Historia serii Star Wars X-Wing: Rogue Squadron
Dzięki tegorocznym zapowiedziom na Gamescom i E3 gracze znów czekają na wielkobudżetowy tytuł z uniwersum Gwiezdnych Wojen. Mowa oczywiście o trzeciej części (albo reboocie) cyklu Battlefront, który towarzyszy nam już od lat. Niewiele osób natomiast wspomina, że kiedyś Battlefront był underdogiem rynku, a znacznie lepsze tytuły ze Star Wars w tytule królowały w czytnikach konsol i komputerów.
Kiedy byłem młodszy wychodziło więcej gier związanych ze starszą trylogią Gwiezdnych Wojen lub opierających swoje historie o wydarzenia z tych filmów. W ten sposób otrzymaliśmy kilka mniej lub bardziej udanych gier i wśród nich był właśnie Battlefront, mający za zadanie spopularyzować multiplayer sieciowy na konsolach. Pierwsza część wyszła w 2004 roku – stworzona przez Pandemic Studios gra pozwalała na grę 32 osobom na konsolach i aż 64 na komputerach osobistych. W grze występowały 4 frakcje z nowej i starej trylogii, a gracze mogli korzystać z kilku klas postaci. W 2005 roku wyszła druga część gry oferując kilka nowości i usprawnień: możliwość gry jako rycerz Jedi lub lord Sith, a także sekwencje w grze, w których mogliśmy latać i walczyć myśliwcami. Warto też wspomnieć, że druga część Battleront w wersji na oryginalnego Xboxa oferowała już w 2006 roku DLC do gry zawierające nowe postaci i poziomy, za symboliczną kwotę niecałych 5 dolarów. Staram się nakreślić historię serii, ponieważ część młodszych może o tym nie pamiętać, ale Battlefront nie był nigdy wyjątkowo dobrą grą – jego oceny były średnie i pojawiały się opinie, że to próba podbicia szerszej publiczności prostą sieciową grą o Gwiezdnych Wojnach, podczas, gdy kultowe MMO, Galaxies zaczynało powoli umierać, rynek RPGów został zaorany przez Knights of the Old Republic autorstwa Bioware, a niszowe serie pokroju Rogue Squadron otrzymywały znacznie wyższe oceny niż popularne tytuły. Do tego była jeszcze kwestia serii Dark Forces/Jedi Knight, która pokazała jak zrobić dobrą strzelaninę opartą o uniwersum Star Wars już znacznie wcześniej. Ze wszystkich tytułów wymienionych powyżej, chciałem skupić się na serii Rogue Squadron, ponieważ zdecydowanie przy tym cyklu ze wszystkich powyższych spędziłem najwięcej czasu.
Pierwszy Rogue Squadron pojawił się na Nintendo 64 i komputery osobiste w roku 1998. Autorem gry było mało znane studio Factor 5, które dzięki współpracy z Lucas Arts dostało możliwość pracy przy licencji Gwiezdnych Wojen. Ich gra skupiła się tylko i wyłącznie na jednym aspekcie filmów – walkach w przestrzeni kosmicznej lub powietrznej. Mając na karku kultowe gry X-Wing i TieFighter z początku lat 90 Factor 5 musiało udowodnić, że potrafi podjąć temat na nowo, korzystając z dużo nowszych technologii. Wynikiem tego była rewelacyjna gra, której udało się osiągnąć sukces komercyjny leżąc na półkach obok takich tytułów jak Zelda: Ocarina of Time czy Half-Life. Od strony merytorycznej gra również była doskonała – prasa i społeczność graczy była zachwycona Rogue Squadron, w dużej mierze dzięki temu, że tytuł w bardzo udany sposób naśladował scenariusze z filmów (mogliśmy wziąć udział w kultowej scenie pościgu w korytarzu pierwszej Gwiazdy Śmierci), ale dawała też graczom dużo swobody, angażując ich w ogromne, jak na tamte czasy bitwy stworzone specjalnie na potrzeby gry. Jako jedna z pierwszych w historii gier konsolowych Rogue Squadron obsługiwała tryb 480p na Nintendo 64, jednak potrzebowała do tego specjalnego expansion packu pamięci konsoli. Wydawało się, że gra szybko dostanie sequel, jednak tak się nie stało, ze względu na ograniczoną wielkość zespołu Factor 5 i zbliżającą się wielkimi krokami szóstą generację sprzętu.
