You are here
Doom jako strawa popcornowa felietony 

Doom jako strawa popcornowa

Hollywood nie potrafi wyciągać wniosków ze swoich własnych porażek. Ilekroć zabierano się tam za adaptację gry, tyle samo razy film ginął w boxoffice’owych zestawieniach. Chlubne wyjątki zdarzały się wyjątkowo rzadko, a „Doom” do takowych nie należał.

 
doom 750x300 1
Gdy w 1993 roku id Software wyprodukowało pierwszą część „Dooma”, shootera, który zrewolucjonizował rynek, nikt jeszcze na poważnie nie traktował segmentu gier. Powoli wszystko się zmieniało i choć cały czas na graczy spogląda się z przymrużeniem oka, nikt już nie traktuje ich po macoszemu. Gdy na tegorocznych targach E3 zapowiedziano właśnie kolejną część „Dooma”, publiczność oszalała. Wszyscy z niecierpliwością oczekują premiery tytułu, który stał się już kultowy.
John Cormack, jeden z twórców, a przede wszystkim, najbardziej medialny z nich, wyniesiony został przez graczy na piedestał. Podobnie stało się z Johnem Romero, ale historia obu programistów skończyła się podobnie. „Doom” był ich największym sukcesem w dziedzinie gier. Każda kolejna produkcja była i cały czas będzie porównywana do shootera. W dużej mierze spowodowane jest to sentymentem, którym gracze „starszej daty” darzą „Dooma”. „Rage” czy „Daikatana” sukcesów i splendoru programistom nie przyniosły.
 
doom 750x300 2
Jednak historia „Dooma” cały czas była żywa. Nowe pokolenia grały w shootera i pewnie cały czas będą to robić, więc na fenomenie postanowiono zarobić dodatkowe kilka dolarów i stworzyć film. Cóż, nie wyszło tak, jak założyli sobie producenci. Dlaczego? Po pierwsze, fabułę fabularnego „Dooma” potraktowano po macoszemu. Widać stwierdzono, że sama nazwa i luźne nawiązanie do gry zapewni tłumy bijące się o bilety pod kinowymi kasami. Kosztujący około 60 milionów film nawet się nie zwrócił.
Fenomen gier komputerowych polega m.in. na tym, że człowiek sam decyduje, co ma robić. Nie nudzi się w trakcie rozrywki, a niestety filmowy „Doom” nie oferował niczego, co przyciągałoby do ekranu. Film rozpoczyna scena, która nastawia widza na to, ile krwi i flaków zobaczy w ciągu następnych stu minut. Urwana przez drzwi ręka i litry krwi dobrze zwiastowały produkcji, ale nie samą juchą człowiek żyje. Wprawdzie akcję „Dooma” umiejscowiono na Marsie, ale na tym kończą się podobieństwa z grą. Brakuje tam jednej, ale to bardzo ważnej rzeczy, która definiowała oryginał. Piekła.
 
doom 750x300 3
Nie pokazano portalu, który protagonistę z gier wysyłał w odmęty piekieł. Wątek ten w ogóle pominięto, a przeciwnicy, z którymi musieli zmierzyć się żołnierze, zostali zastąpieni przez zombie oraz mutanty. Wprawdzie ich wygląd mógł zrekompensować fabularne niedostatki dzieła, to mimo wszystko, „Doom” mocno kulał. Także w filmie brakuje pentagramów, latających czaszek czy odwróconych krzyży. Podobno obawiano się odbioru produkcji i zrezygnowano z tego typu „ozdobników”, a skupiono się mocniej na wątku Marsa. Widzowie może i zaakceptowaliby taką wersję obrazu, gdyby nie to, że „Doom” nie oferował nic ponad ogłupiającej strzelaniny. I o ile w grze jest to zaleta, w kinowej produkcji stało się to wadą.
Dodajmy do tego aktorstwo, które w dużej mierze opierało się na strojeniu głupich min przez Dwayne Johnsona i staranie się o zachowanie powagi przez Rosamund Pike, a otrzymujemy kompletny produkt. Niestety, ale „Doom” przypominał ciągnącą się w nieskończoność produkcję z lat osiemdziesiątych, w której brakowało magii znanej z kaset VHS. Zwykły odmóżdżacz, o którym zapominamy, gdy kończą się napisy.
http://www.youtube.com/watch?v=WAajNPrU_mY
Jednak „Doom” to nie tylko wady. Film zawierał jedną scenę, której kręcenie zajęło aż dwa tygodnie. Chodzi o pokazanie sytuacji z perspektywy żołnierza. Te kilka minut rekompensowało wszystkie inne niedostatki obrazu. Andrzej Bartkowiak, operator, który chwilowo zamiast za kamerą spoczął na reżyserskim stołku, wprowadził do „Dooma” sekwencję idealnie oddającą ducha gry. Widzimy bohatera przemierzającego korytarze kosmicznej bazy i rozprawiającego się z hordami przeciwników. Nie zabrakło nawet piły mechanicznej, która na ekranie dostaje swoje kilka sekund sławy.
Niestety „Doom” podzielił los większości adaptacji gier, które zagościły na kinowych ekranach. Rozbudził nadzieje graczy, lecz te w starciu z rzeczywistością zostały rozdeptane. Nudno, bez pomysłu i magii. Szkoda.
Źródło:IMDB
Fot: jw.
___________________
Po gry oraz konsole zapraszamy pod ten adres.

Related posts

Leave a Comment