Wyciek danych w Chinach – po co komu dane 1.8 miliona kobiet?
Nikt nie jest bezpieczny w sieci, ale o tym chyba wszyscy dobrze wiemy. W końcu w ilu miejscach zostawiamy swoje dane? W większej ilości, niż wszyscy chcielibyśmy przyznać. Co chwila słyszymy też informacje o kolejnych miejscach w sieci, gdzie nasze dane są ujawniane. Jednak ten wyciek danych w Chinach jest bardzo specyficzny. Czy 1.8 miliona kobiet było inwigilowanych?
Dane wyciekają. Owszem można się zabezpieczać, zmieniać regularnie hasła i generalnie dbać o swoje bezpieczeństwo w sieci, ale czasem nie mamy na to wpływu. Opisana w tekście sytuacja dokładnie pokazuje to, że czasem lepiej odłączyć się w ogóle od dostępu do Internetu, zamknąć gdzieś w schronie i liczyć na spokój. Czasem nawet to może nie wystarczyć, bo przecież kiedy my nie udostępniamy informacji o sobie nie oznacza, że ktoś tych informacji o nas nie zbiera.
Wyciek danych w Chinach
Jakiś czas temu doszło do sytuacji, gdzie udostępniono w sieci ponad 300 milionów prywatnych wiadomości wysłanych przez obywateli Chin. Liczba robi wrażenie i daje choć częściowy pogląd na to, jak wiele rzeczy może pójść nie tak i jak łatwo uzyskać dostęp do niektórych informacji. To jednak „nic” w porównaniu z tym, na co natrafił Victor Gevers. To członek organizacji non-profit, która zajmuje się dbaniem o jawność informacji w sieci oraz o ich bezpieczeństwo. Jak widać odwalają tam kawał dobrej roboty, bo ten wyciek danych w Chinach jest bardzo, ale to bardzo niepokojący.
Gavers natrafił bowiem na bazę rekordów, gdzie było ponad 1.8 miliona danych obywatelek Chin. Baza została już usunięta, a przynajmniej człowiek, który ją odnalazł, nie mógł ponownie do niej trafić. Nastąpiło to w ciągu 48 godziny po tym, jak Gavers udostępnił informacje na Twitterze. IP wycieku wskazuje na to, że została ona umieszczona w Chinach, co jednak nie oznacza, że tam powstała. Jednak większość z rekordów tam wpisanych, opisywała kobiety mieszkające w Pekinie. I niestety, ale sama geolokacja kobiet nie powinna być ich jedynym zmartwieniem. Informacje dostępne w bazie zawierały bowiem coś znacznie bardziej niebezpiecznego.
Co zawierała baza danych?
W bazie można było znaleźć informacje o wykształceniu oraz w niektórych przypadkach o sympatiach politycznych. Niektóre z rekordów prowadziły także na profile społecznościowe na Facebooku, które zapewne zostały przez kobiety założone za pomocą VPN. W końcu w Chinach dostęp do platformy jest mocno ograniczony o ile nie w ogóle zakazany. Gavers znalazł dane najmłodszej z kobiet i miała ona 15 lat. Średnia wieku to 32 lata. Ciekawe i lekko przerażające jest jednak to, że wśród danych pojawił się parametr mówiący o tym, czy dana kobieta… chce mieć dziecko. Większość, bo aż 89 procent z tych rekordów odnosi się do samotnych kobiet. 10 procent to rozwódki, a 1 procent wdowy.
Najmłodsza z kobiet, której przyznano status, że chce posiadać dziecko ma 18 lat. I tutaj oczywiście pojawiło się wiele teorii spiskowych, czym w ogóle jest ta baza danych. Wyciek danych w Chinach od razu narzuca nam pewnego rodzaju tok myślenia. Część z komentujących wpis Gaversa na Twiwwerze zasugerowała, że baza została stworzona przez chiński rząd. W jakim celu? Oczywiście w celu inwigilacji oraz kontroli populacji w kraju. To dość daleko idące wnioski, ale nie można uznać ich za totalnie nieprawdopodobne. To dalej jednak tylko teoria, która trochę „zalatuje” teoriami spiskowymi.
Bezpieczeństwo informacji w sieci
Inna, która nam wydaje się znacznie bardziej prawdopodobna, to ta wskazująca na… stronę z serwisem randkowym. Dane mogą to potwierdzać i nawet ten kontrowersyjnym element związany z chęcią posiadania dzieci. W końcu na takich portalach dość często pojawiają się pytania odnośnie zakładania rodziny, a także obecnego statusu matrymonialnego. I takie wyjaśnienie zdaje się być tym prawdziwym, ale pokazuje inny problem.
Bazę danych można było bardzo łatwo znaleźć i zwyczajnie przeczytać. Innymi słowy, każdy kto miał ochotę mógł dowiedzieć się niemal wszystkiego o konkretnych osobach. Serwisy, które nie są dobrze zabezpieczone to kopalnia wiedzy. W końcu korzystając z portalu randkowego umieszcza się na nim jak najwięcej informacji. To czy są prawdziwe, to już zupełnie inna kwestia. I niestety, ale takie dane jak widać nie są bezpieczne. Na szczęście baza zniknęła już z sieci, ale nie oznacza to, że nie pojawią się kolejne. Gavers ostrzega także, żeby z rozwagą zakładać konta na zagranicznych serwisach, bo według niego zabezpieczenia mocno tam kuleją. I jak widać, ma rację.
Smartfony, laptopy oraz komputery stacjonarne znajdziecie w naszym sklepie internetowym, wchodząc pod ten adres.
Źródło: Twitter / The Verge / GDI Fundation