w obu tych przypadkach duże znaczenie miało to, że były to historie kontynuowane, gdzie obecność postaci była niemal wymuszona.
Cyfrowy James Dean
Jasne, w Gwiezdnych Wojnach można było obsadzić innych aktorów, którzy wcieliliby się w postaci grane przez Cushinga czy Fisher, ale spotkałoby się to z niezrozumieniem fanów, choć historia zna wiele takich przypadków. W Batmanach Christophera Nolana w pierwszej i drugiej części, rolę Rachel Dawes zagrała raz Maggie Gyllenhaal, a raz Katie Holmes. Niewykluczone, że niedługo takie sytuacje nie będą musiały już mieć miejsca, bo wystarczy, żeby aktor lub aktora… zmarli. Doliczmy do tego rodzinę, która chętnie sprzeda prawa do wizerunku odpowiednim osobom i już problem jest rozwiązany.
Tak to mniej więcej wyglądało w przypadku opisywanej sytuacji, gdzie w nowym filmie pojawi się cyfrowy James Dean. I to najprawdopodobniej nie w krótkim epizodzie, ale jako w pierwszoplanowej roli. Przypomnijmy, że aktor zginął w wypadku samochodowym w 1955 roku, a jako aktor dał poznać się w zaledwie trzech produkcjach – Buntownik z wyboru, Olbrzym oraz Na wschód od Edenu. Legenda Jamesa Deana wyrosła na tym, że zmarł młodo i w okolicznościach, które dla wielu nie były jasne, choć chodziło o zwykły wypadek samochodowy. Dean żył szybko i równie szybko zszedł z tego świata, a z każdym kolejnym rokiem jego postać obrastała kolejnymi legendami. I teraz postanowiono to wykorzystać.
Finding Jack
Finding Jack to tytuł powieści autorstwa Garetha Crockera, która opowiada o losach psów, które uczestniczyły w wojnie w Wietnamie. Kiedy amerykańskie wojska zaczęły się wycofywać, zadecydowano o tym, że zwierzęta nie będą przetransportowane z powrotem do Stanów Zjednoczonych, a zostawione na miejscu. Tytułowy Jack to żółty labrador, który towarzyszył Fletcherowi Carsonowi podczas walk oraz pozwolił mu odnaleźć siebie. Bohater nie ma zamiaru zostawiać swojego czworonożnego przyjaciela na pastwę losu i odmawia powrotu do kraju bez niego.
Co na tą sytuację rodzina Deana?
Fabuła powieści, która zostanie zekranizowana, opiera się częściowo na faktach, ale to już inna kwestia. O wiele ważniejsze jest to, co powiedział jeden z reżyserów filmu, czyli Anton Erst:
„Szukaliśmy wszędzie, gdzie się da aktora do jednej z głównych ról, ale po miesiącach bezowocnych poszukiwań zdecydowaliśmy się na wybór Jamesa Deana. Czujemy się zaszczyceni tym, że jego rodzina wspiera nas i pilnuje tego, by jego dziedzictwo i wizerunek jednej z największych gwiazd kina nie został zbrukany.”
Powyższa wypowiedź wydaje nam się tylko usprawiedliwieniem dla faktu, że wokół decyzji o rekonstrukcji postaci Jamesa Deana, pojawią się kontrowersje. I tak się właśnie stało, bo wielu aktorów i ludzi kina, poczuło się oburzonych faktem, że pojawi się cyfrowy James Dean. Doskonale ich rozumiemy, bo przecież odtworzona postać nie będzie miała żadnego wpływu na to, co ma robić na ekranie. Widać rodzinie zmarłego aktora to nie przeszkadzało, bo udzielono zgody producentom na to, by ci wykorzystali postać Deana do swoich celów.
Głosy sprzeciwu
Jedną z pierwszy osób, które zabrały głos w tej sprawie, była córka Robina Williamsa, czyli Zelda Williams, która nie kryła oburzenia tym, co zamierzają zrobić producenci. Jej ojciec ponoć zastrzegł, żeby jego wizerunku nie wykorzystywać przez 25 lat po śmierci, ale widać, że nikt nie może czuć się bezpieczny. O sytuacji wypowiedział się także Chris Evans, czyli aktor znany głównie z roli Kapitana Ameryki w produkcjach Marvela. Na Twitterze napisał:
„Jestem pewien, że byłby zachwycony… To okropne. Może uda nam się sprawić, żeby komputer namalował nowego Picassa lub napisał kilka nowych utworów Johna Lennona.”
Produkcja Finding Jack ma rozpocząć się jeszcze w tym miesiącu, a film ma trafić do kin w przyszłym roku. I niestety, ale zapowiada się, że takich filmów z nieżyjącymi już aktorami w przyszłości będzie więcej. Dobrze przewidziano to w Kongresie, czyli filmie opartym na Kongresie futurologicznym Stanisława Lema, gdzie Robin Wright wcieliła się w aktorkę, której ciało zeskanowano, by w przyszłości zawsze była piękna i młoda w produkcjach, gdzie będzie występowała. Tylko, że teraz nie jest to już fantastyka, a rzeczywistość i jest ona smutna.
Nowe smartofny, które pozwolą wam oglądać cokolwiek zechcecie, znajdziecie w naszym sklepie internetowym, wchodząc pod ten adres.
Źródło: CBS News / Hollywood Reporter / Opracowanie własne