Spotify planuje ograniczenia – nie płacisz, nie wymagaj
Spotify i kolejne ograniczenia dla osób korzystających z darmowej odsłony serwisu? To było do przewidzenia. Sprawdź, co cię czeka.
Spotify to obecnie najmocniejszy gracz na rynku streamingu muzycznego. Choć konkurencja w postaci Apple Music, Google Play Music czy Tidala stale się umacnia, właściciele tytułowego serwisu nie powinni zbytnio obawiać się o los swojego „dziecka”. Mimo to serwis musi stale ewoluować i dostosowywać się do coraz to nowszych wymagań stawianych zarówno przez klientów, jak i samych twórców utworów udostępnianych w ramach usługi. Właśnie ci ostatni przysparzają ostatnio coraz większych problemów.
Spotify, a bunt artystów
Bunt jest tutaj zbyt mocnym słowem, ale chciałem zaakcentować priorytet sprawy oraz fakt, iż powinniśmy potraktować ją poważnie. Wytwórnie, a w szczególności Sony, Warner oraz Uniwersal zaczęły stawiać przed włodarzami Spotify warunki. Efekty rozmów nie są jeszcze ostateczne, ale mówi się o tym, że w myśl ugody, w serwisie pojawią się pewne ograniczenia. Te mają dotknąć użytkowników, którzy nie zdecydowali się na wykupienie dostępu premium. Czym miałoby charakteryzować się wspomniane ograniczenie?
Otóż albumy artystów, dodam – premierowe albumy miałby być w pierwszej kolejności udostępniane subskrybentom wersji płatnej Spotify. Osoby korzystające z darmowej odsłony musiałyby poczekać na „swoją” kolej bliżej nieokreślony czas. Choć firma może pochwalić się aż 50 milionami „płatnych” userów, to zyski z reklam przerywających (wersję free) są na tyle duże, że firmie cieżko z nich ot tak zrezygnować. Niestety z tym właśnie wiązałoby się wspomniane ograniczenie. Nie bezpośrednio, ale uszczuplenie oferty darmowej może poskutkować właśnie odpłynięciem części aktywnych użytkowników lub ograniczenie ich aktywności. Coś za coś – w zamian wytwórnie wyraziłyby zgodę na mniejsze tantiemy za odtwarzanie utworów.
Artyści wiedzą, że zysk płynący do nich z reklam jest stosunkowo niski, szczególnie jeśli zestawimy to z tantiemami za odtworzenia w wersji płatnej. Nie powinniśmy więc dziwić się ich warunkom. Jeśli Spotify nie doszłoby z nimi do porozumienia, ci mogliby najzwyczajniej w świecie zwinąć zabawki i pójść do innej piaskownicy. Oznaczałoby to usunięcie konkretnych albumów. Idealnie obrazuje to sytuacja Taylor Swift, która zdecydowała się na tak radykalny krok w 2014 roku.
Co na to „darmowi”
Płatni użytkownicy uważają, co widać po wpisach w mediach społecznościowych, że udostępnianie im materiałów szybciej niż ma to miejsce w przypadku userów free, byłoby uczciwe. W końcu to oni ponoszą koszty wykupienia subskrybcji i to oni powinni czuć się wyróżnieni. Cóż, śmiem się nie zgodzić ze wspomnianą grupą…
Konto free jest już wystarczająco ograniczone i nie chodzi tylko jedynie o reklamy przerywające odtwarzanie muzyki. O ile odsłuch na desktopowej aplikacji jest znośny, o tyle mobile woła o pomstę do nieba (w kwestii ograniczenia). Po pierwsze, nie istnieje możliwość odtworzenia konkretnego utworu a jedynie uruchomienie playlisty, czy utworu. Co ciekawe – odtwarza odbywa się w sposób losowy i przeplata się z reklamami oraz propozycjami nowych „kawałków”, co bywa niesamowicie irytujące. Chcesz zapisać pliki do offline, aby móc cieszyć się muzyką bez połączenia z internetem? Zapomnij, takie rzeczy tylko w wersji Premium.
Po przeczytaniu powyższego sami odpowiedzcie sobie na pytanie, czy wspomniane ograniczenia nie są wystarczającym obostrzeniem. W mojej ocenie są nader dotkliwe. Zgodzicie się ze mną?
Źródło: Twitter, Engadget, The Fincial Times