You are here
Ekosystem Apple to uzależnienie, z którym nie umiem walczyć felietony 

Ekosystem Apple to uzależnienie, z którym nie umiem walczyć

Kilka lat temu nieśmiało wkroczyłem w ekosystem Apple. Dziś wiem, że była to zarówno najlepsza, a zarazem najgorsza decyzja względem wyboru sprzętowo-software’owego. Sad, jak potocznie mówi się o środowisku pracy stworzonym przez Apple, pochłania użytkownika i ani myśli wypuszczać go z wygodnej bańki. Jestem tego świetnym przykładem.

fot. Pxhere
Apple

Przez wiele lat stanowiłem obrońcę wolności pod względem oprogramowania. Nie lubiłem, gdy ograniczano mnie w jakikolwiek sposób, przez co prawie każdy smartfon, z którego korzystałem, był przeze mnie odblokowywany. Po przesiadce na iOS i macOS wszystko zmieniło się o 180 stopni. Czy to źle? Odpowiedź nie jest jednoznaczna.

Apple uzależnia, serio

Kiedy namiętnie korzystałem jeszcze z Windowsazamiennie z Linux/GNU oraz Androida (plus przygody z wieloma innymi platformami) nie rozumiałem szaleńczego zachwytu użytkowników sprzętu Apple nad rozwiązaniami Sadowników. Fakt, wielokrotnie zdarzało mi się wtedy skorzystać, nawet przez kilka dni, z iOS oraz macOS, jednak sposób interakcji z oprogramowaniem niespecjalnie mnie przekonywał. Nawet roczne użytkowanie służbowego iPhone’a 5s nie zmieniło mojego podejścia. Zmienił je jednak czas, a konkretnie — jego brak.

fot. Pxhere
Apple

Żyjemy w czasach, w których wszystko i wszyscy pędzą do przodu. Życie nie daje nam chwili wytchnienia, co dotyczy również kwestii zawodowych. W pracy dajemy z siebie wiele, często na więcej niż jednym stanowisku. To skutecznie ogranicza możliwość „grzebania” w smartfonie tudzież komputerze. Android oraz Windows stanowią świetne, wręcz kapitalne i otwarte platformy, jednak powiedzmy sobie jasno — błędy, problemy ze sterownikami (Windows), zawieszenia, brak wsparcia, poszukiwania skutecznego narzędzia i tym podobne sytuacje, są w ich przypadku na porządku dziennym. Kiedy podliczyłem czas spędzony miesięcznie na konfigurowaniu, udoskonalaniu i naprawie softu, byłem przerażony. Dwucyfrowa liczba godzin wydała mi się nader wysoka. Postanowiłem więc sięgnąć po ograniczone, ale wystarczające dla mnie rozwiązania. Tak stałem się użytkownikiem iPhone’a i MacBooka.

Kiedy podliczyłem czas spędzony miesięcznie na konfigurowaniu, udoskonalaniu i naprawie softu, byłem przerażony. Dwucyfrowa liczba godzin wydała mi się nader wysoka. Postanowiłem więc sięgnąć po ograniczone, ale wystarczające dla mnie rozwiązania. Tak stałem się użytkownikiem iPhone’a i MacBooka.

Początki nie były łatwe. O ile zakochałem się w płynności i lekkości systemów oraz w naprawdę dopracowanych konstrukcjach, o tyle męczyło mnie nielogiczne działanie których funkcji. Dodam — nielogiczne dla kogoś, kto lwią część swojego „technicznego” życia spędził na użytkowaniu nieco odmiennych rozwiązań. Czas płynął, a ja z każdym dniem uczyłem się nowych nawyków. Zapomniałem o myszce, stawiając na gesty, przesiadłem się na część usług Apple. Zasadniczo mój workflow zmienił się nie do poznania.

Dziś, podczas testowania smartfonów z Androidem oraz okazjonalnego przymusu użycia komputera pracującego pod kontrolą Windowsa, czuję się nieswojo. Co prawda bywają momenty, w których przeglądam oferty ze wspomnianymi urządzeniami i rozważam przesiadkę, jednak po kilkunastu minutach rezygnuję. Ekosystem Apple przyzwyczaił mnie do siebie, do wygody, do symbiozy i do tego, że wszystko działa, jak działać powinno. 

Spryciarz Tim potrafi uzależnić od „zamkniętych” produktów nawet fana otwartości, którym niegdyś byłem. Przez liczne zalety rozwiązań Apple czuję się usatysfakcjonowanym userem „Sadu”, co mnie osobiście cieszy. Cieszy i martwi, gdyż zdaję sobie sprawę, że przez tytułowe uzależnienie mocno zamknąłem się produkty konkurencji, które mogłyby okazać się dla mnie odpowiedniejsze.

Czy wy również mocno przywiązujecie się do użytkowanych przez was rozwiązań?

Related posts

Leave a Comment