Google Yeti – nowa konsola na rynku?
Jeżeli pojawiające się w sieci doniesienia okażą się prawdziwe, możemy doczekać się kolejnej konsoli, która oparta będzie na usłudze streamingowej. Tym razem za to karkołomne zadanie zabiera się nikt inny, jak samo Google. Co więcej, podobno myśli o tym dość intensywnie. Czy Google Yeti w ogóle powstanie i czy ma sens?
Na świecie obecnie liczą się trzy konsole – Sony PlayStation, Xbox One oraz Nintendo Switch. I ta ostatnia dalej nie jest tak popularna, jak pierwsze dwie. Jaki jest więc sens pchania się na rynek, gdzie mamy sytuacje, którą można porównać do monopolu. Bo choć Microsoft nieustanie próbuje promować Xbox One, to i tak król jest tylko jeden. Widocznie Google uważa inaczej, bo ponoć zaczyna już pierwsze przymiarki do tego, by wejść na rynek. Wprawdzie celuje w inne usługi, ale nie zapomnijmy o tym, że Sony czy Nintendo także ma je w swoim portfolio.
Google Yeti
Zanim poznamy jakiekolwiek szczegóły odnośnie Google Yeti, minie jeszcze trochę czasu, ale dzięki dziennikarzowi Kotaku, mamy kilka informacji. Te można uznać za prawdziwe, bo przecież Jason Schreier kiedy coś publikuje, to jest pewien swego. Możemy więc być niemal pewni, że coś jest na rzeczy. Tylko czy coś z tego wyniknie, to już zupełnie inna historia, bo Google jak mało kto, ma po prostu pecha. Pecha lub też brakuje im wytrwałości w budowaniu relacji i zbyt szybko zależy im na zysku. Gigant miał już przecież ambitne plany by wykupić platformę Twich. Miejsce, gdzie społeczność graczy jest jedną z największych, ale na planach się skończyło.
Podobnie sytuacja wyglądała ze studiem developerskim Niantic, które znajdowało się pod skrzydłami Google. Znajdowało się do czasu, aż firma postanowiła zrobić porządki i się go pozbyć. Niedługo potem Niantic wypuściło PokemonGo i osiągnęło niebotyczny sukces. Jak widać gigant z Mountain View miał już możliwość poważnie zaistnieć w branży, ale przegapił swoją szansę. Rynek gier oraz konsol to niebotyczne pieniądze, ale pod warunkiem, że ma się odpowiednie wsparcie. I nie chodzi tutaj tylko o zaplecze fanów, ale także właśnie o studia developerskie, które będą w stanie tworzyć odpowiednie produkcje. Google nie może się mierzyć z Sony czy Microsoftem, ale może zwyciężyć na innym polu.
Streaming gier
Google Yeti ma nie być jednak tradycyjną konsolą, gdzie wkładamy płyty do napędu. Ta ma bardziej przypominać to, co już jest na rynku, czyli NVidia Shield. Mówimy więc o streamingu gier, gdzie moc obliczeniowa będzie mniej istotna dla samego sprzętu. Wszystko miałoby się dziać w chmurze, a to oznacza, że bez doskonałego i pewnego łącza internetowego, rozgrywka byłaby męczarnią. Jednak ma to swoje plusy, bo nie trzeba mieć komputera z dużą mocą obliczeniową, by ogrywać najnowsze tytuły.
Google ma przewagę nad ewentualną konkurencją w postaci swojego ogromnego zaplecza. Przecież w ich władaniu jest YouTube, który może być doskonale sparowany z konsolą, a tym samym zapewnić jej ogromny rozgłos. Mogą powstawać tytuły, które byłby oparte właśnie o tą platformę i np. wideo w postaci 360 stopni. Dodajmy do tego Google Pay i w ogóle bibliotekę gier, która dostępna jest na Androida i możemy już mówić o planie. W końcu nikt nie powiedział, że Yeti ma się mierzyć z największymi w branży. Google może znaleźć dla siebie odpowiednią niszę, a tym samym trafić do użytkowników, którzy potrzebują innego rodzaju rozgrywki.
Czy to się uda?
Wszystko zależy tak naprawdę od samego Google, które już nie jeden raz postanowiło coś zrobić, a następnie wycofywało się rakiem ze swoich projektów. Wiele firm już próbowało zatrząść rynkiem konsol, ale zazwyczaj kończyło się na obietnicach. Kluczem do sukcesu może być właśnie nisza. Bo jeżeli Google Yeti ma służyć do streamingu gier, które i bez tego ogramy na Xbox, PlayStation czy Switch, to ich produkt nie ma prawa się sprzedać. Stanie się ciekawostką, którą kupią fani firmy i tyle.
Konsole muszą być stale i na bieżąco rozwijane, inaczej zniknąć z rynku. Będziemy obserwowali Google Yeti bardzo uważnie.
Jeżeli potrzebujecie konsoli i gier, znajdziecie je w naszym sklepie internetowym.
Źródło: Kotaku