Jak zniszczyć sobie życie za pomocą mediów społecznościowych?
W zasadzie w każdej chwili możemy opublikować cokolwiek nam się podoba. Czy jest to film, zdjęcie lub tekst – od tego, żeby podzielić się tym z całym światem brakuje tylko kliknięcia w przycisk publikuj. Jakie mogą być efekty? Sami zobaczcie.
Co łączy nastolatki z autobusu RAE Sremmurd, kandydata PiS na nowego sędziego Trybunału Konstytucyjnego prof. Mariusza Muszyńskiego, Krystynę Pawłowicz i Justine Sacco, Amerykankę, która stała się sławna po swojej (krótkiej) wizycie w Afryce? Oczywiście media społecznościowe. Każda z tych osób korzystała z innego serwisu społecznościowego, jednak efekt jest szokująco podobny. Przypatrzmy się, jakie może mieć efekty skrajna nieodpowiedzialność w posługiwaniu się mediami społecznościowymi, przejawiająca się w próbach prowokacji, żartów, które obróciły się w koszmar lub własnych opiniach wypowiedzianych w obraźliwy lub lekceważący sposób. Najlepsze jest to, że za możliwościami do utrzymywania kontaktu i publikowania w sieci stoi technologia mająca poprawiać jakość naszego życia. Paradoksalnie, często ją pogarsza, jednak tylko i wyłącznie z powodu ludzi, którzy z niej korzystają.
Przyjrzyjmy się paru przypadkom, w których wiadomości i możliwość publikowania obróciła się przeciwko publikującemu przez jego własną głupotę lub zdolność do wygłaszania kontrowersyjnych, uderzających w innych ludzi (lub grupy) opinii oraz temu, jak w zależności od ich pozycji życiowej potoczyły się dalej ich historie (lub jak trwają w niektórych przypadkach).
Wątpliwość
Pierwszy przypadek to bardzo świeża sprawa; mowa oczywiście o nastolatkach z filmiku, który zdążył już okrążyć polskiego YouTube’a kilka razy i sprowokować do reakcji nawet samego “króla” polskich vlogerów, Wardęgę. Co jest na materiale, większość z was widziała; nie jest konieczne przytaczanie jego dokładnej treści. Co ważne, filmy były przeznaczone na Snapchata, ponieważ tam po jakimś czasie wiadomość użytkownika jest usuwana automatycznie. Autorki nie wzięły (lub wzięły, do czego nawiążę za chwilę) pod uwagę jednak, że ich wiadomości mogą zostać zrzucone, np. na YT. Tym samym film wyciekł do szerszej publiczności, która ewidentnie już zdążyła się bardzo dobrze z nim zapoznać. Nie chcę wiedzieć, jak wygląda życie bohaterek tego filmu, ale oczywistym jest, że ich znajomi, rodzina i otoczenie doskonale wiedzą, co w nim było. Oczywiście należy wziąć poprawkę na możliwość, że mogła to być prowokacja, mająca na celu uzyskanie reakcji i przyciągnięcie uwagi. Niestety, nawet jeśli tak było w tym wypadku – efekt jest dokładnie taki sam, a przecież efekt się liczy, prawda?
Kolejnym przykładem na liście jest prof. Mariusz Muszyński, jeden z kandydatów PiS na nową kadencję Trybunału Konstytucyjnego. W ostatnich dniach, w związku z rosnącą uwagą dookoła postaci pana Mariusza Muszyńskiego, wypłynęły “prawdopodobnie” jego wcześniejsze wypowiedzi na Twitterze. Skąd słowo prawdopodobnie? Jeden z posłów PiS, pan Andrzej Jaworski, broni kolegi, twierdząc, że to wcale nie musiało być jego konto, a ponieważ zostało niedawno usunięte – nie sposób tego sprawdzić. Oczywiście wypowiedzi z konta podpisanego imieniem prof. Mariusza Muszyńskiego nie naruszały bezpośrednio prawa ani dobra innych osób, jednak wiele mówiły o bezstronności, kulturze i poglądach politycznych, a także poczuciu humoru publikującego.
Kiedy ludzie orientują się, jaki efekt miały naprawdę ich wypowiedzi i, co ważne, jaki będą miały w przyszłości, bardzo często się z nich wycofują twierdząc, że była to prowokacja, żart lub ktoś inny się podszywał. Niestety, niesmak pozostaje, a sieć nie zapomina nigdy.
Pewność
Czasem osoba, która pada ofiarą własnej potrzeby publikacji lub wypowiedzi nie ma odwrotu. Technologia obecnie umożliwia zrobienie zdjęcia lub zrzutu ekranu na każdym urządzeniu i w każdej chwili – w momencie, gdy coś widzisz możesz mieć dowód na to, że taka wypowiedź padła. Kiedy sam wypowiadający się nie jest w stanie nad tym zapanować, pojawiają się inni, którzy przejmują inicjatywę w dyskusji; a czasem jest to cały kraj lub świat.
