Moto Z Play – pierwsze wrażenia z użytkowania
W moje ręce trafił w końcu długo wyczekiwany model Moto Z Play, który otrzymałem razem z modułem głośnikowym od JBL. Android w takim wydaniu to istne cudo…
Nie jest to może najświeższa propozycja marki Moto, jednak w dalszym ciągu mówimy o oryginalnym urządzeniu, które cechuje świetna wydajność, długim czasem pracy na baterii oraz nietypowym, aczkolwiek przyciągającym oko designie. Wobec powyższego do testów podszedłem z entuzjazmem, o czym dowiecie się z dalszej części tekstu.
Moto Z Play, czy modułowa wizja Lenovo
Kiedy dotarła do mnie paczka, odrzuciłem aktualne obowiązki na bok i postanowiłem zapoznać się z jej zawartością. Ta lekko mnie zaskoczyła, gdyż poza jednoczęściową ładowarką wykorzystującą złącze USB-C oraz kluczykiem do tacki na karty nano Sim nie znalazłem tutaj zupełnie nic. Instrukcję pomijam, gdyż nie uważam sterty papierów za część zestawu. Cóż, uroki sampli testowych pełnoprawnych produktów. Musiałem o zaakceptować.
Moje lekkie niezadowolenie ukoił drugi element, a mianowicie dodatkowy moduł od JBL. Wspomnianego dostawcę systemów audio cenię od dawna. Testowałem kilka rozwiązań wspomnianej firmy i z każdego byłem więcej niż zadowolony. Oczywiście nie jestem audiofilem, nie aspiruje nawet to tegoż miana, dlatego moją opinię dotyczącą dźwięku wydobywającego się z głośniczków potraktujcie „luźno”. Do modułu wrócę przy okazji pełnej recenzji testowanego egzemplarza, teraz chciałby podzielić się zwami kilkoma moimi spostrzeżeniami.
Co mi się spodobało?
Obecnie korzystam z naprawdę małego smartfona – iPhone SE. Przywykłem już do wspomnianej przekątnej, choć wiem, że kolejne „jabłko” w mojej kieszeni będzie większe. Mimo to sentyment do phabletów pozostał w mojej świadomości. W związku z powyższym konstrukcja Moto Z Play po prostu mnie zachwyciła…
Urządzenie jest duże, przy czym niezwykle wygodne. W dłoni leży pewnie, na co z pewnością składa się również słuszna waga tegoż kawałka elektroniki. Widać dopieszczenie poszczególnych elementów obudowy, naprawdę – można się nimi zachwycać.
Mistrzowską sprawą jest tutaj czytnik linii papilarnych. Jego działanie jest po prostu błyskawiczne, o dokładności nie wspomnę, gdyż sprzęt nie pomylił się z rozpoznaniem mojego kciuka oraz palca wskazującego ani razu. Ciekawe jest również to, że poza odblokowaniem Moto Z Play, czytnik służy również jego blokowaniu.
Akcesoria w postaci modułów to niezwykle rozwinięcie personalizacji smartfona. Nie musimy z korzystać z dodatkowych „plecków”, ale powiem wam, że byłby to błąd. Bez nich smartfon sprawia wrażenie „gołego” i narażonego na uszkodzenia.
Co mi się nie podoba
Na wymienianie wad jest jeszcze stanowczo za wcześnie, ale znalazłem w produkcie kilka spraw, których nie mogę uznać za plusy. Co ciekawe, pierwsza dotyczy wychwalanego wyżej czytnika. Otóż bardzo często naciskałem go odruchowo oczekując, że zareaguje jak przycisk Home… cóż – nie zareagował. Może to kwestia przyzwyczajenia.
Brakuje mi tutaj niestety stereofonicznego głośnika. Nie zrozumcie mnie źle – dźwięk jest w porządku, ale mógłby być znacznie lepszy. W egzemplarzu testowym ratuje mnie dodatkowy moduł JBL, ale pamiętajmy, że jest to jakby nie patrzeć – wydatek.
Irytuje mnie także umiejscowienie przycisków power oraz głośności. Przy urządzeniu o takich rozmiarach powinny znajdywać się nieco niżej. Dostęp do nich jest utrudniony. Czyżby miało to związek z czytnikiem linii papilarnych, a raczej jego funkcjami (blokowanie / odblokowywanie ekranu)? Całkiem możliwe, choć ja nie do końca kupuję tę ideę.
Na pełną recenzję sprzętu będziecie musieli poczekać jeszcze co najmniej tydzień, dlatego też śledźcie uważnie nas profil na Facebooku oraz Twitterze.