Legacy Contact, czyli sposób na „wirtualny pomnik” na Facebooku
Zastanawialiście się kiedyś, co stanie się z waszym „fejsbukowym” profilem po śmierci? Jeśli wasi bliscy tudzież znajomi poinformują serwis o waszym zgonie (przedstawiając odpowiedni dokument), sprawa jest jasna – konto zostanie usunięte. Oczywiście można temu zapobiec. Kasacji profilu rzecz jasna…
Zuckerberg stara się sukcesywnie udoskonalać swoje dzieło, implementując w nim coraz to wymyślniejsze funkcjonalności. Niestety, nie każda zasługuje na uwagę. Idealnym przykładem będzie tutaj „Legacy Contact”.
Wspomniana opcja została przygotowana z myślą o osobach, które chciałby „istnieć” na Facebooku, nawet po swojej śmierci. W tym celu konieczne jest wyznaczenie spadkobiercy profilu, który otrzyma specjalne uprawnienia, dzięki którym będzie mógł w naszym imieniu publikować posty oraz w razie potrzeby zmieniać zdjęcie profilowe. Naturalnie w skład „spuścizny” nie wchodzi prywatna część naszych danych (mam tu na myśli głównie historię korespondencji).
Większość moich znajomych uważa tym podobne opcje za zbędne, niektórzy zaś nie ukrywają swojego oburzenia. Jak można łączyć śmierć z zarabianiem pieniędzy – tak, Facebook na nas zarabia, ale to chyba nikogo nie zaskoczyło. Właściwie biznes związany ze zgonami jest niezwykle lukratywny, więc o co ten krzyk? Każdy chce zgarnąć swój kawałek tortu Zuckerberg także.
Czy to etyczne? Nie mnie to oceniać, lecz jestem pewny jednego. Nie zamierzam korzystać z „Legacy Contact”, bo i po co? Nie widzę potrzeby, aby ktoś prowadził mój „internetowy pomnik”, nawet ktoś bliski, nie mówiąc już o jakiś Social Media Ninja. Tak, obawiam się, że po kilku tygodniach od debiutu opisywanej funkcji pojawią się oferty „prowadzenia” profilu po śmierci właściciela.