You are here
Wrażenia po X-Men: Apocalypse artykuły 

Wrażenia po X-Men: Apocalypse

Z niecierpliwością czekam na moment, kiedy mogę wybrać się na nowy film z uniwersum Marvela. Tak było również w przypadku X-Men: Apocalypse, który zdecydowałam się obejrzeć dopiero po parokrotnym zobaczeniu Captain America: Civil War.

Jestem osobą, która z ogromnym sentymentem podchodzi do rzeczy, które zna z dzieciństwa. Co miesiąc biegłam do kiosku, by kupić komiksy z przygodami ulubionych bohaterów.  Bibliotekarka z podstawówki zamawiała do szkoły nowe wydania, bo czytałam dosłownie wszystkie tytuły. Z przygodami X-Men zapoznałam się właśnie wtedy, jako dziecko. To właśnie zmagania z En Sabah Nurem najmocniej przykuwały moją uwagę, dlatego informację o planowanym filmie przyjęłam z dużym entuzjazmem.

Starożytny Egipt. Miejsce, gdzie En Sabah Nur jest bogiem, a ludzie oddają mu cześć. Przychodzi ten moment, kiedy musi on przenieść siebie do nowego ciała. Wszystko już jest przygotowane, odbywają się rytuały. Nie wszyscy jednak są zadowoleni z rządów „fałszywego boga” i postanawiają udaremnić jego wędrówkę do nowego, młodszego ciała, a przy okazji zabić jego świtę…

Jak często bywa w takich historiach, ktoś musiał „starego boga” przebudzić. Kiedy już to nastąpiło, En Sabah Nur zajął się wyszukiwaniem najsilniejszych mutantów, którzy dołączyliby do jego drużyny, czy też może lepiej napisać – do świty. Storm, Psylocke, Angel i Magneto są nowymi Jeźdźcami Apokalipsy. Każdy z nich przystaje do potężnego mutanta z innego powodu, ale wszyscy oni są przez niego wzmocnieni. Apocalypse potrafi bowiem w pełni rozwinąć umiejętności mutantów, a dodatkowo nazywa ich swoimi dziećmi.

Jaki jest film X-Men: Apocalypse? Moim zdaniem wpisuje się idealnie w to, co oglądać mogliśmy przy okazji X-Men: First Class i X-Men: Days of Future Past. Z jednej strony mamy podane powody, dlaczego poszczególni bohaterowie zachowują się w konkretny sposób i podejmują dane decyzje, z drugiej nie brakuje w tej historii dawki humoru, a to za sprawą Quicksilvera. Jest on w tym filmie tym, czym dla Captain America: Civil War jest Spider-Man, chociaż może nie w takiej dawce.

Apocalypse – potężny mutant, którego nie można pokonać. Mutant, któremu nie podoba się zastany porządek świata i postanawia planetę urządzić po swojemu, uczynić ją lepszą. Odpalenie atomówek, zniszczenie broni i zburzenie zabytków to jedynie przedsmak zapędów En Sabah Nura. Przetrwać mają tylko najsilniejsi, którzy do niego dołączą. Jeśli miałabym ocenić tę postać, to czegoś mi zabrakło. Liczyłam na większe widowisko przy udziale Apocalypse i zawiodłam się.

Unikając zbytnich spoilerów napiszę, że na film warto się wybrać. Jeśli jednak miałabym polecić X-Men: Apocalypse lub Captain America: Civil War, to mój wybór pada na drugą produkcję. Mimo łzawych scen, najnowsza odsłona przygód mutantów nie była w stanie zagrać na moich emocjach. Czegoś w filmie zabrakło.

 

________________________________________________

Zapraszamy do naszego e-sklepu, gdzie znajdziecie szeroki wybór produktów w bardzo atrakcyjnych cenach. Polecamy również profil Vip Multimedia na Facebooku.

 

Related posts

Leave a Comment