You are here
[Recenzja] Metal Gear Solid V: The Phantom Pain Gry 

[Recenzja] Metal Gear Solid V: The Phantom Pain

Serię Metal Gear Solid uważam za jedno z najważniejszych osiągnięć gier jako medium przekazującego historię za pomocą uporządkowanej, liniowej narracji. W najnowszej części Hideo Kojima zrywa z ograniczeniami na rzecz otwartego świata.

A Hideo Kojima Game

To prawdopodobnie ostatnia gra stworzona przez Hideo Kojimę wspólnie z Konami. Po tym jak firma matka zwolniła głównego twórcę serii Metal Gear oraz Zone of the Enders i ogłosiła, że nie będzie tworzyć tytułów triple A możemy być pewni, że to ostatnia odsłona przygód Big Bossa.

Najważniejszym elementem tej odsłony miał być otwarty, niczym nie ograniczony świat i to ekipie tworzącej Phantom Pain udało się doskonale. Mamy do dyspozycji dwa rejony: Afganistan i Angolę, w których prowadzimy naszą działalność najemniczą. Wraz z postacią Big Bossa powracają wszystkie mechanizmy z poprzedniej części przygód tego bohatera: Metal Gear Solid Peace Walker, a więc mamy do dyspozycji własną bazę, którą rozbudowujemy wraz z naszą armią, czego dokonujemy porywając żołnierzy oraz sprzęt naszych przeciwników. Tak, nie bez przyczyny podtytułem dla MGS V jest Tactical Espionage Operations – tym razem Kojima w nasze ręce oddał sprawnie działającą machinę wojenną, którą własnoręcznie budujemy i obsługujemy – wraz z własnymi Metal Gearami.

Czy tak rozbudowany świat i mechanizmy gameplayu znaczą, że mniej uwagi zostało poświęcone fabule? Częściowo tak, ale nie do końca – tym razem sama historia rozwija się odrobinę inaczej i ma lekko zmienioną w stosunku do poprzednich części strukturę, przypominającą serial, którego tempo oglądania dozujemy sobie sami. Jak to wygląda? Tak, że mamy kolejne misje fabularne, które przetykane są misjami typowo zorientowanymi na gameplay i sami wybieramy, kiedy popchnąć historię do przodu.

Sama opowieść w Phantom Pain jest utrzymana w stylu sagi Metal Gear – jest zawiła, zawiera plejadę barwnych postaci i kilka szokujących twistów dla szczegółowo śledzących serię fanów. Big Boss budzi się ze śpiączki 9 lat po wydarzeniach z Ground Zeroes, od razu zostaje zmuszony do walki o swoje życie oraz odbudowania armii, którą posiadał wcześniej. Wszystko to, aby zemścić się na nowej organizacji XOF, opowiadającej za wypadek Bossa oraz zniszczenie jego poprzedniej bazy. Przygotujcie na parę niespodziewanych występów gościnnych postaci z innych części Metal Gear Solid i próbę ujęcia serii w całość. Czy wyszło to Kojimie tak jak zamierzył? Cóż, da się odczuć, że gra pozostawia parę wątków niedomkniętych, a parę domyka nieco na siłę, ale to nadal doskonała opowieść szpiegowska, która od czasu do czasu gra na uczuciach doświadczającego jej odbiorcy.

Revenge

Hideo Kojima wspominał w wywiadach, że zawsze chciał zrobić otwarte otoczenie w swojej grze, ale sprzęt mu nigdy na to nie pozwalał. Widać to doskonale, począwszy od części z lat 80 i 90, w których gracz był często ograniczony do jednego ekranu, a kiedy chciał przejść dalej musiał czekać na to, aż gra załaduje następny obszar. Widać to nawet w części cyklu Snake Eater, jednak da się również odczuć dążenie w jej level designie do budowania organicznych, połączonych ze sobą poziomów. Tym razem Kojimy nie ograniczał sprzęt i udało mu się osiągnąć to, o czym zawsze marzył – zbudować otwartą przestrzeń, bazy i dowolne sposoby infiltracji, lub nawet bezpośrednie działania wojenne.

W grze możemy zrobić wszystko, na co nam pozwoli wyobraźnia i dostępne środki: skradać się po cichu, eliminując żołnierzy wroga, odwracać ich uwagę, użyć przewagi gadżetów, które zbudujemy, lub walczyć otwarcie z pomocą towarzyszy na polu walki. Do asystowania w misji możemy tym razem wybrać kilku pomocników – konia, psa, snajperkę Quiet lub własnego małego Geara. Każda opcja sprawdza się doskonale, głównie ze względu na świetnie zaprogramowane AI, którego działanie ma zapewnić, że każda misja będzie wyjątkowym doświadczeniem.

