Netflix na luty – ostra jazda i mocne tytuły!
Na zewnątrz może i jest zimno, ciemno oraz ponuro, ale to nie oznacza, że w domu musi być tak samo. Oferta Netflix na luty sprawi, że krew w waszych żyłach zacznie krążyć po prostu szybciej. I to nawet z prędkością, o której jej wcześniej nie podejrzewaliście. Co takiego przygotowała dla swoich użytkowników największa na świecie platforma VOD?
Obecnie widzowie mają tyle możliwości wyboru tego, co chcą obejrzeć i to bez wychodzenia z domu, że każdy serwis VOD robi wszystko, żeby ich zachęcić do wyboru konkretnej platformy. Plus tego stanu rzeczy jest taki, że dostajemy naprawdę interesujące tytuły. Te oczywiście nie są na Netflix wiecznie, bo są przecież ograniczenia licencyjne. Widzowie nie powinni się jednak obawiać, bo nowe treści szybko z platformy nie znikną.
Netflix na luty
Co takiego znalazło się w ofercie, którą przygotował Netflix na luty? Można odnieść wrażenie, że tym razem serwis postawił na mocną i bezkompromisową akcję. Szczególnie w dużych tytułach, które trafią do kategorii filmy. Widzowie dostaną kinowe produkcje, które może i mają już swoje lata (wszystko znacznie szybciej się teraz starzeje), ale ogląda się je znakomicie. Można też liczyć na kolejne sezony ulubionych seriali oraz nowe tytuły, które mają szansę zyskać sporą popularność na platformie. Gotowi? No to zaczynamy!
Mad Max: Na drodze gniewu
Pierwszego dnia miesiąca na platformie pojawi się film, któremu chyba mało kto wróżył sukces. Przynajmniej do czasu, aż pojawiły się pierwsze zapowiedzi czy zdjęcia z planu. Mad Max: Na drodze gniewu miał bowiem wszelkie prawo po prostu się nie udać. Nowy aktor, który miał zastąpić Gibsona, rozpoczęcie historii z zupełnie innego punktu i wszystkie te rzeczy, które zwiastują nadchodzącą katastrofę. Tymczasem okazało się, że powstał jeden z najlepszych filmów akcji w historii. I to wyreżyserowany przez George’a Millera, czyli pomysłodawcę oryginału. Reżyser w trakcie kręcenia opowieści miał już siedemdziesiąt lat, a mimo to stworzył coś, co wciska w fotel.
W rolę Max’a wcielił się tutaj Tom Hardy, ale pierwsze skrzypce gra jednak Charlize Theron. Owszem, Max dostaje swój czas ekranowy, choć znacznie mniej, niż można by się było spodziewać. Czy to oznacza, że nie warto interesować się produkcją? Oczywiście, że nie! Mad Max: Na drodze gniewu to film wywołujący w widzach skrajne emocje i zrealizowany po mistrzowsku. Ujęcia na pustyni wyglądają obłędnie, a w połączeniu z ostrą, rockową muzyką, zostają w pamięci na dłużej. Netflix na luty zacznie się więc od mocnego uderzenia, które koniecznie trzeba dodać do swojej listy „Do obejrzenia”, a najlepiej odpalić produkcję od razu z początkiem miesiąca.
Transformers: Ostatni rycerz
Zdajemy sobie sprawę z tego, że seria Transformers zaczęła już dawno zjadać własny ogon. Tym bardziej, że ciągle była „rozwijana” przez tego samego reżysera. Każda kolejna część zdawała się o wiele bardziej wybuchowa, niż poprzednia i o wiele bardziej przeładowana produktami, które chciano wcisnąć widzom. Niemniej Transformers: Ostatni rycerz to ciekawy przykład kina, które nie wymaga od widza zbytniego przywiązywania się do fabuły.
Mamy nagromadzenie ogromnych robotów, które zwyczajnie rozwalają wszystko na swojej drodze. Transformers: Ostatni rycerz to przykład tego, jak duże wrażenie mogą zrobić na człowieku wybuchy i rozwałka. Najlepiej wyłączyć myślenie i po prostu oglądać zajadając chipsy, czy jakiekolwiek przekąski lubicie. Nie skupiać się na niczym, a zwyczajnie dobrze się bawić. Bo Transformers pod tym względem sprawdzają się bardzo dobrze. Produkcja, podobnie jak Mad Max: Na drodze gniewu, zadebiutuje na Netflix z dniem pierwszego lutego. Czyli już bardzo niedługo.
Nightflyers
Tym razem Netflix na luty to już zupełnie inna pozycja. Nie tylko ze względu na format, bo mówimy tutaj o pierwszym sezonie serialu, ale także o tematyce oraz stylistyce. Nightflyers to także kolejna adaptacja dzieła stworzonego przez jednego z najpopularniejszych obecnie pisarzy. A wszystko przez to, że inna stacja zdecydowała się na ekranizację jego książek. Mowa oczywiście o postaci George’a R.R. Martina. HBO wzięło na warsztat Grę o Tron i zrobiła z niej ogólnoświatowy hit, a Netflix postawił na coś zupełnie innego, choć produkcją zajął się kanał SyFy. Na platformie tylko można go obejrzeć, co nie zmienia faktu, że historię warto poznać.
Nightflyers przenosi widzów w… kosmos. Serial opowiada o załodze statku kosmicznego, której celem jest odnalezienie obcych form życia we wszechświecie. Stawka jest ogromna, bo na szali stoi przyszłość całego gatunku ludzkiego. To z kolei oznacza, że na statku nie żyje się jak w bajce. Nightflyers zapewne ma swoje mniejsze i większe grzeszki, ale jako produkcja science-fiction z pewnością przyniesie odrobinę radości wielbicielom gatunku. Warto sprawdzić pierwszy sezon i przekonać się osobiście, co takiego wyprodukowano. Może się okazać, że warto sięgnąć także po książkę, co zresztą radzimy. Serial pojawi się pierwszego lutego.
