Krótkie spojrzenie na Company of Heroes 2: Ardennes Assault
16 grudnia 1944 roku, godzina 5.30, front zachodni – nagle horyzont rozjaśnia się od wystrzałów armat, a dowódcy zaczynają szybko wykrzykiwać rozkazy wymarszu. Już po chwili z rur wydechowych czołgów można zaobserwować unoszący się biały dym, słychać znany grzechot gąsienic tych kilkunasto-tonowych potworów przemieszczających się na pozycje wyjściowe. 8.00 – trzy niemieckie armie ruszają do ataku na niczego niespodziewających się amerykanów. Tak rozpoczęła się bitwa o wybrzuszenie, znana także jako Ofensywa w Ardenach.
Próbę zrecenzowania Company of Heroes 2: Ardennes Assault zacznę może od pewnego naświetlenia mojej wiedzy na ten temat oraz stosunku do tego tytułu. Moja przygoda z ta wspaniała gra strategiczną rozpoczęła się wraz z ukazaniem się jej pierwszej części w 2006 roku i pomimo głupio brzmiącego i wielce sugestywnego polskiego podtytułu Kompania Braci, spędziłem przy tej produkcji, dodatkach do niej oraz wielu modyfikacjach setki godzin i jest to w mej skromnej opinii jedna z najlepszych gier strategicznych ever, ever.
Trochę inaczej przedstawia się moje zdanie o 2giej części Kompani Braci, autorzy tak jakby zmarnowali potencjał poprzednika wydając grę, która do tej pory mnie co najmniej irytuje. Co cię w niej irytuje, zapytacie? Uuuu, dużo. Zacznijmy może od kasy… Tak, kasa w tej grze jest najważniejsza, jak jej nie masz zbyt dużo lub po prostu tak jak ja nie lubisz przesadnie napychać kieszeni twórcom gier, to nie pograsz. OK, może przesadzam, pograsz, ale na pewno będziesz poirytowany faktem, że za kilka złotych jakiś noob kupił sobie lepszego dowódcę, dzięki czemu ma dostęp do unikatowych jednostek oraz umiejętności i zasadniczo nie masz z nim szans z tego powodu (no znowu lekko wyolbrzymiam). Ogólnie pomysł, że będę dokładał jakieś pieniądze do gry strategicznej po tym, jak już za nią zapłaciłem, wydaje mi się poroniony. Kolejną sprawą jak mnie poirytowała po zakupie CoH 2, był sam stan gry, o ile single-player, fabularnie głupi, był wporządku, to tryb dla wielu graczy był dla mnie porażką – brak możliwości wyboru mapy mnie denerwował, a nieistniejący matchmaking rzucał moje wojska do walki z o wiele lepszymi przeciwnikami – na szczęście błędy te zostały dość szybko naprawione i teraz w multi gra się względnie normalnie.
Dobra starczy biadolenia o tym, co było, porozmawiajmy o tym, co jest! A wydaje się, że jest fajnie, z początku, tak, gra zrzuca nas w samo serce niemieckiej ofensywy, niestety jest to ofensywa tylko z nazwy. Niemcy niezbyt chcą się ruszać po mapie strategicznej, prawdopodobne z uwagi na fakt, że po prostu nie mają takiej możliwości. Taki zabieg troszkę zabija sens samego istnienia widoku strategicznego, na którym tylko przesuwamy swoje jednostki, tracąc przy tym czas i niestety siłę naszych kompani, każdy wszak ruch po czerwonym terenie kosztuje nas 5 punktów siły.
Po wejściu na wrogie terytorium może tak się zdarzyć, że spotka nas wydarzenie losowe – nie spodziewajmy się tu nagłej, acz zaciekłej utarczki z bojowym patrolem wroga, zasadzki na kolumnę pancerną, bądź czegoś innego w formie dodatkowej misji. Niestety, wydarzenia te ograniczają się do krótkiej notki na ekranie obwieszczającej nam na przykład, że jeżeli wygramy którąś misję w określonej liczbie ruchów, otrzymamy w prezencie możliwość wybudowania jednostki, lub jakiegoś power-upa, bądź upgrade dla kompanii, która brała udział w danej walce. Oczywiście, aby napotkać takie wydarzenie, trzeba się trochę namęczyć i stracić wiele siły jak dla mnie pomysł słaby. Nowe jednostki itp. powinny odblokowywać się po przejściu każdej misji – byłoby prościej i przyjemniej.
Scenariusze zawarte w Ardennes Assault stanowią właściwą rozrywkę tego tytułu i muszę przyznać, że są całkiem dobre. Może fabularnie niezbyt ambitne, wydawałoby się, że gorsze od oryginalnej kampanii sowietami, ale za to są dość zróżnicowane. Najfajniejszym elementem misji są obiecane przez twórców losowo generowane misje poboczne. Wyobraźcie sobie, że właśnie dostaliście tęgie baty od niemieckich obrońców na środku mapy, zostaliście zmuszeni do wycofania resztek waszych sił i ponownego przemyślenia strategii dla tej misji. Nagle nie wiadomo skąd pojawia się komunikat obwieszczający Wam, że oddział wojsk sojuszniczych został odcięty w pobliżu waszego terenu działań i jesteście jedyną nadzieją tych chłopców, by wyjść z opresji z życiem. Klimatyczne, zadanie prawda? A do tego wymagające – zwykle znajdują się w miejscu co najmniej trudno dostępnym oraz silnie bronionym. Rodzajów misji pobocznych jest kilka, ale wszystkie mi się podobały, a dodatkową ich zaletą jest fakt, że nigdy nie wiemy, kiedy zostaną nam obwieszczone ani jaka przyjmą formę. Ten pomysł zaliczam na plus!
Nowe kompanie? No tak, kompanie może i nowe, ale nie odczuwa się tego zbytnio. Grając w Ardennes Assault miałem wrażenie, że to wszystko gdzieś już było, jednostki te same co w Western Front Armies, umiejętności podobne, taktyka gry zresztą też. Jedyną rzeczą naprawdę nowa jest możliwość levelowania umiejętności. Drzewka ulepszania skilli są całkiem dobrym pomysłem, fajnie mieć możliwość szkolenia naszych dowódców, szczególnie z uwagi na fakt, że lepsze umiejętności znacząco wpływają na rozgrywkę.
To by było w sumie na tyle. Nie jest to może dodatek rewolucyjny, jak zapowiadano, lecz wprowadza dość porządny tryb dla jednego gracza. W mojej opinii kampania powinna być zawarta w dlc Western Front Armies, a rozbicie to uważam jako zwyczajny i zgodny z ostatnią polityką twórców, skok na kasę. Grę, pomimo wymienionych wad i pazerności jej twórców mogę, szczerze polecić wszystkim fanom Company of Heroes. Wiem, że trochę ponarzekałem, ale mimo wszystko jest to tytuł dość unikatowy i nietypowy, a graficznie nadal prezentuje się wyśmienicie.