Polska to drogi kraj. Przynajmniej dla wielbicieli iPhone’ów
Z raportu Deutsche Bank wynika, że kupno iPhone’a w kraju takim jak Polska to niemały wydatek. Na zachodzie kwota, jaką przychodzi zapłacić za rzeczony sprzęt, jest prawie niezauważalna. Co ciekawe, nie są to jedyne wnioski.
Czym jest raport przygotowany przez Deutsche Bank? To nic innego jak zestawienie porównujące koszty życia i zakupu przeróżnych produktów na świecie. Z dokumentu dowiemy się, ile przyjdzie zapłacić nam za butelkę Coli w Teksasie oraz ile kosztuje wynajęcie mieszkania w Hiszpanii. Nas interesują jednak ceny sprzętu z segmentu elektroniki użytkowej, a mówiąc konkretnie iPhone’y.
Polska jest droga
Zestawienie w kontekście zakupu iPhone’a nie pozostawia wątpliwości — sprzęt z logiem nadgryzionego jabłka na obudowie jest u nas naprawdę drogi. Właściwie oceniając Polskę pod tym względem, znajdujemy się na piątej pozycji na liście najdroższych krajów na świecie. Znacznie gorzej wypadamy w ujęciu Europejskim, gdzie umiejscowiono nas na drugiej pozycji w rankingu.
Jest kiepsko, to już wiemy, ale spokojnie. Gorzej jest w Turcji, Brazylii, Rosji oraz Grecji. Problem w tym, że w wielu krajach, gdzie iPhone jest droższy niż w Polsce, jego nabywcy zarabiają relatywnie lepsze pieniądze. To z kolei sprawia, że “nabytek” nie jest dla klienta odczuwalny. O rynkach takich jak USA, Japonia czy Kanada nie chce nawet wspominać, gdyż tam zakup iPhone’a wydaje się wręcz śmiesznie tani. Za iPhone 7 w wersji ze 128 GB pamięci na dane użytkownika w Stanach Zjednoczonych musielibyśmy zapłacić 815 dolarów, czyli około 3140 złotych. To mniej więcej średnie wynagrodzenie tygodniowe przeciętnego Amerykanina pracującego w sektorze prywatnym. Za tego samego iPhone’a w kraju takim jak Polska przyjdzie nam zapłacić 1005 dolarów, czyli 3870 złotych, tyle ile wynosi przeciętne miesięczne wynagrodzenie Polaka (dane 2015r). To pokazuje dobitnie różnice pomiędzy dwoma rynkami. Dla mieszkańców USA zakup iPhone’a to nic nie znaczący wydatek, dla nas to miesięczna pensja i to tylko pod warunkiem utrzymywania się zarobków na sensownym poziomie.
Biorąc pod uwagę powyższe, nie powinno dziwić nas to, że w Polsce utarło się określać użytkowników iPhone’ów mianem “bananów”. To na szczęście zaczyna się zmieniać, co nie jest niestety związane z obniżkami cen sprzętu sadowników. Właściwie za poprawę sytuacji możemy dziękować smartfonom z Androidem. Ceny flagowych modeli są porównywalne lub wyższe z tymi, jakie występują w przypadku iPhone’ów.
Nie samą elektroniką człowiek żyje
Polska nie krajem tanim, to prawda, ale nie oznacza to, że wszytko u nas jest (w stosunku do zachodu) drogie. Przykładów jest naprawdę wiele, ale przyjrzyjmy się tym najkonkretniejszym, pokazującym że jesteśmy w kwestii wysokości kosztów życia “średniakiem”.
Całkiem niedrogie jest u nas wynajęcie mieszkania i choć dodatkowe opłaty bywają dotkliwe, w ogólnym rozrachunku wypadamy całkiem nieźle. Stosunkowo niemałe pieniądze zapłacimy również za odzież, obuwie oraz popularne napoje takie jak Cola czy Pepsi.
Paradoks
Abstrahując od szczegółów raportu Deutsche Bank, należy zauważyć, że cała sytuacja cenowa opisywana poniżej jest typowym paradoksem. Pomimo jednych z najniższych zarobków, jakimi wykazują się Polacy, ceny iPhone’ów są u nas wyższe niż w USA, gdzie średnie wynagrodzenie jest około czterech razy wyższe.
Źródło: 9to5Mac, Businessinsider