Wybory z aplikacją mObywatel nie takie bezpieczne
W tegorocznych wyborach do Europarlamentu jako narzędzie weryfikacji tożsamości mogła posłużyć aplikacja mObywatel, a nie, jak to miało miejsce wcześniej, tradycyjny dokument ze zdjęciem. Problem, w tym, że niektóre komisje dokonywały tego typu weryfikacji w niewłaściwy sposób.
Serwis Niebezpiecznik zwrócił uwagę na niepokojące sytuacje, które miały miejsce przy okazji niedzielnych wyborów do Parlamentu Europejskiego. Okazuje się, że osoby korzystające z aplikacji mObywatel, zastępującą w niektórych przypadkach dokument tożsamości, nie były weryfikowane przez komisje we właściwy sposób. Członkowie komisji stosowali niższą niż rekomendowana przez Rząd metodę potwierdzenia danych. Czy oznacza to możliwość sfałszowania wyborów? Jestem daleki od takich podejrzeń, jednak cała sytuacja jest, delikatnie mówiąc, żenująca.
mObywatel i weryfikacja tożsamości na wyborach
Prawidłowa weryfikacja tożsamości osoby korzystającej z aplikacji mObywatel powinna następować poprzez skanowanie kodu QR za pomocą mWeryfikator. Jednak podczas niedzielnych wyborów do głosowania można było przystąpić tylko po okazaniu danych zawartych w aplikacji mObywatel. Bez odpowiedniej weryfikacji, dane te mogły być równie dobrze sfałszowane.
Zachowanie standardów przez członków wielu komisji można więc ocenić jako nieodpowiedzialne. Przy okazji warto zastanowić się nad tym, dlaczego do takiej sytuacji w ogóle doszło i kto zawinił.
Obstawiam dwie możliwości. Pierwsza to nieodpowiednie przeszkolenie członków komisji, którzy nie do końca zdawali sobie sprawę z tego, jak powinna odbywać się weryfikacja tożsamości za pomocą aplikacji mObywatel oraz mWeryfikator. Niestety, więcej niż prawdopodobne jest też to, że osoby odpowiedzialne za „sprawdzanie” obywateli, podeszły do sprawy lekceważąco i pokpiły tę czynność.
Nie chcę tutaj nikogo oskarżać, ale przyznacie chyba, że cała sytuacja może wzbudzić niepokój? W czasach walki o bezpieczeństwo danych jest to szczególnie istotne.
Źródło: Niebezpiecznik
