Ktoś podgląda ekran smartfona za twoich pleców? Google ma na to sposób
Ile razy zdarzało się, że podczas, gdy korzystaliście ze smartfona, ktoś patrzył na ekran, odczytując treść waszej prywatnej korespondencji? Takie przypadki w komunikacji miejskiej nie należą do rzadkości. Na szczęście pracownicy firmy Google wpadli na pomysł, który zakładając jego wdrożenie, może pomóc w walce ze wspomnianym zjawiskiem.
Dziś, o bezpieczeństwie urządzeń mobilnych mówi się bezustannie. Nic dziwnego, ogrom prywatnych informacji, jakie przechowujemy na smartfonach, powoduje zainteresowanie cyberprzestępców, którzy tylko czyhają na luki bezpieczeństwa. Zabawne jest jednak to, że o bezpieczeństwie rozmawia się jedynie w kontekście software’owym. Nawet najlepsze oprogramowanie i system weryfikacji użytkownika zawiodą w sytuacjach, w których “ataku” najzwyczajniej w świecie się nie spodziewamy. Na przykład w komunikacji miejskiej.
Ekran widoczny dla wszystkich
Zanim przejdziemy do meritum, chcę zaznaczyć, że rozwiązanie, jakie opisuję poniżej, nie musi odnosić się do cyberprzestępców. Równie istotne jest w przypadku zwykłych wścibskich oczu, które wykazują żywe zainteresowanie czynnościami dokonywanymi przez nas na smartfonach. Sam, za czasów podróżowania autobusami, tramwajami i metrem, wielokrotnie widywałem sytuację, w których ktoś zapuszczał żurawia, pragnąc dowiedzieć się, co dana osoba robi na swoim telefonie. Nie przedłużając…
Pracownicy Google’a mogą (podobno) poświęcić 20 procent swojego czasu na projekty własne, z których część zostaje później rozwijana przez oddelegowane do tego celu zespoły. Właśnie we wspomnianym czasie dwóch jegomości będących pracownikami koncernu postanowiło zająć się sprawą wścibskich oczu podglądających ekran smartfona w miejskim zatłoczeniu. Ciężko powiedzieć, na ile była to realna potrzeba, a na ile pracownicy chcieli rozbawić społeczność. Nie mniej jednak, rozwiązanie wydaje się naprawdę sensowne, choć skłamałbym, pisząc, że jest pozbawione wad, o których za moment.
Na powyższym nagraniu wideo możecie obejrzeć, jak osoby podglądające czyjś ekran zostają wykryte, zaś sam użytkownik smartfona otrzymuje komunikat mówiący o tym fakcie. Notyfikację tę ciężko jest przegapić, wszak zajmuje ona znaczną część ekranu.
Wady
Samo rozwiązanie jest skuteczne, o czym zapewnia nas nagranie je prezentujące. Niestety, ciągłe wykorzystanie przedniej kamery smartfona może nadmiernie obciążać podzespoły urządzenia włącznie z baterią. Oznacza to znaczne skrócenie czasu pracy akumulatora na jednym ładowaniu oraz ryzyko szybszego zużycia komponentów w postaci czujników i aparatu. Nie wierzę również w to, że “ciągle” aktywny aparat, nie wpłynie negatywnie na stabilność pracy systemu oraz ogólną jego wydajność. To minusy, obok których trudno przejść obojętnie, lecz nie stanowią one jedynych wad.
Ekran może prezentować przeróżne treści, w tym naszą intymną korespondencję, którą postanowimy przejrzeć akurat podczas podróży do pracy, w autobusie. Nikt nie powinien zabraniać nam prawa do tejże czynności, dlatego też stałe nagrywanie z kamery wydaje się interesującym rozwiązaniem wpływającym na nasze bezpieczeństwo. Wydaje się to fraza-klucz, gdyż dane zbierane przez aplikacje mogą zostać przejęte i wykorzystane w przeróżny sposób. Co gorsza, na “nagraniach” możemy znaleźć się nie tylko my, ale również osoba trzecia, która może mieć do nas w przypadku pojawienia się problemów pretensje. Warto o tym pamiętać.
Cała sprawa jest więc nieco kontrowersyjna, dlatego nie spodziewam się, że pojawi się ona w oficjalnej aktualizacji dla systemu Android. Kto wie, może rozwiązanie zadebiutuje w Google Play jako oddzielna aplikacja.
Źródło: YouTube, Tom’s Guide