Pracownicy Google słuchają twoich rozmów z Asystentem. Zdziwieni?
Mój telefon mnie podsłuchuje! Cóż, takie stwierdzenia często padają podczas rozmów ze znajomymi i patrząc na doświadczenia, które także nas spotykają, jest w tym trochę prawdy. Teraz możemy być niemal pewni tego, że tak jest, bo nawet pracownicy Google słuchają tego, co mówimy do naszego Asystenta. Tylko czy faktycznie mamy powody do obaw? Tak, ale zupełnie innego powodu, niż można by było przypuszczać.
Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego Asystent Google tak dobrze wyłapuje niektóre słowa, stwierdzenia czy całe zdania, które są w konkretnym języku? Przecież samo Google jest firmą amerykańską, więc w teorii powinni pracować w niej osoby, które niekoniecznie muszą znać inne języki. Oczywiście mogą w firmie pracować native speakerzy, co zapewne się dzieje, ale wiadomo także, że przy tworzeniu Asystenta, należy korzystać z pomocy ludzi, którzy o konkretnym języku wiedzą najwięcej. Niby to wszystko wiemy, ale kiedy na jaw wychodzą pewne informacje, czuje się pewien… strach.
Pracownicy Google słuchają twoich rozmów
Okazało się bowiem, że belgijscy dziennikarze ze stacji VRT News, dostali w swoje ręce bardzo ciekawe, ale również bardzo niepokojące, nagrania. Jakie? Takie, gdzie można było posłuchać rozmów prowadzonych z Asystentem Google, ale i także rozmów, które były nagrywane w momencie, kiedy z rzeczonym Asystentem się nie rozmawiało. Innymi słowy, zdarzyło się w tych nagraniach, że nie było słychać komendy „OK Google” czy „Hej Google”, a wiadomo, że jest to „wyzwalacz” po którym dopiero powinna następować interakcja ze Sztuczną Inteligencją. Tylko, że przecież nasz telefon czy inteligentny głośnik musi nas nasłuchiwać, by wiedzieć, kiedy ta komenda padnie.
Czy to oznacza, że wszystkie nasze rozmowy są gdzieś przechowywane? Tego oczywiście nigdy się nie dowiemy, ale możemy podejrzewać, że tak właśnie jest. Co więcej, pracownicy Google słuchają tych rozmów, a sama firma po wypłynięciu materiałów, przyznała to wprost. Belgijscy dziennikarze dostali materiały z nagraniami od anonimowego pracownika zewnętrznej korporacji, która z Google współpracuje, czyli nie od samego giganta. Wiadomo, że ten musi mieć podwykonawców, którzy odpowiadają za konkretne elementy systemu.
W tym przypadku chodziło o ulepszanie Asystenta Google na potrzeby języka holenderskiego. Nagrania wprawdzie były anonimowe, czyli nie zostały podpisane z imienia i nazwiska konkretnego użytkownika sprzętu, ale dziennikarze podczas ich słuchania mogli dowiedzieć się, do kogo należą. Co więcej, w niektórych przypadkach byli w stanie nawet dowiedzieć się, gdzie konkretny użytkownik mieszka. Przecież w normalnych rozmowach czasem takie dane padają.
Czy mamy się bać?
Problem z wyciekiem takich informacji jest znacznie większy, niż można przypuszczać. Zanim przejdziemy do kwestii moralnych związanych z podsłuchiwaniem, warto zastanowić się nad czymś innym. Google zleca swoim podwykonawcom pewne zadania i w takiej sytuacji na pewno podpisuje z nimi odpowiednie klauzule o nieudostępnianiu ich oraz samej poufności. Tylko co z tego, skoro anonimowe źródło zdecydowało się na przesłanie danych do dziennikarzy? Widać więc, że nasze dane i nasza prywatność, często jest w rękach osób trzecich, do których zaufania mieć nie można. Jak tłumaczy ten „incydent” samo Google? W oficjalnej notce na swoim blogu napisano:
„Właśnie dowiedzieliśmy się, że jeden z tych recenzentów języka, naruszył nasze zasady bezpieczeństwa danych, przeciekając poufne holenderskie dane audio. Nasze zespoły ds. Bezpieczeństwa i Ochrony Prywatności zostały aktywowane w tej kwestii, prowadzą dochodzenie i podejmiemy działania. Przeprowadzamy pełny przegląd naszych zabezpieczeń w tej przestrzeni, aby zapobiec ponownemu występowaniu takich uchybień.”
Co to oznacza dla użytkownika?
Sam proces wprowadzania Asystenta Google w innych krajach, nie jest niczym łatwym. Wiemy to po Polsce, gdzie owszem program działa, ale daleko mu do tego, co potrafi w Stanach Zjednoczonych. By usprawnić wprowadzanie nowych języków, pracownicy Google słuchają nagrań lub te przekazywane są do zewnętrznych firm w danych krajach. Oczywiście nagrania są anonimowe, ale jak wspomnieliśmy wyżej, da się z nich odkryć do kogo należą. Ile procent ze wszystkich nagrań jest przesłuchiwanych przez pracowników? Google przyznaje, że to ledwie ułamek, bo 0.2 procent ze wszystkich zapisów.
Niby to niewiele, ale weźmy pod uwagę to, ile osób korzysta z Asystenta Google nie tylko na smartfonie, ale także i na inteligentnych głośnikach. Te wspomniane 0.2 procent to mogą być setki tysięcy rozmów. Rozmów, na które nie godziliśmy się by je nagrywać i rozmów, które nagrywane były w momencie, kiedy nie prowadziliśmy interakcji z Asystentem. Wszystko to ma służyć temu, żeby Asystent lepiej działał oraz mógł być wprowadzany na nowe rynki szybciej. Niby wiadomo, że za usługi Google płacimy naszą prywatnością, ale mimo wszystko, zaufanie zostało teraz mocno nadszarpnięte.
Wszyscy nas słuchają?
Zaledwie wczoraj pojawiła się informacja, że w smartwatch’ach Apple, dało się podsłuchiwać użytkowników korzystając z funkcji Walkie-Talkie. Co zrobiła firma w tej sytuacji? Wyłączyła funkcję w swoich urządzeniach i zaczęła szukać rozwiązania. Google w swojej notce napisało, że próbki dźwiękowe wysyłane są do analizy tylko wtedy, kiedy urządzenie faktycznie usłyszy komendę inicjującą „Hej Google”. Tylko czy możemy założyć, że to stu procentowa prawda? Z jednej strony tego właśnie byśmy chcieli, ale z drugiej pozostaje zasada ograniczonego zaufania. Co możemy zrobić, jeżeli nie chcemy być podsłuchiwani? Podobno w Bieszczadach jest bardzo ładnie o tej porze roku, więc zostawiamy wszystkie urządzenia w domu i lecimy pod namiot.
Nowe smartfony znajdziecie w naszym sklepie internetowym, wchodząc pod ten adres.
Źródło: VRT News / The Verge / Google Blog / Google Store / Opracowanie własne