[PGA2014] Secret Service – podmuch przeszłości
Nic tak nie rozbudza wyobraźni graczy, jak informacja o tym, że ich ulubiony produkt powraca. Ile osób dałoby odciąć sobie rękę za Half-Life 3? Prawdopodobnie tyle samo, co za kolejne części Duke Nukem (dobre części, nie mówimy o „Forever”). Możliwość obcowania z czymś, co poniekąd definiowało dzieciństwo, to dla wielu graczy rzecz, której nie można przełożyć na pieniądze. Czy w erze, gdzie prasa drukowana jest w defensywie, istnieje jeszcze szansa na to, że kwintesencja lat 90-tych utrzyma się na rynku? O czym mowa? O Secret Service.
Dla każdego, kto choć trochę interesuje się branżą gier komputerowych, Secret Service był marką rozpoznawalną. Razem z Gamblerem czy Resetem pismo gwarantowało dostęp do nowości dla tysięcy fanów, wprowadziło nową jakość, a przede wszystkim, skrzyło nieszablonowym humorem, którego wtedy potrzebowaliśmy. Ilu z dzisiejszych trzydziestolatków ma jeszcze pochowane gdzieś w mieszkaniu „Kompendium Wiedzy” lub archiwalne numery pisma? Prawdopodobnie setki. Ilu z nich gotowych było wyłożyć pieniądze, żeby pismo wróciło? Tysiące!
Gdy na PolakPotrafi.pl pojawiła się informacja, że planowana jest reaktywacja pisma, internetowa brać skrzyknęła się jak nigdy. Projekt wystartował o 3:09 w nocy, co jak powiedzieli pomysłodawcy na tegorocznym PGA, było wynikiem prośby redakcyjnej koleżanki, wielbicielki astrologii. Potrzebną na wydruk pisma sumę (93 tysiące złotych) uzbierano w dwadzieścia godzin, po kolejnych kilkunastu pewne już było, że na tym się nie skończy. Łącznie uzbierano ponad 280 tysięcy złotych. Przy takiej ilości wspierających (3688) pewne było jedno, pojawią się wymagania. I to bardzo wysokie.
Secret Service wyznaczało trendy i nie boimy się tego przyznać. Redaktorzy pisma jako pierwsi z kraju wyjeżdżali na zagraniczne targi, dodali płytę CD do pisma, wydrukowali dwie wersje okładki. Rzeczy teraz dla większości teraz oczywiste, przed laty stanowiły novum. Gdy pismo zniknęło z rynku, nisza została zagospodarowana przez inne pisma. Niektóre istnieją po dziś dzień (np. CD-Action). Warto więc było wskrzeszać pismo, które niekoniecznie dopasuje się do dzisiejszych czasów, a swoją renomę opiera w dużej mierze na wymaganiach fanów?
Pismo pojawiło się w kioskach 30 września, a na twórców posypały się gromy. Pierwsze co nie spodobało się czytelnikom to okładka. Utrzymana w czerwono czarnych barwach jest nowoczesna, ale czuć w niej powiew przeszłości. Za to logo jest już nowe, brakuje charakterystycznej niebiesko białej błyskawicy i jaskrawego, żółtego koloru. Dla osób, które pismo uwielbiały, stanowiło to siarczysty policzek. W dużej mierze spowodowane jest to roszczeniową postawą, która coraz częściej widoczna jest w internecie. Płacimy 29 zł i w naszym wyobrażeniu, stajemy się współtwórcami, czy nawet inwestorami, projektu. Tymczasem, świat biznesu rządzi się swoimi prawami. Szczególnie że wybrańcy dostali w swoje ręce kolekcjonerskie wydanie Secret Service z tradycyjną okładką. Nowoczesna pojawiła się w kioskach, a na facebook’owym profilu twórcy konsekwentnie bronili swojej wizji. „U nas jest podobnie – pozostały wysmukłe litery z Secretem z lewej w pionie. Znak jest prostszy, bo tak to się współcześnie projektuje i nie raz was jeszcze zaskoczy, ale nie powiem czym”.
Czym więc jest nowy Secret? Wskrzeszony przez Roberta „Łapusza” Łapińskiego magazyn nie opiera się na przeszłości. To pismo dla zwolenników tradycyjnego dziennikarstwa. Felietony, relacje z konwentów czy artykuły opisujące gry, których wielu z nowych czytelników nie ma prawa znać. To kawał dobrego tekstu, który pochłania się w zastraszającym tempie. Secret udowadnia, że słowo pisane cały czas jest w cenie i nie warto z niego rezygnować. Za szatę graficzną odpowiedzialny był dobrze znany „Pegaz”, czyli Waldemar Nowak. Jest ładnie, przejrzyście i przede wszystkim interesująco, choć już nie tak kolorowo jak przed laty. Ale „Pegaz” to nie jedyna ksywa, którą rozpoznają starzy czytelnicy. „Krooger”, „Krupnik” czy „Śledziu”, to tylko część tworzącej Secreta ekipy. Pojawiło się także dużo nowych nazwisk, a każde wnosi do pisma coś nowego.
Zarówno szata graficzna, jak i treść potwierdzają jedno, warto było wrócić na rynek. Pytanie tylko, czy jest to powrót na stałe. Dwumiesięcznik odstrasza odrobinę ceną, prawie piętnaście złotych za 100 stron wydaje się wygórowaną kwotą. Konkurencyjny CD-Action wprawdzie jest miesięcznikiem, ale za podobną cenę oferuje więcej stron, lepszy papier oraz płyty z pełnymi wersjami gier. Ale nie ma w sobie działu KGB, za którym tęsknili chyba wszyscy.
Niedługo na Vipmultimedia pojawi się wywiad z twórcami nowego Secreta, gdzie wyjawią skąd w ogóle wziął się pomysł i dlaczego zdecydowali się na taką, a nie inną formę.