Szybcy i wściekli 8
Po tym, jak z życiem pożegnał się Paul Walker, wiele osób sądziło, że seria nie będzie dalej kręcona. Jednak niesamowity sukces finansowy jej siódmej odsłony sprawił, że powstała kolejna. Tym razem nie zdecydowano się (na szczęście!) na to, żeby umieszczać postać Walkera w produkcji i wykorzystywać do tego CGI. Nie zrezygnowano za to z zapierającej dech w piersi akcji, która od samego początku niewiele ma wspólnego z prawami fizyki. Jednak to w pełni zrozumiałe, bo cała seria Szybkich i wściekły z biegiem lat przeszła ogromną transformację.
Filmom daleko do rzeczywistości, ale to zdaje się być ich siłą. Mają po prostu sprawiać widzowi frajdę, a w tym przypadku sprawdza się to znakomicie. Można przyjąć podobne założenie, jak w przypadku Transformers: Ostatni rycerz. Usiąść na kanapie i niczym się nie przejmować, a tylko delektować każdą kolejną obserwowaną na ekranie akcją. A tych w ósmej odsłonie nie brakuje, bo znalazło się nawet miejsce dla… łodzi podwodnej. Widać, że Netflix na luty to potężna dawka adrenaliny, a Szybcy i wściekli 8 dodadzą jej już 21 lutego. Warto poczekać.
Na skraju jutra
Kolejna produkcja z gatunku science-fiction, którą warto sobie zapisać na liście. Na skraju jutra to także adaptacja powieści, ale tym razem japońskiego pisarza Hiroshiego Sakurazaki. W głównych rolach zobaczymy tutaj Toma Cruise’a oraz Emily Blunt. Fabuła skupia się wokół inwazji obcych na naszą planetę oraz tego, że podczas bitwy, bohater grany przez Cruise’a… umiera. Potem zaczyna przeżywać każdy kolejny dzień od nowa.
Może brzmieć to trochę jak Dzień świstaka, ale znacznie, znacznie bardziej brutalny. Wprawdzie w samym filmie nie uświadczmy krwi i tego typu drastycznych obrazów, ale da się wyczuć wiszącą w powietrzu przemoc. Mimo to, Na skraju jutra ogląda się wyjątkowo przyjemnie i bez większych zgrzytów. Zarówno fabularnych, jak i związanych z efektami specjalnymi. Zadbano także o to, żeby sam film odpowiednio zrównoważyć. Mamy tutaj więc sporo akcji, ale nie zabrakło także humoru i elementów rozluźniających. Na skraju jutra pojawi się na Netflix 15 lutego.
Russian Doll
Skoro zahaczyliśmy już o temat Dnia świstaka, nie sposób nie wspomnieć o nowym serialu, który przygotował Netflix na luty. Mowa oczywiście o Russian Doll, czyli komediowym podejściu do tematu śmierci. W końcu dano także szansę na to, by jedna z aktorek z Orange is the New Black mogła zabłysnąć. O samym serialu pisaliśmy dla was więcej w osobnym artykule, który znajdziecie wchodząc pod ten ADRES. Serial pojawi się na samym początku miesiąca.
Velvet Buzzsaw
To jedna z najciekawiej zapowiadających się pozycji w zestawieniu filmów przygotowanych przez Netflix na luty. Mamy tutaj bowiem prawdziwie gwiazdorską obsadę: Jake Gyllenhaal, Billy Magnussen, Rene Russo czy nawet sam John Malkovich . Do tego, sam film został stworzony przez tego samego człowieka, który dał nam Nightcrawler (Wolny strzelec), czyli Dana Gilroya. Wprawdzie na swojej reżyserskiej drodze miał także chociażby ostatniego King Konga, to najlepiej sprawdza się w bardziej kameralnych produkcjach.
Takie właśnie ma być Velvet Buzzsaw, czyli historia o malarzu. Nie będzie to oczywiście zwykła opowieść o trudach artystycznego życia. Okazuje się bowiem, że dzieła stworzone przez malarza nie są do końca tym, czego można się było po nich spodziewać. Zresztą on sam także posiada pewne zdolności, które wykraczają znacznie poza ramy tego, co znamy i tego, co… ludzkie. Produkcja zapowiada się jako połączenie horroru z thrillerem, więc jest na co czekać. Na szczęście nie będzie trzeba długo tego robić, bo film pojawi się w bibliotece Netflix 1 lutego.
Co jeszcze nowego na Netflix?
Powyższe tytuły to oczywiście nie wszystko, co pojawi się w ofercie Netflix na luty. Warto wspomnieć chociażby o trzecim sezonie serialu Lucyfer (1 luty), na który z pewnością czeka wielu fanów. Pod koniec miesiąca pojawi się animacja Stalowy gigant (22 luty), a kilka dni później Apollo 13 (28 luty) czy Azyl (ten sam dzień). Dobrze widać, że Netflix stara się przyciągnąć do siebie coraz większą liczbę użytkowników, oferując coraz więcej i coraz ciekawszych produkcji. Miejmy nadzieję, że na tym nie poprzestanie, a każdy kolejny miesiąc będzie nas czymś zaskakiwał.
Wyniki Netflix za 2018 rok pokazują, że platforma nie ma sobie równych
Laptopy i smartfony, które pozwolą wam oglądać Netflix jak chcecie, znajdziecie w naszym sklepie internetowym, wchodząc pod ten adres.
Źródło: Netflix / YouTube / IMDB / Opracowanie własne