Recenzja Venom – mogło być tak pięknie, a jest…
Najnowszy film, który chciałoby się zaliczyć do stajni Marvela, stoi dość daleko od niej. Venom miał wszystkie potrzebne czynniki, żeby stać się obrazem interesującym, a niestety stał się czymś, co chciałoby się szybko zapomnieć. Dlaczego? Wyjaśni wam to nasza recenzja Venom ze stajni Sony.
Kiedy po raz pierwszy ogłoszono, że ma powstać film, gdzie głównym bohaterem będzie jeden z najbardziej ikonicznych przeciwników Spider-Man’a, chyba wszyscy się ucieszyli. Kiedy później podano informację, że główną rolę w produkcji dostał Tom Hardy, reakcje były podobne. Mało kto podejrzewał, że finalna wersja filmu będzie znacznie odbiegała od tego, czego wszyscy sobie życzyli.
Recenzja Venom
Recenzja Venom może zawierać niewielką dawkę spoilerów, więc jeżeli nie oglądaliście jeszcze filmu, ostrzegamy. Największym problemem tego filmu jest to, że twórcy chyba nie do końca wiedzieli, czym ma on być. Mamy tu bardzo dziwną mieszkankę horroru, mordobicia oraz… komedii. Wprawdzie tego ostatniego elementu nie ma zbyt dużo, to i tak skutecznie potrafi on zepsuć nastrój, który wcześniej nabudowano. Szczególnie wtedy, jeżeli niektórym sceną towarzyszy dziwnie skoczna muzyka.
Sama fabuła filmu Venom nijak ma się do komiksowego pierwowzoru. I jeżeli twórcy postanowili pójść tą drogą oraz odciąć się od genezy, moglibyśmy to przeżyć, gdyby nie to, że jest zrobione po prostu po łebkach. Widz nie dostaje specjalnego wytłumaczenia tego, co dzieje się na ekranie. Motywacje bohaterów są nijakie, a w szczególności już antagonisty. W jego role wcielił się Riz Ahmed i niestety, ale na ekranie widać, że on także nie miał pomysłu jak „ugryźć” rolę. Scenarzyści chcieli pokazać go jako szalonego naukowca, a inspiracje postacią Elona Muska są aż nadto widoczne. Ahmed stara się z całych sił, by jego postać miała jakiś charakter, ale trudno mu uwierzyć. Nie widzimy ani jego genialnego umysłu, ani nie rozumiemy czemu w ogóle zabrał się za takie, a nie inne eksperymenty. Chciał po prostu uleczyć świat, bo ludzie są pasożytami. Głębokie.
Chaos rządzi
Przed samą premierą filmu Tom Hardy zdradził, że z produkcji wycięto od 30 do 40 minut materiału. I to niestety trochę widać w Venomie. Po dość długiej ekspozycji następuje szybkie przyśpieszenie i nagle film się kończy. Rzeczy, które dzieją się pomiędzy początkiem, a końcem są poszatkowane i czuć, że czegoś pomiędzy nimi brakuje. Widać to także w relacji pomiędzy Brockiem (Tom Hardy), a postacią Venoma.
Najciekawszy element filmu został spłycony do granic możliwości. Motywacje Venoma do pozostania przy żywicielu nie przekonują, a już w szczególności wtedy, kiedy na ekranie pada pewne zdanie. Nie zdradzimy go wam tutaj, ale mówiąc kolokwialnie, opadły nam ręce. Sam Venom także niewiele ma w sobie ze „złego charakteru”. Owszem, padają tutaj trupy, ale to zawsze ci źli faceci z karabinami. Symbiont nie ma w sobie tej zwierzęcej agresji, która zdefiniowała go jako postać komiksową. Brakuje mu zadziora, choć wymodelowano go całkiem nieźle. Tylko co z tego, skoro nie wzbudza żadnych emocji.
Venom – są plusy
Nie jest tak, że Venom to strasznie zły film. Warto jednak pozbyć się wszelkich złudzeń idąc do kina i zwyczajnie wyłączyć myślenie. Niektóre sceny, szczególnie te nawiązujące do komiksowych kadrów, potrafią pozytywnie zaskoczyć. Hardy także wypada wyjątkowo dobrze, choć czasem czuć, że aktor chciał przedobrzyć. Na szczęście nie wpada tutaj w karykaturalne podejście, ale czasem jest blisko. Venom to niewyszukane kino, które sprawia przyjemność, kiedy po prostu je się popcorn i zapija go colą. Należy odciąć się od tego, co wiemy o komiksach i zwyczajnie dobrze się bawić. Wtedy film da się oglądać.
Laptopy i smartfony, które pozwolą wam oglądać inne filmy ze stajni Marvela, znajdziecie w naszym sklepie internetowym.
Źródło: Sony / Venom / Opracowanie własne