You are here
Hobbs i Shaw – dużo absurdów, mało treści i nowe technologie felietony 

Hobbs i Shaw – dużo absurdów, mało treści i nowe technologie

Kolejna część Szybkich i wściekłych, bo tak należy rozpatrywać film Hobbs i Shaw, wdarła się do kina na całym świecie, ale specjalnego sukcesu jeszcze nie osiągnęła. Film oczywiście przyniósł już trochę dolarów, ale do tego, by w ogóle się zwrócił, jeszcze daleka droga. Trochę nas to nie dziwi, bo zniknęła magia Szybkich i wściekłych, a pojawiły się rzeczy, których w kinie się nie wybacza.

Hobbs i Shaw
Fot. Universal Pictures

Na niektóre produkcje po prostu trzeba chodzić do kina, a nie czekać na to, aż pojawią się w serwisach streamingowych czy na płytach Blue-ray. Czy nowa produkcja z pod znaku Szybkich i wściekłych należy do tego typu filmów? Niekoniecznie, choć daje całkiem sporo satysfakcji, jeżeli na ponad dwie godziny wyłączymy mózg i skupimy się wyłącznie na tym, by oglądać wybuchy i strzelaniny, bez szukania w nich jakiegokolwiek większego sensu.

Hobbs i Shaw

Seria Szybcy i wściekli to fenomen, jeżeli chodzi o produkcje kina sensacyjnego. Rzadko zdarza się bowiem tak, żeby każda kolejna część zarabiała więcej i więcej, a przy tym same filmy przeszły tak ogromną transformację pod względem gatunku. Przecież pierwsza część opowieści była zwykłym filmem sensacyjnym, który niczym specjalnym nie wyróżniał się na tle całej masy podobnych historii. Ostatnia z odsłon pokazała, że z pierwszą nie ma już prawie nic wspólnego, bo widzowie otrzymali „akcyjniaka”, gdzie większość z rzeczy widzianych na ekranie, łamała prawa fizyki. To samo można powiedzieć o Hobbs i Shaw, który jest filmem, gdzie fizyka nie ma zastosowania w rzeczywistości.

Zacznijmy jednak od skrótowego przybliżenia samej fabuły produkcji. Otóż na świecie pojawia się pewien wirus, bardzo śmiertelny oczywiście. Tak się wygodnie składa, że dwie agencje wywiadowcze wysyłają do jego znalezienia dwóch zupełnie skrajnych pod względem charakteru ludzi. Tytułowi Hobbs i Shaw nie dogadują się ze sobą, a każda ich rozmowa wygląda mniej więcej w ten sposób. Obelga – riposta – obelga – riposta – napięcie mięśni przez The Rocka – obelga – dziwna mina Stathama. Rozmowy pomiędzy innymi bohaterami mają już odrobinę więcej finezji, ale i tak trudno oprzeć się wrażeniu, że dialogi powstawały bezpośrednio na planie produkcji i wymyślali je sami aktorzy.

Kamera i akcja

Warto zaznaczyć, że podobnie jak sama seria Szybkich i wściekłych, tak i Hobbs i Shaw nie są już typowym filmem, gdzie samochody czy wyścigi odgrywają główną rolę. Owszem, dalej otrzymujemy dużo zbliżeń kamery na zmienianie biegów czy szybką jazdę w niebezpiecznych warunkach, ale to jedynie dodatek do całości. Hobbs i Shaw bliżej do kina akcji z wielką domieszką komedii, bo twórcy co chwila silili się na wprowadzenie do opowieści elementu humorystycznego. Niestety, ale można odnieść wrażenie, że w tej kwestii mocno przedobrzyli, bo niektóre sceny są zdecydowanie za długie i pierwsze dobre wrażenie dość szybko się zaciera.

Jednak najważniejsze jest to, jak prezentuje się sama akcja w filmie. Sceny pościgów oraz walk jak zwykle stoją na najwyższym poziomie, ale obraz reżyserował David Leitch, czyli ten sam człowiek, który dał nam Deadpool 2 czy Atomic Blond, więc niczego innego nie można się było spodziewać. Trochę gorzej za to wyglądają sceny, gdzie napakowano dużą ilość efektów specjalnych. Widać w nich bowiem sporą dawkę sztuczności i to takiej, która odbiera przyjemność z obserwowania efektów. Dodatkowo prawa fizyki nie obowiązują w tym filmie praktycznie w ogóle. Widać to najlepiej w scenie rozgrywającej się na Ukrainie, choć i sam finał opowieści obfituje w wiele tego typu rozwiązań. Nie chcemy wam ich tutaj zdradzać, ale zaufajcie nam na słowo.

Nowe technologie

Film, podobnie jak większość produkcji z tej serii, naszpikowany jest nowymi technologiami. Ktoś potrzebuje nowego paszportu i zmiany danych biometrycznych? Bum, dwanaście sekund stukania w klawiaturę, zdjęcie zrobione iPhonem i gotowe, problem z głowy. „Hakowanie” zawsze wyglądało w filmach, jak ponury żart i w przypadku Hobbs i Shaw jest dokładnie tak samo. Każdy ma zdolności programistów z najwyższej półki, a obejście dla nich zabezpieczeń cyfrowych to bułka z masłem. W powietrzu latają drony, a motocykle transformują się niczym Optimus Prime. Dużo wszystkiego, co sprawia, że całej produkcji po prostu nie da się traktować poważnie.

Do tego dochodzi jeszcze jeden temat, który przez ogólny wydźwięk filmu, został zupełnie spłycony. Modyfikowanie genetyczne ludzi wygląda w Hobbs i Shaw jak najprostsza rzecz na świecie. Bohater grany przez Idrisa Elbę potrafi robić ze swoim ciałem cuda, kule mu nie straszne, a jakby tego było mało, świat obserwuje niczym Terminator. Na niektóre rzeczy trzeba jednak przymknąć oko, bo widzowie godzili się na taką konwencję i tutaj twórcy z niej skorzystali. Jeżeli któreś z pomysłów zostałby zrealizowane w rzeczywistości, moglibyśmy mówić o prawdziwej rewolucji technologicznej.

Warto iść do kina?

Cóż, odpowiedź nie jest tak jednoznaczna, jak można by przypuszczać. Film Hobbs i Shaw to kino na lato, czyli takie, gdzie myślenie nie jest wskazane. Tutaj jednak twórcy dość mocno już przesadzili nawet w tej kwestii. Do tego należy dodać wprowadzany na siłę humor oraz powtarzalność, bo przewidzenie tego, co zdarzy się w kolejnej scenie, jest banalnie proste. Jednak sam film wart jest obejrzenia, jeżeli przyjmie się odpowiednie założenia. Należy po prostu nie myśleć i oglądać kolejne walki, wybuchy i to, jak nieprawdopodobnie zmienia się pogoda w niektórych scenach. I ważna informacja dla tych, którzy nie oglądali jeszcze Gry o Tron, a zamierzają. Darujcie sobie scenę na napisach, bo jest w niej potężny spoiler.

Nowe smartfony oraz laptopy, znajdziecie w naszym sklepie internetowym, wchodząc pod ten adres.

Źródło: Universal Pictures / IMDB / YouTube / Opracowanie własne

Related posts

Leave a Comment