Google Save, czyli żegnaj Pockecie
Gigant z Moutain View postanowił konkurować z Pocketem – najpopularniejszym i najbardziej rozbudowanym obecnie narzędziem do zapisywania stron „na później”. Pytanie, czy było to związane z wczorajszą konferencją F8, na której Zuckerberg zapowiedział podobne rozwiązanie.
Żyjemy w czasach, w których ciekawe treści atakują nas ze wszystkich stron. Przesiewanie ich w celu odnalezienia tych istotnych to zadanie trudne, lecz nie niemożliwe. Niestety, czasu do zapoznania się ze wszystkimi określonymi jako przydatne stronami jest niewiele, przez co zachodzi konieczność zapisania wielu z nich na „później”. Rozwiązań służących temuż zadaniu pod dostatkiem, poczynając od zwykłych zakładek wbudowanych w przeglądarki internetowe, po kombajnie w postaci Pocketa kończąc. Dla każdego coś dobrego. Mimo to w dalszym ciągu szukałem dla siebie rozwiązania prostego, ale spełniającego kilka moich warunków. Okazuje się, że właśnie na takie trafiłem, a przynajmniej takie są moje pierwsze odczucia.
Mam na myśl nową usługę Google nazwanej „Save”. Jest to narzędzie podobne do Pocketa, lecz ograniczone w znaczny sposób, co może być zarówno wadą, jak i zaleta. Prostota zachwyca, przynajmniej mnie, ale o może minąć, gdyż to mój pierwszy dzień z tytułową usługą. Jednak biorąc pod uwagę moje zauroczenie ekosystemem Google istnieje spora szansa na to, że Save zostanie ze mną na stałe i zastąpi wspomniane wcześniej narzędzie.
Do rzeczy. Chcąc skorzystać z rozwiązania należy odwiedzić adres www.google.com/save, gdyż to właśnie tutaj przechowywane będą zapisane przez nas strony. Możemy oznaczać je tagami i segregować za pomocą wyznaczonych przez nas fraz – nic nowego, ale całość przedstawiono wyjątkowo przystępnie i przyjemnie dla oka. Tyczy się to oczywiście interfejsu całej usługi. Zastanawiacie się pewnie, jak dodawać strony? To banalnie proste, ale wymaga od użytkownika instalacji dedykowanego rozszerzenia do przeglądarki Chrome, które znajdziecie tutaj. Podczas „podpinania” treści Google zapyta jaką grafiką chcemy je oznaczyć – sympatyczne.
To tyle jeśli chodzi o moje zachwyty. Zdaję sobie sprawę z niepewnej przyszłości tytułowej usługi. Po pierwsze, choć ogólnodostępna jest ona dopiero w fazie testowej, po drugie częściowo dubluje funkcje zakładki ulubionych i wreszcie po trzecie – brak klienta w postaci aplikacji mobilnej. Dobrze, są to dopiero początki i braki mogą zostać załatane, jednak przez myśl przechodzi mi gorszy scenariusz. Jaki? Zespół odpowiedzialny za „Save” może nie być do końca przekonany o przydatności produktu, zaś on sam może być tylko badaniem, na ile można zmodyfikować dostępny pasek zakładek.
Niestety, niewiadomych jest naprawdę sporo, ale zaryzykuję i dam szansę rozwiązaniu. Kiedyś postąpiłem podobnie z Google Keep, który dziś jest usługą kompletną i intensywnie przeze mnie wykorzystywaną.
Źródło: Engadget.
________________________________________________
Zapraszamy do naszego sklepu, który znajdziecie pod tym adresem oraz na nasz profil Vip Multimedia na Facebooku.