Na premierę wspomnianej szóstej generacji konsol Nintendo postanowiło się zatroszczyć o jeden z najmocniejszych startów w historii swojego sprzętu: oddało graczom do rąk przynajmniej dwa doskonałe tytuły – własne Super Smash Bros. Melee oraz Rogue Squadron II: Rogue Leader autorstwa Factor 5. Nas interesuje oczywiście drugi z tytułów, sequel jednej z najlepszych gier osadzonych w uniwersum Gwiezdnych Wojen, który tylko podniósł poprzeczkę. Rogue Leader okazał się rewelacyjny, to bez wątpienia najlepsza część serii. Nowe możliwości graficzne młodziutkiego wtedy GameCube’a pozwoliły osiągnąć doskonałą oprawę graficzną, która po raz pierwszy przenosiła graczy prosto w serce wszystkich największych bitew trylogii. Mieliśmy więc okazję zwiedzić Yavin, polatać w Mieście w Chmurach, wziąć udział w walkach o Gwiazdę Śmierci czy ochraniać konwoje rebeliantów. Dodatkowo w nowym tytule mieliśmy dostęp do znacznie większej floty statków niż poprzednio, mając możliwość polatać między innymi A-Wingami, Y-Wingami czy maszynami Imperium. Gra podobnie jak pierwsza część oferowała multiplayer w formie split-screena, w którym mogliśmy zaprosić kumpla do wspólnych potyczek w przestrzeni. Tak się składa, że wraz z GameCube’m w moje ręce trafiła kopia gry i byłem zachwycony – nareszcie mogłem wziąć udział w bataliach, które oglądałem dziesiątki razy, wyglądających na dodatek jak żywcem przeniesione z filmów Lucasa (doskonała misja dodatkowa za sterami Sokoła Millenium podczas bitwy o pierwszą Gwiazdę Śmierci). To jedna z najlepszych gier korzystających z licencji Star Wars, trudno w niej znaleźć jakąkolwiek wadę lub niedoróbki, który by zaburzyły obraz doskonałego tytułu.
http://www.youtube.com/watch?v=Dqd3XJakRaE
Trzecia i ostatnia część cyklu to Rogue Squadron III: Rebel Strike. Ostatnia gra w cyklu wyszła już pod koniec cyklu życiowego konsoli GameCube i choć po raz trzeci był za nią odpowiedzialny Factor 5, gra nie odniosła już tak dużego sukcesu. Przyczynić się do tego mogły gorsze niż w przypadku poprzednich odsłon oceny, których przyczyna leżała w skopanych fragmentach tytułu rozgrywających jak typowa strzelanina – na nogach, z perspektywy trzeciej osoby. Choć trzeba przyznać, że fragmenty te nie były długie i niektóre z nich pozwalały nam pobawić się wcielić między innymi w Luke’a Skywalkera, to absolutnie potworne sterowanie, koszmarna detekcja kolizji i nuda spowodowały, że na krótki czas od konsoli wręcz odrzucało. Misje w których przyszło nam zasiadać za sterami myśliwców i statków kosmicznych były jednak nadal doskonałe: tym razem gra skupiła się dużo bardziej na bitwach związanych z Powrotem Jedi, często angażując gracza w dużo ciekawsze i trudniejsze scenariusze niż poprzednie części. Gra oferowała też tryb podzielonego ekranu, w którym twórcy udostępnili nam wszystkie misje z drugiej części cyklu; taki ruch ze strony developera zasługuje na oklaski, biorąc pod uwagę ilość dodatkowego contentu, który dostaliśmy za darmo. Choć nie wspominam Rebel Strike jako zachwycającej gry, to jednak uważam, że to jeden z najlepszych tytułów dla fanów Gwiezdnych Wojen, zwłaszcza tych, którzy chcieliby zobaczyć jak by wyglądał grywalny Powrót Jedi (są nawet pościgi speederów i walki w gęstych lasach Endora). Wszystkim, którzy mają środki, czas i dostęp do retro sprzętu oraz nie mogą się doczekać na dobre gry w uniwersum Star Wars polecam zapoznanie się z trylogią Rogue Squadron. Warto też przypomnieć kinomanom związanym z Gwiezdnymi Wojnami silną pasją, że w Rogue Squadron III: Rebel Strike jako przerywniki w grze zostały wykorzystane fragmenty filmów z pierwszej trylogii (głównie z Imperium Kontratakuje i Powrotu Jedi) i jest to wyjątkowy przypadek w historii gier opartych na gwiezdnej sadze.
A co stało się z Factor 5? Zniknęło z mapy światowego gamedev’u już w 2009 roku, niedługo po produkcji kolejnego tytułu startowego, w którym walki powietrzne odgrywały równie ważną rolę – tylko ze smokami w roli głównej – Lair dla Sony i ich (wtedy) świeżutkiej konsoli PS3. Jak widać nie opłaca się zamieniać X-Wingów na smoki, a już na pewno nie dla Sony. Miłośnikom bitew z Gwiezdnych Wojen polecam również serię książek X-Wing, uznawaną za jeden z najlepszych cyklów powieści w uniwersum książkowym (które niebawem zostanie wyrzucone do kosza, wraz z premierą nowego filmu). Co ciekawe, podobno książki zostały zainspirowane przez gry, a konkretniej serie X-Wing i TieFighter z początków lat 90, o których wcześniej wspominałem.
___________________
Zapraszamy również do polubienia naszego profilu na Facebooku oraz do zapoznania się z ofertą naszego sklepu internetowego.