Justine Sacco, pisząc krótkiego tweeta w Heathrow, przed wejściem na pokład samolotu lecącego do Afryki Południowej, nie wiedziała co ją czeka. Przed samym odlotem napisała wiadomość, którą w pełnej krasie możecie zobaczyć poniżej, a jej istotą jest żart: “Jadę do Afryki. Mam nadzieję, że nie dostanę AIDS. Żartuję. Jestem przecież biała”. Nie przeszkodził fakt, że Justine Sacco nie była do tej pory znana: miała niewiele ponad 170 followerów na Twitterze, ale to wystarczyło. Po kilkunastogodzinnym locie, podczas którego nie miała dostępu do sieci cały świat zdążył już podać jej tweeta. Pierwsza wiadomość jaką dostała po wylądowaniu było “przepraszam” od jednego ze swoich znajomych. Ciekawa dlaczego, weszła do sieci i ku swojemu zdziwieniu odkryła, że od przynajmniej od kilku godzin jest trendem numer jeden na twitterze na całym świecie.
Justine Sacco w ciągu kilku godzin stała się bohaterką kilkunastu relacji największych stacji telewizyjnych, została nazwana rasistką i promotorką nienawiści, straciła pracę, znaczną część znajomych i naraziła się na ataki na każdym kroku, do tego stopnia, że musiała uciekać z kraju do którego przyjechała, a tam gdzie uciekła nie było o wiele lepiej. Do dziś, każdy kto pracuje z mediami społecznościowymi pamięta co zrobiła Justine, a zaczęło się tylko od tego, że ktoś podał dalej jej wiadomość.
Naszym polskim przykładem na miarę Justine Sacco jest pani profesor Krystyna Pawłowicz. Kilka miesięcy temu pani profesor Pawłowicz, jak to ma w zwyczaju, udzielała się bezpośrednio na portalu Facebook, jednak tym razem do jej wypowiedzi wkradło się słowo “wziąść”. Nic nadzywczajnego, każdy ma prawo popełnić błąd, jednak w tym wypadku pani profesor Pawłowicz postanowiła obronić swojej wypowiedzi brnąc dalej. To idealny przykład, na to, co dzieje się, gdy pomyślimy, że możemy przekrzyczeć tysiące ludzi i udowodnić im, że to oni się mylą, niezależnie od tego co twierdzą zasady gramatyki, zdrowy rozsądek czy inne osoby.
Pisząc, że “szkoła polska mówi wziąść” i twardo obstając przy swoim pan profesor udowodniła, co wie o poprawnej pisowni, ale też jak zgadza się ze zdaniem innych. Wobec tego internauci byli bezlistośni w komentarzach, biorąc coraz żywszy udział w dyskusji – pomimo szybkiego usuwania komentarzy i banowania wypowiadających się pani profesor Pawłowicz nie udało się usunąć wszystkich wypowiedzi, a obecni tam internauci robili zrzuty ekranów z przedstawienia na tablicy pani Krystyny. Na szczęście, cała kontrowersja towarzysząca wypowiedzi to zaledwie błąd językowy i chęć do udowodnienia całemu światu, że się ma rację; mimo to sieć nie zapomina, a my do dziś możemy natknąć się na cytaty z tej wypowiedzi, żarty i memy. Pani profesor nie będzie miała lekko, zwłaszcza, że ma skłonność do tego typu wypowiedzi, a media społecznościowe są dużo szybsze, bardziej bezpośrednie i okrutne niż telewizja.
Śmieszność
To właściwie wszystko, na co można się narazić przy ekstramalnie złym wykorzystaniu kanałów informacyjnych jakimi są media społecznościowe. Oprócz tego, oczywiście, na utratę pracy, znajomych, autorytetu i setki tysięcy komentarzy lub wiadomości od internautów, którzy zobaczą naszą radosną twórczość. Każdemu zdarzy się opublikować coś głupiego, jednak należy wziąć pod uwagę, gdzie kończy się granica głupoty/śmieszności, a zaczyna nadużycie. Słowo nadużycie można rozumieć na wiele sposóbów – dla mnie jest to nadużycie zaufania do ludzi, którzy mają możliwość publicznej wypowiedzi (czyli: wszystkich), a także nadużycie technologii, do których ewidentnie nie dorośliśmy.
___________________
Zapraszamy również do polubienia naszego profilu na Facebooku oraz do zapoznania się z ofertą naszego sklepu internetowego.