Mapy Google coraz częstszym źródłem dowodów dla organów ścigania
New York Times podaje, że amerykańska policja oraz pozostałe służby z USA regularnie korzystają z historii lokalizacji użytkowników usługi — Mapy Google. Czy to oznacza, że nasze dane nie są do końca „bezpieczne”? Niezupełnie.
Chcąc cieszyć się pełnią możliwości aplikacji takich jak Mapy Google, musimy pozwolić usługodawcy na dostęp do naszej lokalizacji. Na podstawie zebranych danych, firma tworzy historię odwiedzonych przez nas miejsc, która idealne oddaje to, co robimy w ciągu dnia. Informacje te oficjalnie służą lepszemu dopasowaniu działania aplikacji oraz targetowaniu reklam. Jednak od czasu do czasu, po historię lokalizacji sięgają służby USA. Sprawdźmy, kiedy i w jakich sytuacjach Google udostępnia wspomniane dane.
Mapy Google źródłem policyjnych dowodów
Google niespecjalnie chwali się tym, że udostępnia historię lokalizacji wybranych użytkowników usługi amerykańskiej policji. Niemniej New York Times podaje, że takowe zjawisko ma miejsce, zaś anonimowe wewnętrzne źródło twierdzi, że w ostatnim czasie liczba zapytań organów ścigania do Google wzrosła do około 180 wniosków tygodniowo.
Firma nie udostępnia wspomnianych informacji „na słowo”, a jedynie w przypadkach, w których organ przedstawi odpowiedni dokumentu, czyli nakaz. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że nie chodzi o przeciętnych sprawców wykroczeń, a o złodziei, gwałcicieli morderców oraz, jak sądzę — przestępców podatkowych.
Jak myślicie, czy podobna sytuacja ma miejsc u nas w Polsce?