Nienawistna ósemka jako serial – Netflix podejmuje dziwne decyzje
Do dziwnej sytuacji doszło w amerykańskiej wersji serwisu Netflix. Pojawił się tam film Quentina Tarantino, ale w zupełnie innej formie, niż ta, która była wyświetlana w kinach. Czy Nienawistna ósemka jako serial to dobry pomysł czy może ukłon w stronę leniwego widza?
Tarantino kręci długie filmy. Dłuższe, niż standardowe dziewięćdziesiąt minut, do których przyzwyczajony jest widz. Zresztą nie on jeden, ale faktycznie trudno ostatnio znaleźć tak długie produkcje, jak amerykańskiego reżysera. No chyba, że mówimy o Avengers Endgame, które trwa 182 minut. Powstaje nawet aplikacja, która ma podpowiadać jej użytkownikom, kiedy jest dobra pora na wyjście do toalety, żebym nic nie stracić z seansu. Znak czasów?
Nienawistna ósemka jako serial
Długie produkcje potrafią zmęczyć, o ile są zrobione nieporadnie. Wiadomo, nikomu nie chce się wlepiać oczu w ekran, jeżeli fabuła nie wciąga, montaż kuleje, a efekty dźwiękowe aż bolą. Jednak w przypadku Quentina Tarantino nie ma mowy o żadnej z tych rzeczy, bo reżyser i scenarzysta doskonale włada filmową formą. Robi to na tyle interesująco, że prawie trzy godzinne produkcje, mijają na kinowym fotelu jak pięciominutowe krótkie formy. To talent, ale też pomysł konsekwentnie realizowany przez twórcę. Skoro chciał, żeby jego dzieło trwało określoną liczbę minut, to miał w tym swój cel. Jednak nie wszyscy to widocznie rozumieją.
Widzowie amerykańskiej wersji Netflix musieli mieć niezłą niespodziankę, kiedy zobaczyli, co pojawiło się w serwisie. Otóż umieszono tam ostatni z filmów reżysera, ale… pocięty. Tak, Nienawistna ósemka jako serial to coś, czego nie bylibyśmy w stanie zmyślić. Produkcja trafiła do serwisu w czterech częściach. Każda z nich trwa około 50 minut, co łącznie daje 210 minut. To ponad czterdzieści minut dłużej, niż to, co trafiło do kin. Czy to oznacza, że Nienawistna ósemka jako serial doczekała się nowych, niepublikowanych wcześniej scen. Nie do końca. Każdy z czterech epizodów dostał bowiem pełną czołówkę oraz tyłówkę, więc nie ma tutaj żadnych „extrasów”. Fakt, że film pochodzi z wersji 182 minutowej, ale ta pojawiała się w wyselekcjonowanych kinach na terenie Stanów Zjednoczonych.
Czy to ma w ogóle sens?
Rozumiem, że film jest długi i niektórym może się dłużyć. Jednak sam Netflix sprawił, że pojawiło się coś takiego, jak binde watching, czyli nieprzerwane oglądanie całego sezonu danego serialu. Czasem to nawet cały dzień, a już w szczególności wtedy, kiedy produkcja ma dziesięć czy jedenaście odcinków, a każdy trwa godzinę. Tak, są one od siebie oddzielone i stanowią niezależne formy, ale dalej jest to wręcz zachęta do niewstawania z kanapy. Podział pełnometrażowej produkcji na serial naszym zdaniem jest więc pomyłką. I to taką, która w przyszłości może być niestety powtarzana.
Sam Tarantino kiedyś przyznał, że byłby wstanie podzielić swój film na cztery części, ale mówił wtedy o Django. Zapewne tutaj też musiał udzielić zgody Netflix na ten zabieg lub zrobił to dystrybutor. Nie zmienia to jednak faktu, że widzowie dostali coś innego, niż zakładał reżyser. Nawet, jeżeli będą wciskali przycisk „skip intro”, to i tak na chwilę zostaną wyciągnięci z klimatu produkcji. To coś, co nie powinno mieć miejsca, a już na pewno nie przy pełnym metrażu. Seriale konstruowane są bowiem trochę inaczej. Tam akcenty rozkłada się tak, by końcówka danego odcinka zachęcała do włączenia kolejnego. W filmach tak to nie działa, bo mamy pewną ciągłość fabularną. Netflix tą ciągłość zaburzył i nie wiadomo dlaczego.
Chcemy krótszych form?
Może to wynikać z tego, że mamy coraz mniej czasu na przyswajanie treści. Czasem obejrzy się odcinek serialu w pociągu czy tramwaju jadąc do pracy. Niekiedy chwilę przed snem lub rano przed wyjściem do szkoły. Dzieje się tak, bo niestety trzeba jakoś „ogarniać rzeczywistość”. Trudno znaleźć trzy godziny wolnego, by obejrzeć daną produkcje w całości. Netflix oferuje jednak możliwość powrotu w konkretne miejsce, gdzie skończyło się oglądać poprzednim razem, więc decyzja o podziale tym bardziej wydaje się nam bezsensowna. Mamy tylko nadzieję, że to jednorazowy wybryk serwisu, a nie coś, co wejdzie do jego oferty na stałe.
Nowe smartofny, które pozwolą wam na oglądanie filmów tam, gdzie chcecie, znajdziecie w naszym sklepie internetowym, wchodząc pod ten adres.
Źródło: Netflix / IMDB / DigitalSpy / The Weinsten Company / Opracowanie własne