Race

Wśród tych wszystkich zalet jedną z niewielu skaz gry są walki z bossami. Tym razem część z nich jest podobna do siebie i powtarzalna, a gracz czasem ma wrażenie, że mierzy się ze zwykłymi przeciwnikami, różniącymi się od innych jedynie ilością zdrowia. Niektóre pojedynki jednak zasługują na miano najlepszych w serii (głównie ze względu na otwarte otoczenie i możliwość zastosowania dowolnych rozwiązań), czasem odwołując się do najznakomitszych starć w serii (The End anyone?).

Gra jest niesamowicie długa – po spędzeniu z nią prawie 100 godzin nadal nie mogę powiedzieć, że widziałem wszystko. Dużym zarzutem wśród recenzentów, odnośnie do rozgrywki w Metal Gear Solid V jest część gry, w której powtarzamy misje z początku opowieści, tylko na wyjątkowo trudnych ustawieniach, na przykład ograniczających nasz wybór broni do tego, co możemy znaleźć na polu walki. Moim zdaniem, część tych misji jest z tego powodu zupełnie inna i wymusza kreatywne myślenie, gdy próbujemy radzić sobie za wszelką cenę – ja grałem w nie z przyjemnością, ponieważ niektóre z nich nawiązują bezpośrednio do Metal Gear Solid 3: Snake Eater. Z trzeciej części serii powrócił również system kamuflażu i walki bezpośredniej CQC – wyjątkowo mile widziane elementy.

Peace

Mówi się o tym, że z Phantom Pain został wycięty cały fragment gry – trzeci akt, w którym Kojima ostatecznie zamierzał pożegnać się z fanami, zatytułowany Peace. Cóż, tego jak wyglądał nie dowiemy się nigdy; jednak na pocieszenie dodam, że piąta część sagi pokazuje wiele rzeczy, które mechanicznie chciał osiągnąć Kojima, wplatając w to zręcznie ostateczne pożegnanie z Big Bossem.

Najważniejszym osiągnięciem w tej części, jest bez wątpienia, silnik graficzny na którym opiera się Phantom Pain. Gra wygląda wyjątkowo dobrze, a wielkość i szczegółowość świata świadczy o tym, że tytuł jest najbardziej rozbudowanym przedsięwzięciem w historii Konami. A także o tym, że prawdopodobnie Kojima-san był pod wielkim wrażeniem Red Dead Redemption. Oprawa graficzna jest doskonała: modele postaci, tekstury, oświetlenie i efekty cząsteczkowe – wszystko stoi na najwyższym poziomie chodząc w 60 fps (tak, sześćdziesięciu klatkach na sekundę) w 1080p na konsolach obecnej generacji. Jedynym mankamentem może być drobny pop-up obiektów i cieni, ale na komputerach osobistych przy odpowiednich ustawieniach go nie uświadczymy, a ponadto gra została doskonale zoptymalizowana pod PC – Rocksteady teraz zapewne smaży się ze wstydu.

Na zakończenie, mogę powiedzieć: to jedna z najlepszych gier w historii serii Metal Gear i powrót do korzeni, jednak w nowym, zupełnie otwartym świecie. Wszystkie elementy serii, które kochacie – doskonała historia, świetne mechanizmy skradania i dopieszczona do granic możliwości strona techniczna – są tu obecne, jednak w skali, której jeszcze nie doświadczyliście. Metal Gear Solid V: The Phantom Pain jest dla gier typu stealth tym, czym Wiedźmin 3 dla RPGów – to wzór do naśladowania.

 

Plusy:

Doskonała fabuła, pełna barwnych postaci i z narracją, która stale zaskakuje

Świetna oprawa graficzna, optymalizacja na miarę 2015 roku

Skala gry przekracza wszystko, co do tej pory widzieliśmy w serii

To ostatnia gra Hideo Kojimy, a jego gry zawsze były warte uwagi

Ostatni twist zaskoczy nawet tych, których nie ruszył MGS2

Minusy:

Z gry została prawdopodobnie wycięta znaczna część historii, szczególnie ważna w przypadku ostatecznego charakteru tej odsłony

Dodatkowe informacje: platformy – Xbox One, PS4, Xbox 360, PS3, PC

 

 

 

 

 

 

___________________

Zapraszamy również do polubienia naszego profilu na Facebooku oraz do zapoznania się z ofertą naszego sklepu internetowego.

Related posts

One thought on “[Recenzja] Metal Gear Solid V: The Phantom Pain

Leave a Comment